PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=842792}

Babilon

Babylon
6,9 22 783
oceny
6,9 10 1 22783
6,4 40
ocen krytyków
Babilon
powrót do forum filmu Babilon

To jest esencja tego filmu. Bije z tego filmu miłość do starego Hollywoodu.


Uważam że doszukiwanie się tu nie wiadomo jakiej głębi jest błędem równie dużym jak szukanie jej w "Światłach Wielkiego Miasta" Chaplina, "Błękitnym Aniele", filmach z Valentino czy nawet "Deszczowej Piosence", albo "Bulwarze Zachodzącego Słońca"

Jeśli ktoś szuka w klasycznym (i nie tylko) kinie lotności intelektualnej powinien raczej zwrócić się ku Europie niż Hollywood. Ale nawet świecący wówczas tam triumfy niemiecki ekspresjonizm czy radziecka szkoła montażu miały jedną cechę wspólną z Hollywood.
Nie polegały na nadawaniu filmom głębi, w nich liczył się ŻYWIOŁ.
Żywioł na który składały się praca kamery, montaż, gra aktorska, czy sam ruch oraz przede wszystkim emocje. To właśnie mieszanki powyższych składników (oczywiście w różnych proporcjach), a nie jakieś analityczno-filozoficzne zacięcie nadawały tamtym filmom TO COŚ.

I jak mi się zdaje właśnie TO COŚ co sprawia że zachwycamy się tamtym kinem chciał tu uchwycić reżyser.Jak na mój gust poszło mu całkiem nie najgorzej.

ocenił(a) film na 9
Konto_na_filmw

Jakie filmy wypadałoby zobaczyć przed pójściem do kina na "Babilon"? Pamiętam, że przed "Pewnego razu w Hollywood" też była taka lista, aby dobrze znać wszystkie odniesienia.

ocenił(a) film na 8
Dawid_Bochenski

Nie czuję się do końca upoważniony aby robić kompletną listę odniesień i nawiązań, mam wątpliwości czy sam wyłapałem chociaż 1/4 bo jest ich całkiem sporo
i to nie koniecznie do filmów z epoki (mamy to choćby "Terminatora").
Są większe odniesienia na całą scenę ("popisowy" numer Marleny Dietrich z "Błękitnego Anioła" - a może to było "Maroko"?), są mniejsze nawiązania w dialogach (Pijany Brad każący spisać coś co później z drobną poprawką trafi do scenariusza "Przeminęło z Wiatrem")
i są też mikro detale (postać 4-planowa będąca producentem do złudzenia przypominająca Harvey'a Weinsteina nosi nazwisko wiele mówiące fanom westernów z lat 60).

Najważniejszym filmem do obejrzenia jest właśnie "Deszczowa Piosenka" bo nawiązania do niej dotyczą fabuły jako takiej.

Resztę myślę da się "prześlizgnąć" bez wcześniejszego oglądania.
Babilon jednak w mniejszym stopniu skupia się na odniesieniach niż "Pewnego razu..." gdzie widz który nie znał trylogii dolarowej Leone był w ciemnej pupie.

[Oczywiście pasuje mieć wiedzę elementarną o epoce np. znaczenie Śpiewaka Jazzbandu, ale każdy kto obejrzy Deszczową powinien mieć to już obcykane]

ocenił(a) film na 9
Konto_na_filmw

O większości z wymienionych powyżej filmów mam pojęcie, a braki postaram się nadrobić. Wybacz, że postawiłem Cię w takiej sytuacji. Jestem wdzięczny za pomoc i twoje zaangażowanie. Do kina wybieram się w przyszłym tygodniu i mam nadzieję, że wyjdę z niego usatysfakcjonowany;)

ocenił(a) film na 8
Dawid_Bochenski

W takim razie życzę miłego seansu.

ocenił(a) film na 7
Dawid_Bochenski

Może warto zajrzeć do historii Clary Blow. Tutaj kolejne cztery części z tym czasem Hollywood w tle: https://www.youtube.com/watch?v=UYNy8hMaDUo

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Wszystkie filmy, które wymieniłeś mają drugie, a nawet trzecie dno i bynajmniej nie jest to jedynie ich "żywioł"...

ocenił(a) film na 8
budapest

No to podaj mi to drugie i trzecie dno Świateł Wielkiego Miasta, uargumentuj że jest ono równie głębokie co proza Dostojewskiego i udowodnij że to właśnie za tą przemyślaną krytykę kapitalizmu (czy co tam wyciągniesz) widzowie pokochali ten film i nadal budzi zainteresowanie po 90 latach.

