PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=823007}

Ból i blask

Dolor y gloria
7,3 32 932
oceny
7,3 10 1 32932
7,0 46
ocen krytyków
Ból i blask
powrót do forum filmu Ból i blask

Niemalże najlepszy film roku! Jak nie ostatniej dekady!

Od razu na wstępie muszę was poinformować, że ja za bardzo nie miałem w planach pójścia do kina na ten film z jednego, konkretnego powodu: zwiastun nie był dla mnie zbytnio zachęcający. Jednak znalazło się trochę wolnego czasu, więc czemu nie i wybrałem się na najnowszy film Pedro Almodovara. No tego to się niespodziewałem. Ja dosłownie przed chwilą wróciłem z seansu i tkwią we mnie takie emocje, że reżyser dał naprawdę niezły popis. Film generalnie opowiada historię o pewnym reżyserze, o Salvadorze Mallo, który jest obecnie w kryzysie twórczym, nie umie niczego nowego nakręcić ani napisać z konkrentych powodów oraz w międzyczasie przeżywa on ponownie historię swojego dzieciństwa. Tutaj w zasadzie powinieniem skończyć omawiać fabułę, bo więcej wam powiedzieć nie mogę (spoliery itd.) I jeżeli wy lubicie jak na ekranie dużo się dzieje to nie jest to pod żadnym pozorem seans dla was. Ta produkcja zdecydowanie charakteryzuje ścieraniem się różnych osobowości prowadonych w niezwykle spokojnych dialogach i to było jedno z moich największych zaskoczeń w tym filmie, że reżyser pozwala tym swoim bohaterom porozmawiać na spokojnie, poświęca temu naprawdę sporo czasu (przyznaje się bez bicia, nie widziałem poprzednich filmów Almodovara, ale w najbliższym czasie z pewnością nadrobię), co dla niektórych może być nudne i wyjdą z sali już po pierwszych 10 minutach. Jak dla mnie, te rozmowy czy dialogi są najlepszym elementem tego filmu, najbardziej ze względu na towarzyszące im emocje. Ci bohaterowie nie rozmawiają sobie o czymś tak po prostu, tylko na ich twarzach widać tę falę emocji, którzy za pomocą właśnie tego dialogu, chcą nam je przekazać. Także każda nawet scena, nawet najmniejsza scena jest po coś. Nie są one wrzucone kompletnie od czapy, ale wiąża się z nimi również pewne konsekwencje. No i właśnie, emocje. Ten film złapał mnie za serce i do teraz trzyma i na pewno jeszcze jutro będzie trzymał, ale po samym seansie, jak już wyszedłem z tej sali kinowej, byłem kompletnie zmieszany uczuciowy. Ta produkcja mną zawładnęła wręcz, byłem w takim stanie niepewności, takiego zaniepokojenia. Po kilku minutach mój mózg już wszystko sobie poukładał w głowie i dopiero od tamtej chwili mogłem coś powiedzieć o tej produkcji. I ja czegoś takiego nie czułem od ,,Trzech Billboardów za Ebbing Missouri'', gdzie miałem podobne uczucie. A tamten film wyszedł w lutym 2018 roku, więc już trochę minęło. Również reżyser nie zamierza, aby widz odczuwał dokładnie takich samych emocji, jakby on tego by oczekiwał. To widać szczególnie po scenie w teatrze, gdy zostaje wystawiona sztuka Salvadora - wow! Dokładnie w tym momencie ja czułem zarówno jak i smutek, jak i żal, jak i gniew, tysiąc różnych emocji przy jednej scenie. Tak samo ze sceną listu z tyłu obrazu - majsterszyk! Almodovar również niesamowicie dawkuje napięcie, ponieważ ja siedziałem jak na szpilkach podczas filmu i czekałem za każdym razem z niecierpliwością na kolejną scenę. Z tym też się wiąże pewien twist fabularny, którego ja kompletnie się nie spodziewałem i nic na to nie sugerowało, absolutnie nic. To świadczy o tym, że na tyle zaintrygowała mnie ta historia, tak mnie pochłonęła, że ja nawet o czymś takim nie myślałem. Ja byłem w stu procentach w tej opowieści, co jest rzadkością u mnie.

