Jak myślicie co w pierwszej scenie zdemaskowało Perrier LaPadite (właściciela chaty w której ukrywała się rodzina Shosanny ) ? Czy to że wymieniając wiek rodziny i dzieci mówił tak jakby ich widział niedawno ( w rzeczywistosci powinen nie być do końca pewien tych szczegółów skoro nie widział jej od lat)? Czy coś innego?
Nic go nie zdemaskowało. Landa jest przebiegły, zresztą tłumaczy w scenie swój talent do łapania Żydów ("Jew Hunter"). Wiedział (lub wywnioskował), że tam są. Dlatego właśnie wrócił do chaty LaPadite'a, mimo że była wcześniej sprawdzana.
LaPadite fantastycznie odegrał swoją "rolę", ale w niczym mu to nie pomogło, bo Landa doskonale wiedział, że żydowska rodzina ukrywa się pod podłogą. I wiedział, że złamie opór Francuza - co zresztą robił z przyjemnością, bo był sadystą o gigantycznym ego, wielkim darze wymowy i bajecznym poczuciu humoru. Takich scen z zabawą w kotka i myszkę jest w filmie mnóstwo, Tarantino chyba się w tym lubuje. A każda z nich to pokaz krasomówstwa. Wspaniale się słucha - szkoda tylko, że w ostatnich filmach Tarantino (mam tu zwłaszcza na myśli "Nienawistną ósemkę") skrzące się błyskotliwym humorem dialogi stały się ważniejsze niż fabuła i bohaterowie. Przerost formy nad treścią...
Zastanawiają mnie dwie kwestie: czy Landa wiedział, że Shosanna to Shosanna (scena z mlekiem i strudlem jabłkowym)? Wątpliwe, by przed wizytą w domostwie LaPadite'a widział jej zdjęcia - a gdy obserwował ją uciekającą, nie widział przecież twarzy. Ale jeżeli nie wiedział, to dlaczego zamówił właśnie mleko? Było to dość wymowne.
I druga sprawa: co się stało z LaPadite'em? Naprawdę darowano mu przewinienia? Śmiem wątpić.
Swoją drogą kreacja Denis'a Ménochet'a fantastyczna - dla mnie, obok postaci Niemca zabitego kijem do baseballa, to najlepsza rola epizodyczna w filmie.