Nie mam zbyt wiele do napisania na temat nowego filmu Stevena Spielberga. Jest zwyczajnie rozczarowujący. Przez większość seansu towarzyszyło mi uczucie znużenia. Technicznie jest to dzieło bez zarzutu. Efekty specjalne, mimika gigantów, przełożenie twarzy Marka Rylance’a na postać cyfrowego tworu biegającego po ekranie, rozmach niektórych scen i ogólna estetyka wizualna – na wszystko to patrzy się z przyjemnością. I z ogromnym znużeniem.
Nie jest to jednak zły film. Nie jest to po prostu film dla widza dorosłego. Historia jest z rodzaju tych, które mają sens tylko dla dziecka, bo tak naprawdę w ogóle nie będzie się zastanawiało nad nim. Opowiastka jest mało angażująca, umiarkowanie zabawna i chyba może wywołać jakieś emocje tylko u osób, które oglądały w dzieciństwie animowaną wersję i mają do niej sentyment. Ja nie widziałem, przez pierwszą połowę filmu ziewałem z nudów.
Dopiero pod koniec scenariusz zabiera bohaterów w miejsce, które generuje serię zabawnych gagów przy których cała widownia zaśmiewała się głośno. Od tego momentu, mającego miejsce tuż przed finałem historii, film nieco zyskuje w oczach widza i ostatnie kilkanaście minut zlatuje niezauważenie. Za późno jednak to następuje, żeby zmienić uczucie rozczarowania nowych filmem Spielberga.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk
Więcej recenzji i innych wrażeń z tegorocznego Cannes:
https://facebook.com/Kinofilia-548513951865584/
Zabawne jest to, że ludzie nie umieją pojąc swymi umysłami, że ktoś mógł widzieć ten film za granicą xD
Dałabym like'a, gdyby był ;) Też nie mogę wyjść z podziwu, jak można być tak tępym. Dla niektórych świat kończy się na warzywniaku pani Mieci i fryzjerze U Dżanet.