Możesz też powiedzieć jakie to trzecie dno odkryłeś w prostym moralitecie jakim jest Błękitny Anioł
(pewnie Jannings to symbol narodu niemieckiego, a Dietrich to idee nazistowskie)
i dlaczego dokopanie się do tego przekazu jest ważniejsze w odbiorze filmu niż gra głównych aktorów.


Albo jeszcze lepiej zdradź mi co jest takiego głębokiego w filmach z Valentino.



Nie pisałem nigdzie że te filmy to puste wydmuszki pozbawione JAKIEJKOLWIEK głębi, tylko że nie mają "nie wiadomo jakiej głębi" i uważam że dokładnie to samo można powiedzieć o Babilonie
Tylko z jakiegoś powodu widzowie i krytyka tak jakoś selektywnie podchodzą do tego gdzie to dogłębne pogłębienie dna musi być i tak np. Chazelle i Coenowie dostają cęgi za "banały" w swoich filmach o Hollywoodzie a u Tarantino już nikt nie wymaga tej mistycznej głębi.
A jak na moje oko te trzy hołdy mają filozofii i wyszukanych spostrzeżeń mniej więcej po równo.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Nic nikomu nie muszę uargumentowywać.
Jeśli nie wiesz, co tak unikalnego jest w "Światłach wielkiego miasta" i uważasz siebie (być może) za kogoś, kto wie więcej o filmach niż 'przeciętny' widz, to chyba coś w Twojej filmowej edukacji poszło nie halo.
Jeśli nie potrafisz dostrzec innowacyjności Chaplina, zarówno w sferze narracji, jak i innych środkach filmowego wyrazu: obejrzyj raz jeszcze, tym razem uzupełniając seans jakąś pożyteczną lekturą (może chociażby pozycja Robinsona?), skoro sam nie potrafisz tego zauważyć.
Podobnie z filmem von Sternberga. Jeśli jest to dla Ciebie prosty obrazek z czasów Republiki Weimarskiej, pozbawiony czegokolwiek innego, ok.
O filmach z Rudolfem nie będę się wypowiadać, bo ta konwencja w moim guście nie leży.
"Babilon' to niestety wydmuszka, choć wizualnie oszałamia.
Jeśli mielibyśmy mówić o 'liście miłosnym do kina' (ależ to stało się wyświechtane!), to na pewno nie byłoby to dzieło Chazella, ale takie "Cinema Paradiso". Damienowi nie udała się ta 'sentymentalna sztuczka' i końcówka jest już tak nieznośnie pretensjonalna, że staje się emocjonalnym szantażem.

ocenił(a) film na 8
budapest

Innowacyjność Chaplina w Światłach Wielkiego Miasta jest dość dyskusyjna zważywszy na to że jest to film niemy powstały w 1931 roku. A i tak był pod względem nowatorstwa daleko w tyle za innymi reżyserami kina niemego jak nawet Keaton czy wczesny Hitchcock, (o gigantach Eisensteinie czy Murnau nie wspominając)

Poza tym ja nigdzie nie pisałem że filmy te są prymitywne pod względem warsztatu, rzemiosła czy narracji. Pisząc głębia miałem na myśli tylko i wyłącznie TREŚĆ.

Jeśli dla przeciętnego widza sama narracja i środki wyrazu to już niesamowita głębia, drugie i trzecie dno to jednak się od niego wolę lekko zdystansować i rozróżniać formę i treść.

