Twórcom filmu udało się w jednym filmie obrazić inteligencję zarówno ateistów czy agnostyków jak i inteligentnie myślących katolików, zorientowanych w teologii. Wiara w amerykańskiej- protestanckiej Mc wersji sprowadzona do płytkich frazesów i show. Powtarzany już setki razy bezsensowny pseudo spór ateistów z protestanckimi fundamentalistami nie prowadzący absolutnie do niczego i pokazuje tylko, że twórcy nawet nie raczyli zajrzeć do książek cytowanych w filmie. Argumentacja obu stron godna tylko Richarda Dawkinsa i najbardziej zacietrzewionych kreacjonistów przekonanych o tym, że Ziemia jest płaska. Wszystkie przedstawione "argumenty" zostały dawno temu obalone i roztrząsanie ich na warunkach twórców filmu jest wyjątkowo śmieszne i tendencyjne. Cały "wywód filozoficzny" filmu to przerzucanie wyjętymi z kontekstu cytatami z Biblii i różnych książek. Płytkie, jednowymiarowe postacie, oczywiście wrzucenie wszystkich w typowe szufladki "zły, inteligentny ateista nawraca się", "młody,czysty i piękny chrześcijanin", etc. Jedynym plusem jak dla mnie jest rola Kevina Sorbo, naprawdę nie spodziewałem się takiej kreacji u Herkulesa. Do ostatnich minut liczyłem na cokolwiek nieprzewidywalnego, jednak nie udało się. Końcówka filmu przebija jednak wszystko, przyda się torba na wymioty, bo od przesłodzenia i moralizowania może zrobić się niedobrze.