Tak właśnie mogę określić swoje odczucia po seansie filmu Inárritu. Żeby ocenić "Babel" obiektywnie, ale z drugiej strony nie pozbawić się przywileju wyrażenia subiektywnej opinii, będę musiał na chwilę się rozdwoić;)
Obiektywnie:
"Babel" to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów roku 2006 jakie widziałem. Doskonała reżyseria, intrygujący scenariusz, wspaniałe zdjęcia i zachwycający montaż. A przede wszystkim wielkie aktorstwo. Kikuchi, Barraza, Blanchett, Bernal, Pitt - w takiej kolejności posadziłbym na podium głównych aktorów. Jak widać magagwiazda hollywood zasiada na szarym końcu, co nie oznacza, że Brad gra źle, po prostu pomimo jego świetnej roli cała reszta głównych aktorów prezentuje się lepiej! Role były trudne, szczególnie Chieko, ale na szczęście znaleziono aktorów którzy udźwignęli ich ciężar. I chociaż wymieniłem tylko główne postaci, to tak na prawdę całej ekipie aktorskiej należą się ogromne brawa, a co za tym idzie także reżyserowi, który zdołał świetnie nimi pokierować. Nagrodzona Oscarem muzyka nie zwraca na siebie większej uwagi aż do ostatnich 15 minut filmu. Jeśli chodzi o poważniejsze minusy, to zgrzyta nieco nielogiczne zachowanie bohaterów. Dlaczego Richard upiera się, żeby reszta wycieczki została w wiosce? Dlaczego policjant traktuje wymęczoną, bezbronną i histeryzującą Amelię jak kryminalistkę, która chciałaby conajmniej go zasztyletować? Dlaczego Santiago wraca się w kierunku policji "żeby ich zgubić" skoro wszystko wskazuje na to, że już to zrobił? Dlaczego chłopak zaczyna strzelać, a ojciec nie rzuca się na niego od razu i nie poddają się? Za dużo jest tego "dlaczego", żeby wychwalać "Babel" pod niebiosa, jako film doskonały. 8/10
Subiektywnie:
Seans był dla mnie ogromną mordengą. Po co to wszystko? Depresyjny nastrój, ciągłe oczekiwanie aż wydarzy się coś złego- właśnie to mnie męczyło. Na wszystkie w/w pytania z cyklu "dlaczego" mam jedną odpowiedź: żeby było jeszcze gorzej. Inárritu wrzuca swoich bohaterów do bagna i patrzy jak bezradnie w nim grzęzną, z uporem maniaka odcinając gałęzie, których mogliby się chwycić, aby się uratować. Ja po prostu takiego kina nie lubię. Miłosierdzia starczyło reżyserowi tylko dla połowy bohaterów, stąd mamy optymistyczne zakończenia w 2 z 4 historii. Inárritu powiedział, że chciał tym filmem pokazać, że w gruncie rzeczy, niezależnie od pochodzenia, kultury, języka czy religii jesteśmy wszyscy tacy sami. Obiektywnie jaknajbardziej mu się to udaje, ale mnie osobiście szkoda, że osią łączącą wszystkich bohaterów reżyser uczynił cierpienie i spotykające ich tragedie. Moim zdaniem na barki bohaterów rzucono zbyt ciężki bagaż przykrych doświadczeń, przez co kilkakrotnie pomyślałem sobie "taaa...i co jeszcze?", a film jako całość nie wywołał we mnie takich emocji jakich się spodziewałem.
I jeszcze ta muzyka- Oscar? Za pobrzdękiwanie na gitarze, które najlepiej się prezentuje kiedy jest muzyką nie napisaną specjalnie na potrzeby filmu? Co na to Shore ze swoimi odrzuconymi "Dwoma wieżami"? Najzyklejsza nagroda pocieszenia, ale czy to pocieszy Mansella ze "Żródłem", Newtona- Howarda z "Lady in the water" czy Heila, Klimeka i Tykwera z "Pachnidłem"- czyli twórców, którzy na statuetkę zasłużyli znacznie bardziej? 4/10
Nie chcę ujmować na wartości dziełu Inárritu tylko dlatego, że nie lubię takich filmów. "Babel" jak napisałem to obowiąkowa pozycja miłośników kina, przy czym dla jednych będzie to ogromnie emocjonujący dramat, a dla innych przykre i męczące dwie i pół godziny.
Średnia z ocen wychodzi 6/10, ale czuję, że wyastawiając taką notę po prostu bym "Babel" skrzywdził i pozostanę przy obiektywnym oglądzie na sprawę;) 8/10
Chciałabym się odnieść do Twojej wypowiedzi na temat "Babel".Uważasz, że zachowanie bohaterów miejscami było nielogiczne. Nie zgadzam się.
1. Richard za wszelką cenę chciał, aby reszta wycieczki została w wiosce, gdyż autokar był pojazdem, który w razie czego mógł być pomocny w ratowaniu jego żony. Poza tym nie chciał zostać sam wśród zupełnie obcych kulturowo ludzi.
2. Policjant w sposób nieludzki traktuje Amelię, gdyż dla niego jest ona przestępczynią. On codziennie znajduje dziesiątki takich osób na pustyni, które nielegalnie chcą przekroczyć granicę.W wyniku tego całkowicie zobojętniał na ich los. Praca stała się rutyną.
3. Santiago jest tchórzem, przestał panować nad sytuacją i być może chce pozbyć się balastu jakimi są Amelia i dzieci.za wszelką cenę chce uratować siebie.
4. Ojciec, który wraz z synami ucieka w góry również działa pod wpływem emocji. Może nie spodziewał się, że będą do nich strzelać? Może strach tak go sparaliżował, że nie wie, co ma robić? Widać, że młodszy syn jest od niego o wiele inteligentniejszy i w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że jeśli sie nie poddadzą, to wszyscy zginą. Ci ludzie są zupełnie inni kulturowo niż my. Kierują sie innymi kryteriami, myślą inaczej itd. W naszym społeczeństwie nie do pomyślenia jest, żeby policja strzelała do uciekających dzieci.
Szanuję Twoje subiektywne zdanie na temat filmu. Na początku oglądania byłam rozczarowana, gdyż trochę się ciągnął, ale potem gwałtownie nabrał tempa. Moim zdaniem jest o wiele lepszy od oscarowej "Infiltracji".
Spróbuję się obronić;)
1. Ok tu się zgadzam, czepiałem się i ten przykład był akurat najbardziej z mojej strony naciągany;]
2. No dobra, gliniarz cierpiał na znieczulicę, ale moim zdaniem jednak przesadną. Z tego co pamiętam, mówił przez radio, że "widzi podejrzaną". Musiał więc wiedzieć, że kobieta uciekła z dwójką dzieci. Na jego miejscu od razu po skuciu Amelii spytałbym się jej gdzie są dzieciaki. Osobiście odczułem tutaj właśnie tą przesadę reżysera w podkładaniu kłód pod nogi bohaterom.
3. Wracając się w stronę policji Santiago raczej siebie by nie uratował;) I chociaż przyjmuję Twoją interpretację odnośnie jego tchórzostwa, to cały ten wątek mnie jednak nie przekonuje.
4.Pomijam już sam fakt, że policja zaczęła strzelać nie mając 100% pewności, że to ci, których szukają i widząc, że są tam dzieciaki.
Sam synek popisuje się tu koncertową głupotą zaczynając strzelać...czy po takiej traumie zwiazanej z postrzeleniem Amerykanki dzieciak w ogóle chwyciłby za broń ponownie? Moim zdaniem nie. A ojciec przez dość długi czas pozwala mu strzelać, albo jest panikarzem, albo nie wiem co...Kolejny raz reżyser mnie nie przekonał do danej sytuacji.
Może u podstaw leży moje niepoprawne określenie tych zachowań jako "nieracjonalne", bo z dystansu łatwo mówić, a gdyby sam był w jedej z takich sytuacji nie wiem jakbym się zachował. Chyba słuszniej by było gdybym nazwał te sytuacje "nie przekonywującymi".
P.S: "Infiltracja" z całej piątki nominowanych najmniej na Oscara zasłużyła moim zdaniem;)
Według mnie dużo było w tym nielogiczności , bo ludzie w trudnych sytuacjach strasznie nielogicznie się zachowują. Można by to wszystko logicznie skończyć , ale dla mnie było by to sztuczne.
Słowik, całkowice zgadzam się z Twoim poglądem na temat wątku Amelii (aresztowanie). Kiedy oglądałam ten film to byłam mówiąc szczerze dość zdziwiona taką postawą policjanta, ale ostatecznie można było się spodziewać kolejnego nieszczęścia. "Babel" rzeczywiście wprawia w nastrój chorego oczekiwania na to najgorsze. Gdy turyści jechali autorarem przez pustynię a Susan (Blanchett) opierała się o tą szybkę to ja przez długie minuty w napięciu czekałam kiedy ktoś wreszcie strzeli ( a stan taki z pewnością do przyjemnych nie nalezy). Nie wiem dlaczego, ale najbardziej podobała mi się scena, kiedy przewodnik wycieczki i Richard (Pitt) siedzą na podłodze, a Richard zapytany czy ma dzieci wyciąga portfel ze zdjęcami Debbie i Mike'a. Takie wrażenie, że części układanki zaczynają do siebie pasować. Zdecydowanie najmniej podobał mi się wątek japońskiej dziewczyny. Doskonale zdaję sobie sprawę z dramatu, który usiłował przekazć reżyser, ale mimo wszystko uważam, iż ta część fabuły była za bardzo naciągana. Aczkolwiek należą się wielkie brawa za pokazanie jak świat postrzega Chieko (momenty, w których nie słychać żadnych dzwięków).
Po obejrzeniu filmu do końca nie byłam pewna, czy mi się on podobał, jednak po pewnym czasie i przemyśleniu dochodzę do wniosku, że to rzeczywiście( głównie ze względu na oryginalny scnariusz i świetne zdjęcia) jest jeden z lepszych filmów roku. A muzyka słusznie została nagrodzona bo jest naprawdę przejmująca w tych (nielicznych niestety) momentach, w których się pojawia. Tworzy specyficzny nastrój tego filmu. Jednakże nastrój ten jest o tyle specyficzny, że nie do każdego trafi. Mam na myśli, iż jest to film dla pewnej grupy widzów, którzy będą w stanie docenić tą dramaturgię (nawet trochę przesadną). Nie jestem pewna, ale zdaje się, iż się trochę w mej wypowiedzi wykluczam. Jest to kolejny dowód, że "Babel" to skomplikowany, niebanalny film, który mimo wszystko wszyscy amatorzy kina powinni obejrzeć.