Jeśli natomiast chodzi o sam koncept tej produkcji, to w samym zwiastunie nie za bardzo mnie zachęcił, a wręcz odtrącił, a w filmie zadziwił mnie swoją budową, stylistyką. Mamy tego reżysera, który nakręcił już sporo filmów, mówi nawet nam się wprost, co jest w ogóle rzadkością, że jeden z jego filmów został ogłoszony klasykiem i zaproszono go na spotkanie w kinie z widzami, takie q&a, jednak boryka się on z takim bardziej egzystencjalnym problemem, niż z takim fyzycznym (osoby, które widziały już ten film, powinny wiedzieć o co chodzi), ponieważ nie umie on stworzyć nowego filmu. Stoi on cały czas w takim rozkroku i nie wie, w którą stronę dać ten kolejny swój krok. Oczywiście, podczas filmu spotyka się on z bohaterami, które w pewnym stopniu miały znaczenie dla jego ukształtowania i jakim on człowiekiem w końcu się stał. Tutaj bardzo trafnie odnosi się do tej całej jego obecnej sytuacji sam tytuł produkcji, czyli ,,Ból i blask''. Przez pierwsze powiedzmy czterdzieści, nawet pięćdziesiąt filmu, mamy do czynienia z upadkiem Salvadora, z jego problemem, z tym, że nie umie on sobie z tym poradzić, ale też nie wie, kto mu może pomóc, zaś już w prawdzie pod koniec, mamy ukazane powstanie tego reżysera, co u mnie osobiście wzbudziło ciarki i zaniemówiłem wręcz. Ta postać jest też bardzo tajemnicza wbrew pozorom i do samego końca pozostaje tajemnicą. Do teraz nie wiem, dlaczego ten bohater, postąpił tak, a nie inaczej i za to ogromnie dziekuje twórcy. Nie buduje on postaci na jedną, czy dwie linijki, ale głównemu bohaterowi poza tym, że poświęca mu cały film, to jeszcze my go poznajemy takiego jakim jest naprawdę dopiero pod sam koniec, a nawet nie poznajemy go w całości. Twórca nie dopowiada wielu rzeczy w jego kwestii, ale też kontroluje to wszystko. Inaczej jest już trochę z innymi bohaterami, jednak przy niektórych pozostaje przy tej samej koncepcji, czyli np. przy postaci Federico, który też ma wewnętrzy konflikt międzysobą. Widać też w tym wszystkim, że jest to osobisty film Almodovara, że ukazuje on swoje osobiste relacje, swoją duszę, wyraża swoje potrzeby właśnie pod maską tej opowieści. I ja też odnalazłem w tej historii naprawdę wiele wspólnego, co jeszcze bardziej dodało uroku tej produkcji. Ten film ma jeszce jedną ogromną zaletę, otóż nie jest on produkcją banalną i dosłowną, pomimo paru kwestii. Na tym seansie trzeba solidnie myśleć oraz nie wszystkie rzeczy odbierze sie tak, jakbyśmy tego się spodziewali. Niektóre sceny, decyzje można odbierać na 100 różnych sposobów. Pomimo tego, że ma solidnie zarysowane tło i wiemy mniej więcej, z czym to się je, to i tak pozostaje bardzo tajemniczym, bardzo oryginalnym równiez dziełem. Jednakże, gdy będe go oglądał ponownie, na pewno wiele rzeczy zrozumiem jeszcze inaczej i zmienię również perspektywę, z jaką patrzę na konkretne wydarzenia. To też jest ciekawe, mianowicie perspektywę można obrać z kilku różnych kierunków. Możemy film oglądać z perspektywy Salvadora i ja taką sobie ścieżkę obrałem podczas seansu, ale też z perspektywy matki, której jest dosyć niewiele na ekranie, a ona też rzuca swoje światło czy to na relację z synem, czy to na jakąkolwiek inną relację, w czym reżyser potwierdził mnie w tej finałowej scenie.