Nie wiem czy może zdajesz sobie sprawę ale jeśli pomyśleć o tym na chłodno to twierdzenie że Światła Wielkiego Miasta to :"'sentymentalna sztuczka' i końcówka jest już tak nieznośnie pretensjonalna, że staje się emocjonalnym szantażem" jest wcale nie bez racji i szczerze mówiąc dziwię się tobie że tak ich nie postrzegasz skoro według ciebie Chaplin to przede wszystkim innowacyjność w sferze narracji i środkach filmowego wyrazu.



Ale nie nic nikomu nie musisz argumentować panie "przeciętny" widzu który każe mi nadrabiać braki w edukacji filmowej i uzupełniać seanse pożytecznymi lekturami.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Chaplinowskie wręcz obsesyjne "tkwienie" przy braku dźwięku w czasie, kiedy 'wielki niemowa' głos od kilku lat już miał, zostało opisane w wielu książkach, autorów o wiele mądrzejszych ode mnie.
Nawet późniejsze o 5 lat "Dzisiejsze czasy" również są nieme (z podłożonymi jedynie dźwiękowymi efektami i wyśpiewaną na końcu "Titiną").
Pierwszy całkowicie dźwiękowy film Chaplina to "Dyktator" z 1940 roku (sic!).
Keaton w swoich niemych filmach był dużo bardziej innowacyjny od Chaplina i to jest powodem, dla którego wielu krytyków stawia go wyżej od Anglika.
Niestety problemy pozaekranowe (rozwód, alkoholizm, rozłąka z dziećmi...) i fakt, że MGM totalnie Keatona wykorzystało stały się powodem tego, że Keatonowi nie dane było osiągnąć takiego etapu w swojej karierze, jak Chaplinowi (z jego późnymi pełnometrażowymi filmami, które są najwybitniejsze).
Pełne metraże Keatona to "Generał" i "Kamerzysta".
Przez wielu "Generał" jest oceniany jako najlepszy film niemy w całej historii kina.
Późniejsza kariera Bustera, to niestety równia pochyła.

Przeczytaj raz jeszcze mój poprzedni post: 'sentymentalna sztuczka' i nieznośnie pretensjonalna końcówka: to podsumowanie "Babilonu"

Nie uważam się za 'przeciętnego widza' i nie zamierzam za to kogokolwiek przepraszać. LATA seansów, lektur i pasji doprowadziły mnie do punktu, w którym jestem: świadomy własnego gustu i umiejętności odczytań; jednak nadal z wielką radością słucham innych i uczę się od nich.

ocenił(a) film na 8
budapest

Przeczytaj raz mój post, potem przeczytaj pierwszy akapit twojej odpowiedzi i zastanów się niby w jakim stopniu odnosi się do tego co powiedziałem.

Po co to tu piszesz?
Czas na garść losowych faktów? Uznałeś że należy mnie
do edukować z wiedzy tak egzotycznej jak kiedy wyszły najpopularniejsze filmy najpopularniejszego komika wszech czasów?



Tak, dobrze wiem że użyłeś słów sentymentalna sztuczka, pretensjonalna końcówka i szantaż emocjonalny w stosunku do Babilonu. A czy ty wiesz w jakim kontekście ja ich użyłem i po co?
Jak nie masz pojęcia proponuję przeczytać mój post raz jeszcze, tym razem uważniej.

"Nie uważam się za 'przeciętnego widza' i nie zamierzam za to kogokolwiek przepraszać."
I dlatego mi zarzucasz że mam się za lepszego od innych. Aha

Jak jesteś tak bardzo pewny swoich umiejętności odczytań to czemu nie zaprzęgniesz ich w szukanie czwartego dna w Babilonie? Jestem pewien że nie będzie to trudniejsze od odczytania metafor o narodzinach nazizmu w Błękitnym Aniele.
W końcu już tytuł odsyła nas do Biblii, a od niej możesz już podążyć praktycznie w dowolnym kierunku.


