Już zdażyłem objechać Inaritu za jego twórczość, ponieważ rozczarowałem się Amores Perros, a teraz obejrzałem Babel i zmieniłem zdanie. Babel to moim zdaniem najlepszy film Inaritu. 21 gramów nie ma co porównywać. Inaritu jako jeden z pierwszych zerwał z konwencjonalną budową filmu, podziałem na głównych bohaterów i drugoplanowych, głównym wątkiem i wątkami pobocznymi. Wszystkie postaci i wątki są sobie równe, ukazują kilka odrębnych historii, Babel to kilka filmów w jednym, jednocześnie porusza kilka problemów - problem moralny młodej Japonki, małych marokańskich dzieci, meksykańskiej opiekunki do dzieci. Podoba mi się inność filmu Inaritu od hollywoodzkich pomp - skromne zdjęcia, trudny scenariusz, pozbawiona zbędnego patetyzmu a jakże ciekawa muzyka Gustava Santaolalla. A co najlepsze to sprawy happy endu - mimo że film kończy się happy endem (w każdym przypadku), to wcale się go nie odczuwa. Nadal czuje się jego ciężkość i wychodzi z kina trochę oszołomionym. Polecam. Mam nadzieję że tym razem Inaritu zostanie doceniony w Los Anegeles.