Z całego filmu podobały mi się bardzi dwie rzeczy. Sheri Moon:) i kawałek lecący na końcowych napisach. Poza tym film jest średni. Nie najgorszy, ale w porównaniu z kultowym House Of 1000 Corpses dość mizerny. Kurde, zastanawiałem się kilka razy czy to na pewo ta sama pojebana rodzinka co w pierwszej części. Spoulding jest żałosnym, tłustym staruchem, a Otis zamiast pogrzanego artyst-psychola jest brodatym, znerwicowanym menelem. Co się stało z Doktorem Satanem i jego eksperymentami? Do tego jeszcze moim zdaniem kompletnie bezsenoswna końcówka film, jakby Robowi nagle skończyły się pomysły. Reasumując, gdyby Rob Zombie zrobił swój drugi film, nie związany zupełnie z pierwszą częścią, z nowymi bohaterów mogło by być całkiem spoko. Inny film, inny klimat. W tym przypadku wyszła kaszana. Mam nadzieję, że następnej części już nie będzie, bo była by to juz totalna klapa.