To zależy z jakim nastawieniem tam pójdziesz. Jeśli jesteś wierzącym czeka cię interesująca opowieść o poszukiwaniu Boga. Jeżeli nie, to lepiej daruj sobie tę pozycję, ciężko ci będzie znaleźć w niej coś dla siebie. No chyba, że dostrzegasz takie aspekty jak np przekonująca gra aktorska i potrafisz się odnieść do omawianej tematyki z dystansem. Mi się film podobał mimo iż nie określiłbym siebie jako osobę wierzącą. Mam nadzieję, że pomogłem ;)
To zależy. Jeśli jesteś ślepym fanatykiem to nie wahaj się, będziesz zachwycona.
Jeśli nie jesteś chrześcijanką, bądź jesteś chrześcijanką posiadającą mózg to w żadnym wypadku nie idź, bo tylko zmarnujesz 2 godziny. Jeśli nie lubisz jak się wciska Ci kłamstwa i jawnie przeinacza fakty to nie idź. Jeśli nie lubisz, kiedy film wali amatorszczyzną to nie idź.
Właśnie wróciłam do domu z pokazu tego filmu i jestem pod pozytywnym wrażeniem. Film polecam.
Mimo że jestem posiadaczką sprawnie funkcjonującego mózgu (którego nie boję się używać), film bardzo mi się podobał. Fakt, może niektóre sceny są słabe pod względem technicznym, ale jak na film o tej tematyce jest dość dobry. Natomiast jeśli chodzi o fabułę to myślę, że dla dużej grupy ludzi będzie to opowieść o trudnym wyborze przed jakim stajemy każdego dnia w otaczającym nas świecie. Zaś co do zarzutu o wciskaniu kłamstwa, to nie do końca ogarniam zarzut. Film jest o tematyce Chrześcijańskiej, więc dla mnie logiczne jest, że idąc na tego typu film na pewno będzie mowa o Bogu. W dodatku zapewniam, że żaden film Chrześcijański nie będzie Jego istnienia zaprzeczał (bo wtedy to zdecydowanie niechrześcijański film).
Zaś jeśli się nie jest Chrześcijaninem, to sądzę, że jeśli potrafi się podejść z otwarciem do tematów wiary to także warto wybrać się na ten film. Choćby po to żeby zobaczyć z jakimi trudnościami często muszą się spotykać Chrześcijanie.
Film jest tak tendencyjny i naiwny,że aż żałosny. Argumenty pseudo inteligentnego studenta potrafi podważyć przeciętny niewierzący, nie trzeba do tego tytułu profesora. Strata czasu jak dla mnie. A wciskanie kłamstwa tam niestety dość mocno widać i to w wielu momentach. Źli ateiści-dobrzy chrześcijanie. Moim zdaniem przekręt jakich mało.
Jezus Chrystus jest Drogą, Prawdą i Życiem..czy w to wierzysz czy nie. a polecam uwierzyć w tym życiu, bo po śmierci będzie za późno. Pozdrawiam.I pamiętaj: Jezus Cię kocha.
A dlaczego Jezus? Dlaczego uważasz,że jest jedna droga wspólna dla wszystkich? Mnie bliżej do Buddy. Jestem wega, medytuję , wierzę w reinkarnację. Poglądy Jezusa są mi w większości dość dalekie. Koncepcja Boga biblijnego mnie nie przekonuje. Śmiercią i tym co po niej mnie nie strasz, bo się tego nie boję.Jestem uczciwym człowiekiem, nie buduję ciężkiej karmy.
Szanuję Buddę, ale był tylko człowiekiem, który żył i umarł pozostawiając po sobie pewną filozofię. Podobno powiedział kiedyś( a żył ok 500 lat przed Chrystusem, jeśli się nie mylę), że nie znalazł jeszcze Prawdy, a oto narodził się Jezus Chrystus jako człowiek jako dar dla każdego człowieka, który w Niego uwierzy i powiedział o sobie " Ja jestem Drogą , Prawdą i Życiem...Czy można o Nim powiedzieć, że kłamał? Został ukrzyżowany, ale pokonał śmierć zmartwychwstając, dlatego tylko On może dać. nam życie wieczne. Biblia mówi, że jeśli nie byłoby zmartwychwstania, to daremna byłaby wiara nasza. Co ciekawe, uczniowie Jezusa, gdy został zabity bali się, ukrywali..a dopiero gdy zobaczyli Go żywego po zmartwychwstaniu z odwagą zaczęli mówić o Nim i zbawieniu, które się w nim dokonało dla całej ludzkości. Większość z nich z powodu swojej wiary w Jezusa straciło życie. Czy gdyby nie widzieli Go najpierw martwego, a potem zmartwychwstałego, czy ryzykowali by dla Niego życie?
Nie jestem buddystką, tylko bliżej mi do Buddy niż do Jezusa, który dla mnie też był tylko człowiekiem. Nie wiem co on powiedział,a czego nie, bo w Biblii mieszano tyle razy,że nie wiadomo ile w Nowym Testamencie jest z oryginału. Biblię traktuję jako zbiór mitów i to niezbyt ciekawych, a Bóg opisywany w ST dla mnie jest w ogóle nie do przyjęcia. Oczywiście wierz w co Ci się podoba, ale nie wciskaj mi Biblii jako autorytetu. Poza tym myślę,że wywiązała się w tej chwili dyskusja niemająca wiele wspólnego z filmem.Niech każdy idzie swoją drogą i tak będzie najlepiej.
Gdy szedłem swoją drogą..błądziłem po omacku. Gdy wszedłem na Drogę Jezusa, zacząłem widzieć. Doświadczyłem tego naprawdę w niesamowity, ponadnaturalny sposób. Sprawdziły się słowa Jezusa mówiącego " Ja jestem światłością świata, a kto idzie za mną nie będzie chodził w ciemności". Biblię próbowali przez ostatnie prawie dwa tysiące lat zniszczyć, spalić, zakazać..ale ona przetrwała i przetrwa..a słowa Boże w niej zawarte zawsze były, są i będą aktualne bez względu na to, czy ktoś w to wierzy czy też nie.
Nauria, jakimi trudnościami? Takimi jak brak przyzwolenia na dyskryminację innych?
Bo tak wygląda smutna rzeczywistość. Film kłamie w żywe oczy. Nazywa dyskryminacją chrześcijan sądowe zakazy dyskryminacji innych PRZEZ chrześcijan. Ten film jest pełen kłamstw i hipokryzji.
W dodatku stawia jasny podział. Tylko chrześcijanie są dobrzy, reszta jest zła i niemoralna.
Ten film niechrześcijan może tylko bardziej zrazić. Trudnych wyborow też tu nie ma.
"Zaś co do zarzutu o wciskaniu kłamstwa, to nie do końca ogarniam zarzut. Film jest o tematyce Chrześcijańskiej, więc dla mnie logiczne jest, że idąc na tego typu film na pewno będzie mowa o Bogu."
I z tego nikt nie czyni mu zarzutów. Jest wiele filmów o Bogu o których się nikt krytycznie nie wypowiada. Ja na przykład obejrzałem "What If" i uważam, że jest o wiele lepszy, choć to takie infantylne kino familijne do niedzielnego obiadku. Chodzi o to, że film pozornie ilustruje spór w którym padają argumenty błędne, nie na miejscu i takie, którym żaden myślący ateista by się nie posłużył (jak śmiesz podważać to co powiedział Hawking!!1), a tak w ogóle to ateistów nie ma, są tylko skrzywdzeni przez los i źli na Pana Boga słabeusze. Możesz wierzyć albo nie ale tak nie jest.
Dealric też słusznie zauważa, że film w napisach końcowych usiłuje sprawami rzekomego prześladowania chrześcijan swoje tezy podtrzymać, a Kevin Sorbo opowiada, że grał bohatera korzystając z doświadczeń z własnymi znajomymi ateistami (współczuć znajomych w takim razie) i takimi, których widział w telewizorze, to merytorycznie wypada bardzo źle.
"Źli ateiści-dobrzy chrześcijanie", "Tylko chrześcijanie są dobrzy, reszta jest zła i niemoralna." Pewnie dlatego, że ateiści sami sobie robią takie świadectwo? Sorry, ale ciągną antyreligijną krucjatę w imię wolności słowa bez żadnej moralnej odpowiedzialności. Bo przecież każdy ateusz tworzy swoją własną "moralność" co nie? A potem czytam jakieś brednie o pozytywnym egoizmie, nihilizmie albo, że świat ma odcienie szarości czy coś tam. Kolejna sprawa, bo gdzieś tam wyczytałem jakieś spory, że Chrystus siedzi obok siebie czy jakieś inne bzdety. Tak, próbujcie dalej zrozumieć empirycznie i logicznie istotę omnipotentną. Brawo.
a ty nie rozumiesz hrn89, że moralności nie należy utożsamiać nigdy z wiarą. Pojęcie tego co jest a co złe przekazują nam rodzice. Potem w procesie dorastania dodatkowo to jeszcze raz weryfikujemy. Nie ma żadnych dowodów na to że wiara pokrywa się z moralnością. Jeżeli w to wierzysz to twoje stanowisko obalają chociażby tzw. "mordy rytualne". Czy na prawdę myślisz, że strach przed gniewem Absolutu powstrzyma kogoś przed popełnieniem zbrodni. Bo jakoś patrząc do statystyk nie powiedziałbym. Wierzący tak samo kradną oszukują, zdradzają, mordują i gwałcą. Wszystko zależy od indywidualnego człowieka i tego czy umie żyć w społeczeństwie czy może jest asocjalny.
Jakby zrobić rzut historyczny to znacznie łatwiej by było udowodnić to, że religia to zaprzeczenie moralności ;)
Nie zrozumieliśmy się. Chodziło mi o to, że chrześcijanin ma odgórnie narzucone pewne normy moralne, natomiast ateista może je kształtować wedle swojej woli. Przyjmuję się, że uniwersalne zasady moralne wywodzą się z dekalogu, dla ateistów pewnie z rozwoju kultury i cywilizacji np. nie zabijamy się bo nasz gatunek wymrze. Ok, tylko, że dekalog sam w sobie jest kodeksem stanowczym. Nie kłamie bo nie, nie kradnę bo nie. Ateista natomiast ma tą furtkę otwartą bo nie obowiązuje go nic trwałego, odgórnego. Czyli typowy ateista może powiedzieć, nie kłamię ale czasami muszę bo coś tam itp. Niestety tak jest, mało który ateista jest stanowczy dlatego większość obiera świat w sposób szarawy.
Może skończmy z tym udawaniem o twardych zasadach moralnych opartych na dekalogu. Żaden dekalog nie poradził sobie z niewolnictwem, a właściciele niewolników uważali się za osoby moralne o bogobojne. Więc o jakiej stanowczości tutaj mowa???
Różnica polega na czymś zupełnie innym. "Typowy ateista" (cokolwiek to znaczy) może powiedzieć, że kłamanie jest dobre w określonych sytuacjach. Przy założeniu oczywiście, że nasze tłumaczenie "nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" jest tożsame z kłamstwem. Np. okłamanie wyjątkowo brzydkiej dziewczyny, że jest piękna aby poprawić jej samopoczucie może być bardzo dobre. Okłamanie bliskich podczas głodu, iż nie jest się głodnym aby mogli zaspokoić swój głód ostatnimi kawałkami pożywienia może być wręcz szlachetne. Jednak nie u chrześcijan. Te "stanowcze" i "odgórne" zasady kwalifikują go jako grzesznika.
Tak absolutnie masz racje, tylko że właśnie używasz tu argumentacji obusiecznej. Nie twoja wina, każdy tu używa argumentacji obusiecznej, dlatego właśnie dyskusja ta i jej podobne nie ma sensu i nigdy się nie nie skończy. No bo teraz ja mogę wziąć twój argument "Czyli typowy ateista może powiedzieć, nie kłamię ale czasami muszę bo coś tam itp." i powiedzieć a co z kłamaniem w dobrej wierze? Ludzie wierzący często zasłaniają się, że np wolą powiedzieć słodkie kłamstewko niż gorzką prawdę. Ok, tylko co będzie jak kłamstwo wyjdzie na jaw? czy to sprawi że tę ukochaną osobę będzie boleć mniej, bo się powie: "Chciał(em/am) przecież dobrze." Nie sądzę. Hrn uwierz, kto ma mocne zasady moralne i się i się ich pilnuje, temu na prawdę Istota Wyższa nie jest do szczęścia potrzebna. Tak samo może kochać, tak samo może czynić dobro. A kto ma zasady takie, że sobie nimi żongluje tak by je dopasować do sytuacji to tak na prawdę nie ma ich wcale. Różnica jest taka, że jedni za swoje dobre uczynki oczekują nagrody w niebie/raju/nirwanie czy gdziekolwiek, drudzy natomiast nie spodziewają się niczego. Koniec końców wszystko na prawdę rozwija się o indywidualne przypadki, bo grupowo moralności traktować nie można.