Chyba że chcesz zacząć tak na rozgrzewkę od pierwszego dna, to proponuję zastanowić się nad słowami pijanego Brada że kino powinno aspirować do bycia jak muzyka.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Koniec dyskusji. Nie mam zamiaru tracić czasu na coś, co niczego mi nie przynosi.

ocenił(a) film na 8
budapest

To mam nadzieję że zarabiasz na czymś związanym z wiedzą filmową, bo jeśli nie to znaczy że zmarnowałeś LATA na jakimś hobby z którego nawet nie możesz czerpać dywidend.

ocenił(a) film na 9
budapest

Babilon to nie wydmuszka. Nie, nie. To fantastyczny film o końcu naszego świata, o końcu zachodu. Przerażający w sumie. Ale pobudzający jednocześnie. inteligentny.

ocenił(a) film na 7
genowefa_si

To Twoja opinia.
Film się Tobie spodobał, mnie: nie (mimo bardzo wysokich oczekiwań).
Chazelle chyba liczył, że na sentymencie do dobrego, starego kina, wizualnym rozpasaniu, film się u krytyków i w różnych akademiach "pokręci", jak też u widzów uznanie znajdzie.
Przeliczył się.
Film jest pusty; plastyczne aspekty jedynie krzyczą, przykrywając cieniutką fabułę i jeszcze bardziej rachityczne przesłanie.
Jako 'miłosny list do kina' też się nie sprawdza; jest wiele innych dzieł, które magię filmów i historię kina fantastycznie ukazują.
Wystarczy sobie zapuścić "Deszczową piosenkę", do której tak chętnie Chazelle nawiązuje (nawet w poprzednim "La la land"), by poczuć to, czego Damien nigdy nie osiągnie.
Końcowa sklejka galopująca przez dekady kinematografii nie zachwyca, nie wzrusza; a jedynie drażni swoim wykoncypowaniem, emocjonalnym szantażem, a która jest jedynie tanim efektem (wystarczy porównać z zakończeniem "Cinema Paradiso"...).
Kurtyna.

ocenił(a) film na 9
budapest

Mam wrażenie, ale dawno ostatnio oglądałam Deszczową Piosenkę, że to film o czymś innym. Chazelle może się do tego filmu odwołuje, ale opowiada imo o innych rzeczach. Czy to jest film o miłości do kina? Chyba bardziej o miłości do życia, mimo tego że bywa tragiczne i koszmarne. Ale tak, ten Meksykanin potrafi to zrozumieć dopiero gdy widzi Deszczową Piosenkę, która nijako opowiada, o tym co on sam przeżył, o tym co przeżyli jego przyjaciele. Tylko że Deszczowa piosenka, to w założeniu Chazella jedynie jakiś uroczy filmik a nie mięso wydarzeń. Czyli że kino to tylko jakaś forma, strasznie odległa od rzeczywistości, przerywana, ale jednocześnie urocza. Bo ani bohaterka grana przez Robbie nie miała takich problemów z głosem, ani nie była taką idiotką jak bohaterka z Deszczowej, ani reszta tych bohaterów nie była statycznimi gośćmi stepującymi po kałużach, tylko w wielkim chaosie produkowania czegoś z niczego, w chaosie na każdym kroku łamiącym prawo, niszczącym ludzi, budowali świat kina (dla mnie to okrucieństwo tego Hollywood zostało nieco przez Chazelle napisane jakby to był There will be blood - czyli właśnie koszmar i walka. Film i przemysł filmowy jest tu pokazany dość strasznie. Tu chyba jest bardziej miłość do tego co się przeżyło - do tego w jakim środowisku się tworzyło, jak to środowisko czy widownia się zmieniała - a nie sami nawet aktorzy, którzy muszą się dostosowywać do oczekiwań kolejnych widzów. Miłość do aktorów i aktorek - genialna scena w tym saloonie, gdy niepozorna dziewcxzyna potrafi grać na zawołanie i ma w sobie wielki żywioł, którym podbija ludzi. Ale jednoczesnie po czasie, gdy kino zostaje przejęte przez elity - ten żywioł tej aktorki zostaje odrzucony. No i poza wszystkim, mi ten film się kojarzył z Boską Komedią a Robbie z Beatrycze. Ze jakby postępując nieco za nią ten Meksykanin jest wciągnięty w życie, z jego mrokami, aż dochodzi do jego wizyty w tym anusie Hollywood. No i do tej akurat sceny odwiedzin w tym klubie mam pretensję. Nie rozumiem po co była. Może faktycznie mafia była tak mocna wtedy że Chazelle uznał że musi być ukazana. Ale scena odwiedzin w tym miejscu jest juz kompletnie koszmarna. Ci aktorzy weszli w te życie, chcieli być w czmyś większym, byli, i zostali przez ten świat wypluci - więc dlatego nie widzę tu milości do kina bo dużo tu też pokazania jakie to kino było okrutne i ohydne. Natomiast, tak jak pisałam wyżej, dla mnie to nawet bardziej o śmierci zachodu obraz. Takie miałam uczucie jak obejrzałam ten film. Teraz ciężko mi to umotywować, musze chyba obejrzeć jeszcze raz, ale to nie był moim zdaniem film o tym, że kino się zmieniło, dla mnie kino jest tu pretekstem, żeby pokazać to jak technologia zmienia warunki tworzenia, zmienia srodowisko, ludzi. Do tego te zmiany społeczne które niszczą kreatywność.

