PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=210898}

Babel

2006
7,4 174 tys. ocen
7,4 10 1 173520
7,0 46 krytyków
Babel
powrót do forum filmu Babel

...i oskarżające je o nieoryginalnośc.
OBYŚCIE SIĘ ZADŁAWILI!
Nastała jakaś dziwna moda - zjechac to, co najlepsze, a wybic w górę to, co o wiele słabsze.
Film jest rewelacyjny.

Howler

Ale jeśli chodzi o "Babel" to nie jest to jakieś arcydzieło tylko te same wątki wałkowane przez reżysera tym razem w bardziej "gwiazdorskiej" obsadzie. W czym wg Ciebie przejawia się rewelacyjność tego filmu? Napisz proszę, bo ostatnio nastała jakaś dziwna moda- jak coś nakręci I?árritu to wybitne i nikt nawet nie dopuszcza głosu krytyki. Filmów bardziej poruszających i uwrażliwiających jest wiele. "Babel" nie jest złym filmem ale żeby odrazu najlepszym. Echh filmów o roli przypadku i jego następstwach w życiu człowieka było już kilka mniej lub bardziej zgrabnie podanych, więc nie widzę powodu aby podchodzić do akurat tego dzieła na klęczkach. A na koniec przypominam sobie jak zafascynowani widzowie twierdzili, że np: Kieślowski odemienił ich życie. To piękne jak działa magia kina, ale jak kazda magia niestety przemija wraz z nowymi doznaniami.

ocenił(a) film na 8
ran_2

Też nie przeceniałbym tego filmu. Jest naprawdę dobry, chwilami bardzo dobry, to wszystko. Pewna wtórność w twórczości I?árritu istnieje, choć nie jest ona rażąca. Rzeczywiście, kiedy widziało się już "Amores Perros" i "21 gramów", trudno tego nie zauważyć. Broniłbym jednak Meksykanina, choć nie jako twórcę wybitnego, bo kolejne jego filmy wciąż poruszają i zmuszają do refleksji.

Howler

O... widzę, że jak zwykle Howler wykazał się dobrym gustem ^^

ocenił(a) film na 8
Howler

Howler, powiedz mi proszę, bo jestem ciekawy, czy widziałeś przed "Babelem" poprzednie dwa filmy I?árritu?

moody_mic

Nie widziałem "Amores Perros".
"21 gramów" z kolei wcale nie uważam za wybitne. Ma u mnie wysoką ocenę dzięki aktorom, który odwalili kawał dobrej roboty, dzięki operatorowi i kompozytorowi. Co do pozostałych elementów "21 gram", wcale nie są górnych lotów; film nadrabia brakiem chronologii, który bez wątpienia potrafi zaciekawic...
...a który w "Babelu" wcale nie jest jednym z głównych atutów, bo jest wykorzystany zaledwie w kilku scenach.
Jednym z głównych atutów "Babelu", podobnie jak "21 gramów" jest oczywiście aktorstwo /z tym że tutaj są to raczej role drugoplanowe/.
Apropos aktorstwa, czy mi się przywidziało, czy ktoś użył wcześniej sformułowania "bardziej gwiazdorska obsada"? Nie widzę tutaj z "gwiazdorskiej obsady" nikogo oprócz Brada Pitta (za którym nie przepadam, chociaż muszę przyznac, że z TĄ rolą poradził sobie naprawdę nieźle), Cate Blanchett i Gaela Garcii Bernala (którzy w filmie grali praktycznie epizody). Najlepsze role w filmie zagrały dwie aktorki, o których naprawdę nie można powiedziec jako o wielkich gwiazdach. W każdym razie ja nie słyszałem wcześniej nazwisk: Adriana Barazza /wg mnie najlepiej i najciekawiej zagranana rola w filmie/ i Rinko Kikuchi /która u oglądających może zyskiwac dodatkowe plusy nie tyle za grę, ile za samą rolę głuchoniemej, ale gra samymi ruchami na pewno nie należy do najłatwiejszych/.
Popis swoich umiejętności dają też edytorzy i dźwiękowcy filmu. Ale mówiąc o filmie od strony technicznej trzeba przede wszystkim podkreślic dwa elementy: MUZYKA I ZDJĘCIA. To właśnie Gustavo Santaolalla i Rodrigo Prieto dodali wartości "21 gramom" i stworzyli niesamowity klimat w "Tajemnicy Brokeback Mountain", a ich styl świetnie sprawdza się także tutaj /po Oscarze za zdjęcia, którego "Babel" dostanie na pewno, wiele osób na pewno zacznie zauważac "jak wspaniałe zdjęcia" ma ten film/.

Nie zaprzeczam, że "Babel" rzeczywiście przypomina poprzednie filmy reżysera /zresztą sam mogę powiedziec tylko, że przypomina "21 gramów", i rzeczywiście to prawda, jeśli skupimy się na ogólnym temacie historii/. Ale jest tutaj coś, co sprawia, przynajmniej jak dla mnie, że jest wyjątkowy.
Reżyser nie skupia się na historii kilku osób powiązanych ze sobą; tutaj "zaskakująca całośc, na którą składa się kilka pozornie nie łączących się ze sobą historii" o której tak często wspomina się w recenzjach zostaje zepchnięta na drugi, a może nawet trzeci czy czwarty plan w zestawieniu z prawdziwym tematem filmu: niezrozumieniem między ludźmi i między KULTURAMI. Bo po co byłoby poświęcac tak długie fragmenty filmu na pokazywanie, jak bawią się Meksykanie na weselu, jak wygląda życie arabskiej rodziny albo japońskich nastolatków? Po co scena, w której Santiago odrywa kurze głowę, a dzieci biegną, żeby ją złapac? Po co scena, w której mały Arab podgląda swoją siostrę, /a ta nie ma nic przeciwko/? Po co scena, w której Chieko stoi naga na balkonie?
Wydaje mi się, że film ma więcej do powiedzenia niż "wszyscy jesteśmy ze sobą w jakiś sposób powiązani".

Rozumiem, że film mógł się komuś po prostu nie podobac. Ale po co podchodzic do filmu na "anty" i dopatrywac się tylko nieoryginalności, której "dopatrzyły się" już wcześniej tysiące krytyków, po to, żeby czymś zabłysnąc?
Poza tym gdzie jest granica między STYLEM a ORYGINALNOŚCIĄ? Przecież nie trzeba próbowac wciąż nowych rzeczy, jeśli doskonalimy się tych, które już sprawdziliśmy. Przykład: Kate Winslet, która w niemal każdym swoim filmie ma rolę opartą na tym samym schemacie, a mimo tego jest doskonałą aktorką.
John Williams, który w każdym filmie używa podobnych, jeśli nie tych samych motywów /można tutaj też wspomniec o Gustavo Santaolalli, który robi dokładnie to samo/, a jest uważany za najlepszego kompozytora muzyki filmowej w historii kina.
Mógłbym się jeszcze rozpisywac, ale nie mam już czasu :D
Pozdrowienia dla wszystkich, którym chciało się to przeczytac.

Reeze, dzięki :D; obejrzyj sobie "Little Miss Sunshine" - to mój ulubiony film z roku 2006.