polecam rzecz wytropić w upalnym kinie którejś z nadbałtyckich miejscowości, na pasie od przedświnoujściowej granicy z niemcami po zakrynicomorski obwód kalingradzki, jako i ja wytropiłem - co tym bardziej jeszcze podewokuje dookolne przeżycia zmysłowe.
wysokie wzloty polskich dokumentarzystów twardo stąpających po ziemi uciszyły wakacyjną kamandę podpromilowanych plażowiczów w nie więcej niż trzy minuty - jastarnia, kino "żeglarz", przedwczoraj na wywczasie na własne uszy słyszałem - ot, choćby takim prostym dialogiem:
- zakochałem się, no nie wiem, czy w tym wieku jest to możliwe. odpowie mi pani na to pytanie.
- nie ma wieku.
raz za razem zdarzają się tu takie perełki, ważące więcej niż ważą, znaczące więcej niż znaczą, w rodzaju:
- mówią, że człowiek nie jest z żelaza. a człowiek jest z żelaza.
mistrzowsko przy tym tonowane humorem, już to łebskim piratem z łeby, już to innymi scenkami sytuacyjnymi, na przykład rozkminkami z tajemnej xięgi szyfrów matematycznych:
- weź tu małą tackę weźmiesz, siądziesz i napiszesz: sześć razy makrela, minus dwa, będzie razem sześć, cztery włożysz do małej, z tego weźmiesz cztery, wsadzisz do lodówki, dwie po dużej, ale do obiadu nic z tym nie robisz, wtedy wszystkie do komory, i te trzy z platety też rozbroić je, narysowałeś?
dużo, dużo ogółem dobrego, ale nie bez chochli dziegciu.
tu mam takie pytanie ogólne: skąd to uwiedzenie uwędzeniem jako motywem przewodnim?
innymi słowy: skoro uwędzona pani miecia wędzi się i wędzi przez trzy miesiące w roku, przez kolejnych dziewięć zażywając nadmorskiego jodu, to chyba wiadomo od czego i na czyje to jest życzeniowe widzimisie. tu żadne sztuczki sprawnych montażystów, jakkolwiek genialne, czarodziejskie i wspaniałe, nie pomogą. rozumiem, że myślimy filmowo - oto pani miecia, uwędzona jak ta ryba, albo poetycko zgoła, nawet religijnie - pani miecia i wędzarnia jedno jesteśmy, czyli wynosimy kaszel pani mieci w rejony metafory wyższej, do wspólnego pola wzruszeń, nadając mu znaczenie głębsze, podniosłe, wręcz mistyczne.
ale spójrzmy realnie, przyglebnie, zamieniając filozofię na konkret: pani miecia umiera od takiego samego nałogu, na jaki umierają rozalkoholizowani inni, tyle że od papierosów.
dalej zatem więc: bądźmy konsekwentni, albo uszlachetniajmy wszystkich nałogowców, albo nie uszlachetniajmy żadnego z nich.
pani miecia, z odpychającą wręcz wyniosłością, dostrzegając rozprocentowany błędnik w oku brata swego, mgły nikotynowej w swoim oku zdaje się jakby nie widzieć. oto usilnie przekonuje - siebie, nas, nie wiem - że wszystkiemu winna jest wędzarnia, czyli praca, pasja, i tak dalej, ale to nieprawda. to tylko filmowo tak ładnie i zgrabnie wygląda.
z nieba na bruk ogólnie, oto jak z filmowej wzniosłości wyłazi prostota brutalnej codzienności.
rak i dymek dwa bratanki, nie masz w płucach żywej tkanki, mówiąc słowami poety.
prawda, pani mieciu?
bez kitu, proszę mi tu błękitu we łbie nie bełtać wędzarnią.
jeżeli
alkohol mówi: idź na dno,
tytoń mówi: ty toń.
trochę się czepiam, a bo mnie to wkurza: kiedy jeden opętaniec mówi z wyższością o innym, dumnie exponując przy tym własne opętanie.
ogólnie też źle, kiedy moralizatorem okazuje się osoba, której postępowanie nie stanowi bynajmniej wzorca moralnego działania. gorzej jeszcze - kiedy to postępowanie podnosimy wręcz do rangi imperatywu kategorycznego.
a to zaledwie jeden przykład nałogu z bogatego w nałogi koszyczka z nałogami, których pani mieci naprawdę nie brakuje. dwa kolejne a równie ważne, poza nikotynizmem, to zajętoholizm i misjoholizm, a czym są zajętoholizm i misjoholizm niechaj nikt też nie udaje że nie wie.
rodzi się pytanie: czy nie mamy tutaj do czynienia z samooszustwem? samozaślepieniem? czy nie tymi dróżkami winni podążyć uważni dokumentarzyści, by dać świadectwo prawdy osobowości tej postaci? bo tak ślizgając się po "królowej łeby", z całym szacunkiem, ale - ślizgamy się po powierzchni zaledwie, stawiamy wygładzony pomnik, pompujemy slogany, zamazujemy kontury.
dzięxy, wynik skanu stanu na teraz: wrażliwe oko widzi wyostrzone ucho, wyostrzone ucho słyszy odgłosy ziemi obracającej się wokół własnej osi, całobyt wędzi się i marynuje, wtapia w harmonię istnienia. czyli chyba w porządku, poza stanem konta nie ma o co się troskać..
a film się podobał?