ocenił(a) film na 7
genowefa_si

Moja odpowiedź będzie o wiele krótsza, bowiem na filmwebie się nie rozpisuję.
Nie mam czasu ani ochoty.
Nie porównuję gatunkowo "Deszczowej piosenki" i "Babilonu". Umieszczając te dwa tytuły obok siebie z wyróżnieniem in+ filmu G. Kelly'ego, miałam na myśli intencje twórców (o ile mogę się pokusić o ich zgadywanie). Fanem musicali do dzisiaj nie jestem, ale film Kelly'ego i Donena jest tak bezpretensjonalny i pozbawiony jakiegokolwiek nie tylko nadęcia, co wykoncypowania, że aż kusiło mnie porównać z zimno wykalkulowanym "Babilonem".
Film Chazella nie ma w sobie nic z tej lekkości; zamiast tego: toporne 'walenie po oczach' orgiami sprzed 100 lat. W tym kontekście taki "Artysta" był o wiele bardziej autentyczny i uczciwy w swoich 'zamierzeniach'.
I nie porównuję tutaj 1:1 obu filmów. To tak, jakby próbować przeprowadzić studium porównawcze filmów Paradżanowa z "Transformersami". Nie takie było moje zamierzenie.
Jedna z kilku interpretacji filmu: przeprowadzenie paraleli pomiędzy latami 20-ymi ubiegłego wieku z czasem nam współczesnym i ukazanie teraźniejszości jako czasu kryzysu, totalnie pustego moralnie, z bezcelowym hedonizmem (nie wiem, czy hedonizm ze swojej natury ma jakikolwiek cel...), też mnie nie przekonuje. Zbyt to wszystko łopatologiczne.
Fajnie sobie od czasu do czasu przypomnieć, że sentyment sentymentem; ale nie ma co złotych czasów Hollywood (czy nawet wcześniejszych) idealizować, bo wtedy też sodoma z gomorą były...
Mnie po prostu dzieło Chazella nie podeszło (nie powiem, że w ogóle, bowiem doceniam warsztatową biegłość i wizualną feerię): żaden z trzech głównych bohaterów nie jest na tyle interesujący, by mu/jej kibicować, czy nawet przejmować się ich perypetiami. Nawet ostatnia scena z bohaterem granym przez Pitta nie wstrząsa, a chyba powinna...
"Babilon" nawet mnie drażni tą zimną kalkulacją, obliczoną na łatwy efekt. To miał być w założeniu reżysera taki samograj.
Końcowa 'sklejka' historii kina nie jest niestety hołdem złożonym filmowcom, a jedynie emocjonalnym szantażem obliczonym na łatwe łzy, albo i na przychylność amerykańskiej (a może też: innych) akademii. Tym razem Damien się przeliczył.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones