Czarno-biały film. Ateista - inteligentny, zły, zastrasza oponenta, ośmiesza, zadufany w sobie. Chrześcijanin - zastraszony, nieskazitelny, cierpi za wiarę. Muzułmanin, czyli (jak to zostało w filmie ukazane) ignorant, który potrafi wyrzucić dziecko z domu za własny wybór.
Wszystkie argumenty młodego studenta mogłyby zostać obalone i postawić w lepszym świetle jego przeciwnika, ale scenariusz tego nie przewiduje. Scenariusz przewiduje, że to chrześcijanin ma rację, Bóg musi wygrać. Nienawidzę manipulacji, więc film otrzymuje ode mnie jedynkę, bo moje jedyne odczucia po seansie to obrzydzenie i gniew.
Cóż...
Jeśli chcesz tak to traktować to nie da się tego nazwać jak to, że chrześcijanie to według twórców filmu prymitywni idioci. Dawno nie widziałem filmu, który stawiałby w gorszym świetle chrześcijan. Idąc za tym mamy religie debili, którzy nie myślą, obłudnych, zakłamanych, mających w dupie WŁASNE zasady.
Wiesz jaka jest przewaga takiego Islamu nad chrześcijanizmem? Nie jest tak pełen obłudy, a ludzie którzy wierzą wierzą.
Z tym muzułmaninem trochę przesadziłeś, bo kolejna scena pokazuje, że zrobił to wbrew swojej woli z powodu panujących u nich zasad. Tak poza tym, to rzeczywiście film bardzo jednostronny. Dziwi mnie też tak dobre przyjęcie go przez część ludzi wierzących, bo film stara się udowodnić istnienie Boga, podczas gdy sens wiary opiera się na tym, że nie da się tego udowodnić, ani zanegować,
Obrzydzenie, gniew? Ja tam się uśmiałam. Dawno nie widziałam tak stronniczego filmu i to pro-chrześcijańskiego :) Obejrzałam z ciekawości i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie wierząc w boga żadnego mam rację. To moja racja i nikomu do tego. Jakoś jednak nikt nie nakręci filmu o tym jak to jest być ateistą w świecie wierzących. Niech każdy wierzy sobie w co chce. W filmie ukazany jest jeden przypadek na milion pewnie, gdzie narzuca się ateizm. Znów nożyce się odezwą bo ktoś uderzył w stół. Jacy ci ateiści niedobrzy, jacy hipokryci, bo w konsekwencji przed śmiercią i tak każdy z nich chce wierzyć. Film mnie rozbawił, bo nie jest realny. Nie w moim świecie.
"Obejrzałam z ciekawości i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie wierząc w boga żadnego mam rację"
Czyli jak rozumiem nie wierzysz w Boga, ba, jesteś pewna, że go nie ma, ale jednak potrzebujesz na to dowodu? Chyba nie rozumiem. Gdybym ja była ateistką, wnioskując po twoim komentarzu, dość źle nastawioną do jakiegokolwiek przejawu wiary, raczej nie potrzebowałabym opierać się na filmie typowo chrześcijańskim żeby wmówić sobie, że mam rację...
Ja nie potrzebuję dowodów na to, że boga nie ma. Uważam natomiast, że dowody na to, iż jest, są niewystarczające. Poza tym ja absolutnie nie opieram się na tym filmie i nie potrzebuję się w moim przekonaniu utwierdzać. Wg mnie film niczego nie wnosi. "dość źle nastawioną do jakiegokolwiek przejawu wiary"? Nie przeczytałeś(aś) mojego komentarza uważnie - Niech każdy wierzy sobie w co chce. W filmie nie chodzi o to, aby przedstawić dowody istnienia boga. Ukazuje się jedynie ateistów na siłę próbujących narzucać swój punkt widzenia. Tak przynajmniej ja to widzę. Mnie wydaje się, że w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Ale nie możemy oczywiście szufladkować. Niestety ja na każdym kroku czuję presję ze strony wierzących. Muszę się zmagać w realu z przejawami niechęci dla mojego odmiennego (w moim środowisku) myślenia. Ale przecież to wierzący mają gorzej, no nie?
Z tego filmu można się wiele dowiedzieć o chrześcijańsko - konserwatywnych fobiach i o tym, jaki obraz świata mają ci ludzie. "Bóg nie umarł" to wbrew pozorom nie tyle film o wierze, a hymn na cześć konserwatywnej, chrześcijańskiej Ameryki i jej "wartości". Jest to dość ciekawe i perwersyjne dziełko, poza tym jak w każdym filmie propagandowym większość postaci i zdarzeń pojawia się tu nie przypadkowo.
Po pierwsze - kim jest wróg?
1. Intelektualiści ( i środowisko skupione wokół uniwersytetów). W filmie jest to grupa profesorów skupiona wokół prof. Radissona - przedstawieni jako cyniczna, wyjałowiona z emocji, prześmiewcza grupa, która sączy truciznę w młode otwarte umysły. Tworzą elitarne, wręcz sekciarskie towarzystwo, całkowicie zamknięci na dyskusje.
2. Ateiści i wolnomyśliciele - prof. Radisson. Przedstawiony jako hipokryta gnębiący żonę i nieszczęśliwy człowiek z problemami. "Coś" (w tym wypadku śmierć matki) spowodowało, że odwrócił się od Boga (choroba duszy) i choć w głębi serca wierzy w jego istnienie (nienawidzi go, buntuje się przeciw niemu) to jednak wmawia wszystkim, że jest ateistą, a z prób dyskredytowania wiary uczynił swoją życiową misję.
3. Muzułmanie (Misrab) - cały zachodni świat "niewiernych" traktuje z pogardą i zasłania córkę jakimś czarnym szalem. (dziwne, że mogła nosić spodnie). Uosabia opresyjną kulturę, której ofiarą pada jego własna córka (wygnanie z domu, próba uduszenia (?) )
4. Komuniści , a dokładniej "ideologia komunistyczna" (ojciec studenta z Chińskiej Republiki Ludowej)
5. Feministki / Ekolodzy/ Lewica- dziennikarka prowadząca bloga "Nowa Lewica" i atakująca z pozycji ekologicznych "dobrego Amerykanina", który zbił fortunę na sprzęcie do polowań i strzelaniu do kaczek
6. Bogaci, niewierzący biznesmeni - Marc Shelley; podły typ, który wiedzie wygodne życie i odwraca się od umierającej na raka kobiety.
(pewnie kogoś pominęłam, ale mniejsza o to)
Kto jest bohaterem?
1. Młody, odważny Amerykanin i Chrześcijanin, który dzielnie broni wiary w obliczu zagrożenia i stawia czoła znacznie potężniejszemu ateiście, ryzykując tym przyszłą karierę i związek z dziewczyną.
2. Nawrócona na Chrześcijaństwo Muzułmanka, "męczennica za wiarę", która odnalazła Jezusa
3. Stłamszona i upokarzana żona prof. Radissona, która znajduje odwagę by od niego odejść odejść i zwrócic się w stronę Boga. Do tego opiekuje się schorowaną staruszką.
4. Student z Chin, który ma odwagę rozmawiać z ojcem o wierze, mimo że wcześniej był indoktrynowany przez "groźną ideologię komunistyczną"
5. Wielebni i duchowni wszelkiej maści, którzy zawsze znajdą czas by porozmawiać i udzielić wsparcia potrzebującym wiernym
6. Willie Robertson (a właściwie małżeństwo Roberstonów) Nowoczesny, przedsiębiorczy chrześcijanin, "prawdziwy Amerykanin" wyznający republikańskie wartości ; miłośnik trzebienia ptactwa wodnego i bogacz, który przepasał czoło amerykańską flagą i (najprawdopodobniej) sponsoruje koncerty chrześcijańskiego rocka.
7. Zespół muzyków chrześcijańskich, którzy tworzą piosenki z przesłaniem i nawracają przy okazji lewicową dziennikarkę.
Dobrze jest uświadomić sobie, jak kończą "wrogowie" Boga...albo jak potraktował ich miłosierny chrześcijański scenarzysta :D . Wszystkich spotykają kary z niebios i tortury (a jednak inkwizycja wiecznie żywa ;) ) ...dlatego też trudno nie nazwać filmu perwersyjnym:
1. Intelektualiści tracą autorytet w oczach młodych za sprawą jednego początkującego (ale wierzącego!) studenta
2. Radisson - traci wszystko; odwracają się od niego studenci, kończy pod kołami samochodu , wcześniej opuszcza go również ukochana kobieta. "Na szczęście" zdążył się nawrócić tuż przed smiercią (bo przecież "jak trwoga to do Boga etc.)
3. Muzułmanin traci córkę (niemal posuwa się do morderstwa)
4. Ojciec i brat mogą mieć problemy w "chińskim raju" przez poglądy syna, syn się od nich oddala
5. Dziennikarka dowiaduje się że ma raka i umiera, opuszcza ją również jej kochanek
6. Biznesmen dostaje "przesłanie od Boga", że teraz żyje sobie wygodnie za sprawą Szatana, ale wkrótce będzie po balu i już za późno na płacz :)
---------------Jestem bardzo zdziwiona (może trochę zawiedziona) , że nie było też "złych lekarzy namawiających kobiety do aborcji" i "zepsutych homoseksualistów" siejących "homopropagandę" . :D Jednak mimo wszystko daje to jakiś przekrój rozmiaru fobii jakie trapią przeciętnego Johna Smitha żrącego hamburgery, chodzącego z rodziną na niedzielne kazania i strzelającego w wolnych chwilach do zwierząt. Problem jest dość niepokojący zważywszy na rozmiary i potęgę militarną imperium jakim jest USA. (a przecież te lęki nie dotyczą tylko Amerykanów ).
Do tych pseudo argumentów z buta nie będę się odnosić, bo przecież w filmie nie chodziło ani o intelektualną uczciwość ani o rzetelne przedstawienie tego sporu. :)
Jeszcze inna sprawa, że fabuła rozgrywa się w dość dziwnym świecie ludzi zamożnych, posiadających przywileje oraz dzieci dobrze zarabiających rodziców - nie ma tu problemu bezrobocia, wyzysku pracowników, biedy. (ideologia klasy panującej) Uderza też antyintelektualizm filmu - np. dwójka protagonistów - "pastorów" , która do znudzenia powtarza wytarte frazesy w stylu "bóg jest dobry, bo zawsze jest dobry" (?) skontrastowana z "wywrotową filozofią". Ehhh szkoda się rozpisywać :)
Jeśli ktos interesuje się filmami propagandowymi, technikami manipulacji etc. to na pewno powinien obejrzeć jako ćwiczenie - można się pobawic w wyłapywanie takich smaczków :D
No właśnie czytam i się dziwię, że ci się chciało tak rozpisać. Trochę minęło od seansu z tą kupą gówna i teraz już nawet nie wyraziłbym opinii, polazłbym dalej. Z kretynami nie da się wygrać, trzeba pilnować własnej dupy i trzymać swoje przemyślenia dla siebie.
ano rozpisałam się, fakt. Ale jeśli wszyscy będziemy trzymać buzię na kłódkę to na świecie będzie słychać głos samych kretynów :)
Całkowicie się zgadzam. Jak miło przeczytać na forum wpis inteligentnego człowieka....
Racja to w ogóle film dla idiotów . Kulminacja filmu to pokazanie pseudologiki : profesor przyznał że nienawidzi Boga, więc jeśli go nienawidzi no to on istnieje . Albo debilne dywagacje na temat moralności nie wiedzieć czemu zawłaszczonej przez tylko wierzących .Skąd opinia że to co dobre i złe definiuje tylko pismo święte ? Większej bzdury nie słyszałem . Amerykańskie kino familijne napłodziło sporo takich gniotów, może tym reżyserom wydaje się że dzięki nim pójdą do nieba .
Czuję się urażony tym jak ten film traktuje mnie jako widza. Liczyłem na jakieś ciekawe argumenty, dyskusje, kilka cytatów które warto byłoby wziąć pod uwagę. Ale nie, otrzymuję stronnicze dziadostwo z kiepskimi zdjęciami i beznadziejną grą aktorów. Tortura do oglądania od strony technicznej, merytorycznej, teologicznej i każdej możliwej. Wykładowca który nie może znaleźć argumentów na słowa studenta i grozi mu po zajęciach - śmieszne. Dziewczyna rzucająca chłopaka bo ten niby wyzbywa się czegoś takiego jak "akademicka przyszłość" nie zgadzając się z profesorem - żałosne. Nie odpalający samochód mający być znakiem opaczności bożej dla gościa który scenę wcześniej mówi o obronie wiary - głupie. I końcówka która jest po prostu policzkiem dla inteligentnych ludzi.
Te, które zostały ukazane w filmie pt. ,,Bóg nie umarł'', kłopoty w życiu, ciągłe zwątpienia, wypalenie zawodowe, problem 'wierzyć nie wierzyc', sens ludzkiej egzystencji, czy miłość jest najważniejsza, co jest cenniejsze niż życie i tym podobne tematy, bądź pytania które dany człowiek może sobie postawić we własnej głowie, sam sobie. ^^
Problemy mogą być istotne, sęk w tym, że w filmie podano to w takim sosie, który jest mało wiarygodny.
" Muzułmanin, czyli (jak to zostało w filmie ukazane) ignorant, który potrafi wyrzucić dziecko z domu za własny wybór. "
To i tak lekkie... Oni są zdolni do okrutniejszych czynów i uchodzi na porządku dziennym w ich krajach.
To raczej nie manipulacja, ale brak subtelności. Argumenty, a raczej przekonania twórców są niczym młot wyburzeniowy. Jednak zarzucając filmowi, że podaje argumenty, które łatwo obalić wrzuca nas w sam środek parodii - oto twórcy stworzyli film, który opiera się na debacie pt"Czy bóg umarł" i ta debata nadal kontynuowana jest w internecie. I dziwnym trafem na wizerunek narzekają ateiści, którzy zachowują się...jak ateista z filmu!
"Czy bóg umarł" i ta debata nadal kontynuowana jest w internecie. I dziwnym trafem na wizerunek narzekają ateiści, którzy zachowują się...jak ateista z filmu!"
Ateiści, paskudne sępy zostawiające kobiety chore na nowotwory, zwyrodnialcy, oddający schorowane matki do domu starców, kiedy sami mogliby im uchylić nieba swoim bogactwem.
Hedonizm, satanizm, bogactwo, megalomania, przyziemne pragnienia, niewiara w bóstwa, ezoteryczne wręcz uwielbienie do bogactwa.
Wszystko oczywiście obiektywnie złe i obiektywnie związane z ateizmem.
Biedni ci wierzący szukający zła w każdym zakamarku rzeczywistości. To na pewno ciekawa jazda na krawędzi ale osobiście polecam jednak kult wielkich przedwiecznych.
Jazda bez trzymanki, bez pozowania, że chodzi o coś innego niż totalny odjazd.
Polecam.
A w samym filmie to pan profesor nawet nie był ateistą, tylko gościem, który jak bachor obraził się na chrześcijańskiego Boga.
Co było dobitnie podkreślone w finale.
Dalej mamy dwóch bogatych gości, którzy są zli. bo są bogaci i wszystko mogą, więc nie wierzą w Boga i maja wszystko w d.
Jak bardzo prymitywne to jest.
Po prlowski naród jakim jest Polska może bazować na takich zabawnych chwytach, ale USA, w którym generalnie komfort życia nie jest postrzegany jako przyczynek zła, bo to codzienność? Dość dziwne i słabe.
No proste, ale przecież wielu na serio sądzi, że moralność wynika wprost z wiary, a tam gdzie wiary nie ma, nie może być też moralności.
Jednak przez pryzmat religijnego pojmowania moralności człowieka, konsekwentny wierzący nie uzna moralności drugiego człowieka, jeżeli ta łamie jakąś płaszczyznę zakazów stricte religijnych.
Nawet jeżeli ktoś nie kradnie, nie morduje, co więcej np pomaga chorym ludziom- powiedzmy przez filantropię, wykonywany zawód, cokolwiek, lekarz, masażysta. Pracuje w schronisku, domu opieki etc.
To cóż z tego, skoro np współżyje bez ślubu i to z dużo młodsza partnerką, albo w ogóle miał sporo partnerek łóżkowych,eksperymentuje z nauką- np in vitro, albo głosi poglądy sprzeczne z wymiarem doktryny kościoła w wymiarze politycznym, gospodarczym, jakimkolwiek w sumie.
Z tego punktu widzenia człowiek religijny rozumie moralność jako zakazy i nakazy stricte wynikające z religii i nic dziwnego, że przypisuje religii główny kompas moralności.
Ja np uważam ,ze seks poza zdradą, gwałtem, pedofilią, uzależnieniem- według standardów psychologicznych a nie religijnych, bo wiadomo, że religia lubi przejaskrawiać- i szkodliwymi degenerującymi człowieka wynaturzaniami nie powinien być rozstrzygany w kategoriach dobra i zła , jeżeli dwójka dorosłych ludzi dobrowolnie się na niego godzi i nikt nikogo nie krzywdzi.
Religia uważa inaczej, a jednak obiektywnie przecież taka decyzja nikogo nie krzywdzi.
W ogóle postawa religii wobec seksualności człowieka jest na wskroś absurdalna- np masturbacja jako zło- i temu można by poświecić całą pracę magisterską.
Dalej mamy rezerwę do bogactwa i gloryfikację biedoty- a to drugie przecież też może degenerować i to dużo gorzej niż tzw uderzenie sodówki od nadmiaru bogactwa.
Potem idą całej maści dylematy naukowe, które jeżeli im się dobrze przyjrzeć doprowadziłby do totalnego regresu ludzkości.
Człowiek na wskroś religijny uważa i morderstwo za zło i rozwód za za zło, co jest dla mnie wystarczająco wymowne i pokazuje tą elementarną różnicę między moralnością ogólnie pojmowaną społecznie a tą religijną.
"Człowiek na wskroś religijny uważa i morderstwo za zło i rozwód za za zło..."
Ale co w tym takiego nadzwyczajnego. Przecież "zła" mogą być rozmaite i mieć odmienne wartości - podobnie jak w świecie ateistycznym.
To, że to w tym przypadku zło i dobro ma wartość absolutną ;)
Tak rozwód dla chrześcijan jest zawsze czymś złym, bo to rozerwanie komunii z Bogiem.
No, chyba nie do końca. Nie mam wrażenia, że morderstwo i rozwód zajmują takie same miejsce w hierarchii grzechu u chrześcijan. Poza tym, są przecież różne odłamy chrześcijaństwa i różne wersje stosunku do rozwodu.
Nie ma takiej samej hierarchii i nigdzie tego nie pisałem;)
Po prostu jedno i drugie jest uznawane za grzech i tyle.
Dla mnie to absurd, mając na uwadze jak działają związki w prawdziwym życiu, a nie kazaniach księży.
Żyjemy w Polsce więc główną wykładania pod tym kątem tutaj jest Kościół Katolicki.
Moralność to tak naprawdę strasznie złożone zagadnienie, a religia chrześcijańska w tym odłamie jest bardzo często bezkompromisowa i często nie uznaje odcieni szarości.
Wiem, że np nie zabijaj jest inaczej rozpatrywane w kwestii obrony kraju przed najeźdźca, czy obrony własnej, ale nie zmienia to faktu, że ta religia jednak częściej stawia na bezkompromisowość.
Eutanazja, aborcja, in vitro są uznawane zawsze za zło.
Oczywiście należy docenić np piętnowanie kłamstwa, które zawsze jest raczej zjawiskiem negatywnym w skali społecznej, bo wprowadza ludzi w błąd, błędne oczekiwania, okazuje brak szacunku wobec kogoś bliskiego etc.
Jednak generalnie religie mają bardzo specyficzne pojmowanie moralności, gdzie wręcz coś wymykające się po prostu jakiemuś podporządkowaniu wobec danego obrządku, brak posłuszeństwa w danej dziedzinie jest uznawany za zło.
Choćby w sprawach nauki. Imo to nie jest w każdym przypadku sprawa moralności, a chodzi o zawoalowane poczucie kontroli.
tak btw. to się okazuje że ten profesor nie jest ateistą tylko chrześcijanem z nienawiścią do własnej wiary
ja w tym filmie nie dopatrzyłem się żadnego ateisty, co najwyżej kilku antyteistów a to już zupełnie co innego, zakładam że sporo ludzi może być zbyt leniwymi żeby sprawdzić co to takiego a więc w skrócie
znaczenia:
ateista - 'nie uznaje instnienia Boga dopóki nie dostanie solidnego dowodu na jego istnienie'
antyteista - 'niezależnie o tego czy w Boga wierzy czy też nie, taka osoba próbuje zwalczać kult religijny i inne elementy z nim związane'
Zgadzam się z opiniami, ze film uproszczony. I myślę, że nawet katolik zauważy, że to jest krzywdzący film. Chrześcijanin dobry, ateista i muzułmanin zły, ludzie nagle zaczynają się nawracać, a jeśli ktoś jest bogaty i ma firmę, to na pewno materialista. Myślenie bardzo czarno białe. Ten film jest naprawdę mało wart.