Wizualnie ,,Ból i blask'' stoi. Zdjęcia są fenomenalne, ja momentami czułem się nawet, jak w tej słonecznej Hiszpani, poczułem to ciepło, pomimo tego, że obecnie w Warszawie jest prawdziwa gorączka. Zrobiły one na mnie olbrzymie wrażenie, a jeszcze bardziej scenografia, która idealnie oddała te realia. Cały ten dom głównego bohatera, ja tam byłem, ja dosłownie tam byłem, no coś wspaniałego. Jeśli chodzi natomiast o muzykę, to Oscar jak dla mnie gwarantowany, a przynajmniej musi dostać nominację. Była ona tak hipnotyzująca i do tego, w tak odpowiednich momentach, gdzie aż prosiło się o to, dla mnie absolutny majsterszyk. Ta produkcja jest też świetnie zmontowana, te przechodzenie do wspomnień głównego bohatera w ogóle mi nie przeszkadzało i w żadnym razie nie wybijało z rytmu, bo tak czasami niestety jest, że te wstawki nie mają w sobie konkretnego podłoża, przy czym czasami kadr się różni i ta chronologia jest równiez czasami zaburzona. Tutaj też ona taka jest, ale ja tego w ogóle podczas filmu nie odczułem. Dopiero po zrozumiałem kilka istotnych kwestii. Chciałem jeszcze na chwilę powrócić do danych scen, jednak spokojnie, postaram się bez spoilerów. W ,,Ból i blask'' mamy jedną, konkretną scenę, gdzie nasz bohater zza młodu, oświadcza matce, że nie chcę iśc do seminarium, z kilku tam różnych powodów, a w pewnym czasie my wracamy do ,,starego'' Salvadora, który rozmawia ze swoją matką odnośnie tego, jakim był on dzieckiem. Nawet nie wiem jak to określić, ale to było coś niebywałego. To, z jakim rozmachem i z jakim talentem umie reżyser nakreślić nam dwie sceny, zupełnie czasowo od siebie inne, a gdy się je połączy, daje efekt wspaniały i bardzo jednolity. Właśnie w takich scenach, w takich chwilach, na pierwszy plan wychodzi dramat bardziej rodzinny niż psychologiczny. Otóż tutaj dramat rodzinny można odczuć dopiero wtedy, gdy te sceny z przeszłości i teraźniejszości połączy się ze sobą, oczywiście w sposób logiczny, bo jednak przez ten cały czas ja obchodziłem się z dramatem psychologicznym. My w pewnym momencie wchodzimy do tej psychologii Salvadora i to już od nas zależy, czy wejdziemy w to na sto procent, czy jednak sobie odpuszczamy. My również z tym bohaterem obcujemy niemalże 24 / 7, prawie cały czas kamera jest przy nim, ale to ani nie znudza, ani nie zniechęca do dalszego odbioru. To co mi się ostatecznie nieklei i z czym mam taki delikatny problem, to, że za dużo jest tego dramatu jednak psychologicznnego niz tego dramatu rodzinnego, ale inne były założenia twórców. Poza tym, ten dramat rodzinny jest wygrany bardziej na takich mocniejszych strunach i choć tego gołym okiem nie widać, to w głębi duszy można to śmiało odczytać.Niestety, ale film ten nie jest idealny i mam z nim pewien zgrzyt. Ja zaryzykowałem i postanowiłem oglądać dalej film, ponieważ na samym początku mnie nie złapał kompletnie. Oglądałem tak jakby za szybą, na szczęście szybko w nim odnalazłem swój taki własny, osobisty pierwiastek i dopiero od tamtej chwili ja poczułem, że w tym filmie jestem. To było przy scenie właśnie wystawiania sztuki ,,Nałóg'', której wciąż zrozumieć nie mogę i potrwa mi to z dobrych, kilka dni, ale w tym coś jest.

Przechodząc już do aktorstwa, to Antonio Banderas jest rewelacyjny w tej roli. Mógłbym go wychwalać i wychwalać, ale trochę by czasu jednak przy tym minęło. Dla mnie Oscarowy wręcz występ, zasługuje przynajmniej na nominację, a nawet na zasłużoną wygraną. To, w jaki sposób on przedstawia ten swój ból, jak on cierpi na tym ekranie, jak na jego twarzy malują się te wszystkie emocje - no nie sposób mi nawet o tym mówić, bo jestem w szoku. Banderas tu strzela życiówkę i to też jest w pewnym sensie jego ,,opus magnum''. Był on czarujący, fantastyczny, wspaniały, niesamowity, lepiej być nie mogło. Każda scena również w której on występuje, należy w całości do niego, on daje prawdziwy kunszt aktorski i on również ciekawie odnalazł się w tej roli. Jego gra aktorska czasami mnie też dziwiła na swój sposób, bo nie grał on szablonowo. Chciał pokazać widzowi coś więceji dał mi kreację godną Oscara. On miał też nad tym wszystkim jakąś kontrolę, ale nie w stylu, że nie dał mi czegoś bardziej konkretnego, ale dał i pozostawił jedynie po sobie ślad. Co do reszty, to również wspaniała była Penelope Cruz, która wcielała się w zatroskaną matkę, która musi poradzić sobie z dośc trudną sytuacją, bo jest ona biedna, musi do tego zająć się synem, ojca głównie nie ma w domu, jest w tym wszystkim sama i to było cholernie ciężkie zadanie. A Penelope poradziła sobie z tym bez mniejszego problemu i cudownie się ją oglądało na dużym ekranie. Poza tym, że jest ona przepiękną aktorką, to jeszcze dała mi coś tak emocjonalnego, że ja prawie cały czas płakałem na tym filmie. Fantatyczny także był Asier Etxeandia, którego najwięcej było na samym początku i trochę mi go jednak zabrakło. Tak samo Julieta Serrano, która miała wręcz ,,złote liniki'', to ona również była stosunkowo mało na tym ekranie, jedynie poświęcono jej ,,mały epizodzik'', a wolałbym, aby jej relacja z Banderasem trochę więcej mimo wszystko potrwała. Wspaniały był również Asier Flores, który skradł cały film dla mnie, wcielając się w młodego Salvadora. No, w tym filmie ro się od takich ,,aktorskich perełek'' i to była dla mnie wręcz prawdziwa uczta, że aż tak wybitnych aktorów mogłem obejrzeć na tym dużym ekranie. Przejdźmy zatem do wątków, a raczej do takich ,,epizodzików'', bo z nimi również mam taki maciupeńki problem. Otóż niektórych wątków jest stanowczo za mało i wolałbym, aby je troszeczkę przedłużono. Tak mam z wątkiem Alberta i Salvadora, których relacja jest niezwykła, razem stanowią taki wulkan emocji i ja bardzo liczyłem na to, że jeszcze może Ci dwaj bohaterowie się ze sobą spotkają, a tu postać Alberta się porzuca nagle i my do tej postaci już nie wracamy. Szkoda, bo z jednej strony, okej, tak miało być, właśnie w takim momencie, ale z drugiej strony - dlaczego? Tak samo wątek tej całej operacji, może był mało istotny dla fabuły, ale tak mocno go zainscenizowano, a rozwiązano go w kilka minut. No to mi się osobiście nie spodobało, można było nawet ten metraż trochę bardziej przedłużyć, no nie wiem już sam.

