Jeśli to trylogia, to "Babel" jest jak w temacie - najdoskonalszy i najsłabszy zarazem. W tym obrazie nie ma ani jednego zbędnego kadru, dzieło do najmniejszego szczegółu zostało przemyślane, dopracowane. I ambicje "Babel" ma największe. Globalne. Tylko, mimo wielu celnych i naprawdę ważnych refleksji o (naszym) kurczącym się świecie - czasem wywalonych wprost, czasem ukazanych niby mimochodem, nie potrafię go przyjąć "za swój".
Jak się jest od wszystkiego, to się jest od niczego... "Babel" zatracił świeżość i autentyczność (to częściowo, obawiałem się że będzie - może dlatego, że dostał aktorów z najdroższej kasty Hollywood, na szczęście traktowanych równorzędnie z pozostałymi - gorzej) "Amores", nie ma też intensywnej emocjonalności "21 gramów". Emocjonalności ocierającej się o histerię, do czego musiałem się chwilę przekonywać, ale to lepsze od tego co oferuje "Babel". Który jest taki jakiś... chłodny, zbyt rozplanowany? Istnieje takie słowo? Formuła się wyczerpała. A i tak zmusza do myślenia. Bogu dzięki, ze reżyser jest Meksykaninem...
Kolejny film Inarritu będzie kluczowy dla jego kariery. Musi zaskoczyć czymś nowym. Oby mu się udało.
jeśli to jest trylogia to babel jest najsłabszy moim zadaniem 21 gramów najlepszy
I tak i nie. PO pierwsze to najlepiej udźwiękowiony film świata jak dla mnie. MOmenty muzyki i przejmującej ciszy , kulminacja muzyczna na konice.To pozwoliło mu w/g mnie przeskoczyć nad 21 gram. Ta perfekcyjność o której piszesz dużo wniosła. Jednocześnie łączyło się dużo więcej wątków niż w Amores Perros. Poza tym zróżnicowanie klimatów. swietne łączenie czasu i miejsca ( w momencie kiedy B. Pitt płacze do telefonu rozmawiając z synkiem). Dla mnie to krok do przodu w strone profesjonalizmu reżyserii. Subtelność poprzednich była przyjemna, ale jednak teraz to kino światowego formatu!