"Różnica jest taka, że jedni za swoje dobre uczynki oczekują nagrody w niebie/raju/nirwanie czy gdziekolwiek, drudzy natomiast nie spodziewają się niczego."
Nie powiedziałbym czegoś takiego. Kiedy wychodzę wieczorem na spacer chcę cieszyć się spokojną okolicą i mijać ludzi, którzy nie nastają na moje bezpieczeństwo. Z tej naturalnej przyczyny wzajemności również nie chcę u innych powodować dyskomfortu niewłaściwym zachowaniem. Nie mówiąc już o napadaniu na innych, co wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami oraz niekorzyścią i na dłuższą metę nikomu nie jest na rękę. Nikomu z ludzi, którzy cenią sobie ten spokój. I nie potrzeba tutaj żadnych Dekalogów czy innych Bogów, którzy kiwają palcem.
Niestety wielka krzywda jaką religia i kapłani chrześcijaństwa czynią ludziom to wmawianie im tego iż z natury jesteśmy źli, a gdyby nie było tego ostrzegającego palca to byśmy na siebie wszyscy ponapadali, zgwałcili i pozabijali. Z mojego punktu widzenia ta koncepcja jest tak absurdalna, że wręcz uwłaczająca godności człowieka.
Tak ta koncepcja musi wyglądać. To jest dla ludzi wierzących uzasadnienie potrzeby istnienia Absolutu. Gdyby tak nie przedstawiano im świata, On nie byłby im do niczego potrzebny.
Kiedyś dawno temu na studiach miałam taki przedmiot jak podstawy etyki i moralności.Podczas ustnego egzaminu doktor zadawał wstępne pytanie: Czy jest pani chrześcijanką? Jeśli odpowiedź była nie (tak jak w moim przypadku) kończyło się kilkoma prostymi pytaniami i wpisem 4,5 do indeksu. W przypadku odpowiedzi twierdzącej należało udowodnić,że chrześcijanin może być moralny. Udowodnienie tego było niemożliwe ze względu na to,że chrześcijanin czeka na nagrodę w niebie, zła nie czyni(o ile nie czyni)tylko dlatego,że boi się kary po śmierci. Doktor nie był człowiekiem mściwym,więc i chrześcijanom zwykle odpuszczał wpisując w indeks 3,0. Myślę,że tak to mniej więcej wygląda: niewierzący jest uczciwy, dlatego,że jest szlachetny , wierzący, bo oczekuje jakiejś nagrody.Oczywiście naiwnością by było twierdzić,że każdy niewierzący jest szlachetny. Film niestety podszedł do sprawy w sposób prymitywny i pokazał nieprawdę. Dlatego jest denny, nie dlatego,że jest o chrześcijaństwie.
Jestem chrześcijanką i nie czynie dobra oczekując za nie nagrody w niebie. Nie uważam raju za materialne dobro, które otrzymam za to że będę dobra, posłuszna itp. Wszystko porównujecie w sferze materialnej, nawet prawa moralne sprowadzacie na tę płaszczyznę. To prawda, że jako chrześcijanka wierze w Boga, ale nie jest to Absolut, którego się boje. Wiara nie polega na strachu, ale na miłości. Patrzycie na chrześcijan staro testamentalnie, wszystkie wasze wasze wypowiedzi odnoszą się do prawa, które było dwa tysiące lat temu i które jest prawem żydowskim. Zgadzam się również z Wami, że i wśród chrześcijan jest wiele osób żyjących w ten sposób, myślących w ten sposób i mówiących w ten sposób. Jednak Chrześcijanin to osoba wyznająca wiarę w Chrystusa, a od Niego zaczyna się nowy testament, który nie ma opierać się już na strachu, a na wzajemnej miłości. Nie szukajcie przykładów w chrześcijanach, którzy chodzą do kościołów klęczą przed krzyżem i wszystkim naokoło pokazują jacy to oni są przykładni i wierzący. To nie jest chrześcijaństwo, a obłuda. Jeśli chce się znaleźć przykład prawdziwego chrześcijanina to trzeba szukać wśród tych, których nie widać. Bo prawdziwy chrześcijanin nie afiszuje się ze swoją wiarą, gdyż jest ona dla Niego po prostu codziennością. Nie afiszuje się z dobrocią, gdyż dla Niego jest to chleb powszedni. Bardzo trudno jest być chrześcijaninem i to nie ze względu na spotykanie się często z brakiem akceptacji, wyśmianiem najciężej jest po prostu podchodzić z miłością do każdego człowieka. Najciężej jest nie ranić innych kiedy Oni ranią Ciebie. Moja droga żeby to zrozumieć była bardzo długa i bardzo bolesna i mimo iż to wiem, wciąż upada, wciąż zapominam, wciąż potrafię ranić innych. Jednak bycie chrześcijaninem polega też i na tym, że mimo tych wszystkich upadków, mimo całej tej niedoskonałości wiemy, że trzeba po prostu podnieść się naprawić i zadość uczynić za wyrządzone krzywdy i dalej próbować z całych sił żyć tak jak uczy Chrystus, bo to w Jego głos trzeba się przede wszystkim wsłuchiwać, a nie w księży.
Moim zdaniem, w tym kraju to trudno być niechrześcijaninem, przecież Was jest bardzo dużo, siłą wprowadzacie swoje zasady i w dodatku oczekujecie na to,że wszyscy się do nich zastosują. Popatrz co wyrabiają Wasi kapłani, mieszają się do wszystkiego, do polityki, medycyny,życia intymnego nie tylko swoich owieczek , ale całego społeczeństwa. W sumie to do chrześcijan jako takich nic nie mam, każdy niech idzie swoją drogą, mam natomiast sporo do instytucji kościoła i przedstawicieli tej instytucji. Odbiegamy jednak od tematu czyli oceny filmu. Wszystko co miałam do powiedzenia na jego temat, już napisałam wcześniej.
Film jest dobry. Naprawdę pozytywny. Pokazuje rozstajne drogi na których może znaleźć się każdy z Nas, a także wiarę młodego człowieka, która kształtuje Jego życie i która jest dla Niego wyznacznikiem życia. W filmie pokazana jest nie tylko historia tego jednego człowieka, ale również wielu innych osób dla których wiara jest drogą życia.
Uważam, że film pokazuje prawdziwość życia chrześcijanina, że mimo trudności warto jest się uśmiechać i warto dalej iść, nie poddawać się. Bóg zawsze prowadzi i ponad wszystko kocha.
Moim zdaniem wartościowy jest wątek profesora, który ukazuje jak bardzo nieuleczone zranienia kształtują nasze życie i jak bardzo wpływają na nasza teraźniejszość.
W żadnym wypadku film nie skreśla ateistów, ale pokazuje szczęście ludzi wierzących.
Dokładnie o tym samym pomyślałam. A poza tym, gdyby tak odwrócić sytuację i chrześcijanka nawróciłaby się na islam to czy też chrześcijanie zachwycaliby się tym filmem? I jeszcze jedno.Film niestety skreśla ateistów pokazując ich jako ludzi złych, bez uczuć, nietolerancyjnych.
Wiesz, film pokazuje, że ateizm, ewolucjonizm, humanizm, wegetarianizm (jest to pokazane wprost, już na samym początku filmu) wiążą się z całym pustym, materialistycznym podejściem do życia. Ale w rzeczywistości to pokazuje coś zupełnie innego - drastycznie skrzywiony i zubożony obraz świata w oczach chrześcijan. Im wpojono taki sposób myślenia i tak widzą innych ludzi. Oczywiście nie wszyscy ale ten film najbardziej trafia właśnie do tej grupy.
Propaganda Chrześcijaństwa, Republikanów, Konserwatystów, itp. I bardzo dobrze, bo wszędzie na całym świecie powstaje mnóstwo filmów antychrześcijańskich, więc to jest taka przyjemna odskocznia dla wierzących, żeby być może trochę podbudować swoją osobistą wartość religijną.
Szkoda, że jak większość filmów propagandowych, ten również był bardzo przewidywalny i oczywisty, ale generalizując -warto obejrzeć.