Chciałem jeszcze omówić na sam koniec scenariusz, który również jest arcydziełem. Ma wszystko to, czego można oczekiwać od świetniego scenariusza, dialogi to są perełki, aktorzy dostają wręcz złote linijki i mogą się nimi pobawić, mogą dodać coś od siebie, co nie będzie jednocześnie z nim kolidować. Uważam, że te dialogi w tych rozmowach, które prowadzą nasi bohaterowi to jest miód na moje serce. Ja już tak dawno nie słuchałem, aż tak dobrego scenariusza i brakowało mi tego. Nawet najmniejsza linjijka z czymś poważniejszym się wiąże oraz nie jest on przeładowany tym wszystkim. Bohaterowie są również nakreśleni bardzo dobrze, nie są oni potraktowani grubą krechą, ale jest w tym wszystkim coś intrygującego i zaskakującego na swój sposób. Jednakże scenariusz ten świeci wręcz rewelacyjnym poczuciem humoru. Te pojedyńcze wstawki, typu Antonio Banderas gadający przez telefon z całą publicznością - ta scena od razu mnie kupiła. Śmiałem się naprawdę niejednokrotnie i ten humor był też świetnie zainscenizowany. Dodawał on też takiej świeżości, te żarty nie były też podane tak bezpośrednio, ale czasami połowa sali się śmiała, bo już się zorientowała o co tym bohaterom chodzi, a połowa jeszcze nie, bo nie załapali albo nie wiedzieli, co było w tym takiego śmiesznego. Ten humor był również bardzo subtelny i wyszukany tym spsoobem ,ale ja uwielbiam taki rodzaj humoru, więc mnie to po prostu kupiło. Co do tej inscenizacji, to również jestem oszołomiony. Świetnie była zainscenizowana scena w basenie, czyli na samym początku, ale też scena, gdy nasz główny bohater staje się świadkiem napadu, raczej takiej bójki. Coś wspaniałego! Tak samo praca kamery powinna zostać szczególnie doceniona na wszelkie możliwe sposoby. Te przejścia, no mógłbym i mógłbym się nad tym wszystkim zachwycać, bo widać, że Almodovar włożył w to ogromne serce i czuć było to przede wszystkim. Jest to też mniej więcej komentarz do współczesnych twórców, którzy z takim problem się borykają i nie mogą sobie z tym poradzić. Zawiera też piękne przesłanie i nosi ten film za sobą pewne wartości, coś wspaniałego, naprawdę.

Dlatego, podsumowując, film ,,Ból i blask'' pomimo paru spięć i niedociągnięć, otrzymuje ode mnie 10 / 10 z ogromnym sercem. Może być to też spowodowane tym, że jestem gorąco po seansie i jeszcze trzymają mnie te wszystkie emocje. Z pewnością także ten film pojawi się w mojej TOPCE 10 NAJLEPSZYCH FILMÓW 2019 i ma miejsce już zagwarantowane na 200 procent nawet. Naprawdę warto, z czystym sumieniem polecam dla miłośników czy kina, czy Almodovara i na tym zakończę dzisiejszą recrenzję. To wszystko ode mnie i do zobaczenia wkrótce!

Franek_321

takie emocje Ci towarzyszyły że aż dziw że się nie posrałeś na tym seansie.

nchudy

+.

ocenił(a) film na 8
Franek_321

Dobrze napisany tekst (choć nie recenzja), z którym się zgadzam (choć aż tak mnie film nie zachwycił).
P.S. bardzo konstruktywna i rzeczowa odpowiedź nchudy

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones