Ostatnia czesc trylogii opowiadajacej o ludzkich tragediach, tych mniejszych i tych wiekszych. Kolejna gorzka przypowiesc, skladajaca sie z czterech osobnych tryptykow dziejacych sie w roznych zakatkach swiata. Od strony realizacyjnej - majstersztyk wlasciwie pod kazdym wzgledem. Od zdjec Prieto, po przejmujace kreacje Blanchett, Pitta, Bernala, Kikuchi czy Barazzy oraz intrygujaco surowa muzyke Santaolalli (ktora ktos kiedys tu nazwal 'brzdekaniem'). Scenariusz i rezyseria takze na wysokim poziomie. A jednak mam wrazenie po pierwszym obejrzeniu, ze juz Inarritu powinien dac sobie spokoj z wielowatkowa fabula i skupic sie tylko na jednym, najciekawszym dla niego temacie. 'Babel', nieco wzorem telenowel (ktorych jest de facto demaskatorem), urywa watki w najciekawszych, najdramatyczniejszych momentach. Troche to zajezdza tym kiczowatym, serialowym trybem, by jeszcze bardziej podsycic ciekawosc widza. I tutaj juz Inarritu za bardzo przesadzil, co sprawia, ze 'Babel', choc przejmujacy i gleboki, jest w gruncie rzeczy nie do konca wybitny. A moglby byc. Nieco podobnie jak ogloszony filmem roku 2005 przez Akademie 'Crash' Haggis'a. Od wielkosci maly kroczek, ale jednak. jeden kroczek.
7,5/10.