O tym jest dla mnie ten film. Odważnie pokazuje, jak kobiety (prawdopodobnie też mężczyźni) ukrywają swoje potrzeby seksualne, swoje fantazje, bo się wstydzą, bo się boją, jak zareaguje partner/partnerka. Bardzo ważne w filmie jest parę czynników - rozmowa, czym jest wzajemna zgoda, sceny, kiedy Kidman pokazuje swoje zakłopotanie, swój wstyd i jak mówi "od zawsze byłam inna, nie jestem normalna". To kwintesencja tego, co robi z nami kultura i narzucone normy.
Wspaniałe zakończenie - dobre, ciepłe, dające nadzieję, że wyznanie prawdy może mieć wielką moc i uratować, to co ważne.
Cóż, nie dziwią mnie absolutnie komentarze powyżej i prawdy wyniesione prosto z kościoła.
To jest film o mocno zaburzonych ludziach a nie seksualnym wyzwoleniu, było wiele sygnałów w tym filmie że bohaterzy mieli poważne problemy w przeszłości i przeżyli traumy. Nie potrafią uzyskać zadowolenia w normalny sposób. Każdy z nich miał zupełnie inne problemy. To jest oczywiste jak drut. Gloryfikacja zdrad i toksyczności i nie szukania odpowiedzi na swoje traumy, autodestrukcje i nic więcej. A przy tym niszczenie życia innych. Nie ma w tym filmie głębi o której mówisz. To nie ten film. O wyzwoleniu seksualnym i byciu uwikłanym w systemie są już bardziej ambitne filmy, ten film jest o traumach i autodestrukcyjnych zachowaniach.
Momentami film pokazuje bardzo jasno traumatyczne doświadczenie bohaterki, co jest wyjaśnieniem jej skłonności, sugerując w pewnych momentach, z najdrobniejszymi wskazówkami, że jest to związane z dorastaniem w sekcie (lub, w skrócie, „moim pieprzonym dzieciństwem”) - co w pewnym sensie wyjaśnia podejmowane ryzyko i dążenie do samozniszczenia. Bohaterka nie szuka zrozumienia siebie; nie poszukuje drogi do siebie tylko poprzez autodestrukcyjne zachowania powoli niszczy swoje życie! Ja w tym nie wiedzę eksploracji swojej seksualności etc
Dodam jeszcze, że rozumiem o czym mówisz. To jest to co czytałam w innej też recenzji tego filmu. Ktoś twierdził, że jest to to film o kobiecie po przejściach, która niejako system zmusił do prowadzenia normalnego życia bez uwzględnienia jej potrzeb, o wstydzie, o tym, że kobieta musi milczeć wiele rzeczy ukrywać. Ja nie mówię, że ja się z tym nie zgadzam, że tak działał świat, że kobietom nie jest lekko mówić o swoich przejściach i eksplorować swoją seksualność, kobiecość bez poczucia winy, wiem to, jestem kobietą, ale ciężko mi jest to w tym filmie zobaczyć i ciężko jest mi usprawiedliwiać bohaterów. Sama jestem osobą po przejściach, ale brnąć w coś chorego i nie szukać pomocy tylko niszczyć swoją karierę swoje życie? Zdradzać dobrego człowieka zamiast szukać języka porozumienia. Gdy jesteś dorosły rozwiązujesz sprawy jak dorosły, a nie jak dziecko. Reżyser mówił też, że film miał położyć niejako kres komentowaniu związków z dużą przepaścią wiekową, ale to też ciężko dostrzec w tym filmie. To jest festiwal toksyczności niestety. A zakończenie jest po prostu zle, kompletnie niewłaściwie, nawet oburzające rzekłabym. Bohaterka niczego się nie uczy. Ani o sobie ani o życiu ani o swoich traumach.
Dziękuję za podzielenie się swoimi przemyśleniami. Oczywiście, że najrozsądniej jest załatwiać swoje problemy w sposób dojrzały, spokojny, albo udać się po pomoc do specjalisty, żeby mieć lepszy wgląd w swoje emocje, pragnienia, frustracje. Ale ludzie tacy nie są - często są nieświadomi, wstydzą się, boją skonfrontować z prawdą o sobie. Więc nie oceniałabym tak jednoznacznie i ostro ich postaw i zachowań. To, co jest normalne lub nie, to bardzo społeczno-systemowa kategoria. I nie zgadzam się, że bohaterka niczego się nauczyła - powiedziała mężowi, porozmawiali i końcowa scena pokazuje, że teraz ich seks, ich relacja jest inna.
Agatonik nie tłumacz już się. Mnie zjechali kiedyś po mojej recenzji Biednych Istot. Fajnie wszystko odpisałaś. Podoba mi się twój tok myślenia. Uważam podobnie.
/Może być spoiler/ Temat już dobrze znany, nie żyjemy w XIX, a nawet XX wieku. Niczego nowego nie odkrywa. Jako obrazek ogląda się nawet dobrze, ale ani to thriller, ani film erotyczny (o ile ktoś rozumie słowo erotyka). Kidman trochę drewniana, zresztą Dickinson też nienajlepszy. Co za paradoks, niegdyś to Banderas grał amantów, a teraz gra męża, który przez 19 lat nie odkrył potrzeb żony - mimo, iż mówią sobie, że się kochają. A ona (O naiwności) kocha go i jednocześnie zdradza. Scenariusz niestety pozostawia wiele do życzenia i wcale nie jest taki słodko pozytywny na końcu.
Kidman niestety w kazdym filmie jest jakby wyzbyta emocji. Nie wiem, czy to przez ingerencje w urode, ale nigdy nie widze postaci, tylko Kidman aktorke. W filmie zabraklo moim zdaniem glebi. Brakowalo mi jakiegos etapu, w ktorym Samuel by "wybadal" jaka jest Romy (bo skad wiedzial, ze chce byc zdominowana?), a on juz podczas pierwszego spotkania w firmie pokazuje swoje zamiary i od razu jest miedzy nimi chemia. Zdjecia ladne, ogladalo sie troche jak teledysk. Muzyka piekna.
Film trzeba traktować trochę symbolicznie. Samuel wyłonił się z mroku i przypomniał Romy o jej własnym cieniu. Każdy czasem spotyka człowieka na swojej drodze, który dokładnie odpowiada na nasze najbardziej skryte potrzeby - zazwyczaj wychodzi to ze sfery seksualnej. Wszystkie toksyczne, narcystyczne związki. I nikt wtedy nie pyta nikogo na początku "lubisz być okłamywana i poniżana", tylko to po prostu samo wychodzi, najpierw w spojrzeniach, a potem czynach. Równie dobrze znajoma z pracy mogła zabrać Romy do klubu nocnego, z którego wyszłaby z jakimś tajemniczym typem i miałaby miejsce podobna akcja, jak podczas pierwszej schadzki z Samuelem w hotelu. Byłoby to tak samo zrozumiałe i uzasadnione. W filmie dodatkowo zaintrygowana Romy podeszła do Samuela i wypytała go o psa, a że trafiło na atrakcyjnego i sprytnego pyszałka, to wiedział jak odpowiedzieć pani prezes. To był ten moment, w którym mogła go ostro zgasić i sprawa by się zakończyła na zawsze. Nie zrobiła tego, co pociągnęło dalsze konsekwencje. Tak działają zresztą pickuperzy dla rozpoznania kobiety - rzucą jakimś szpilkowatym tekstem dla zbadania jej granic. Jeśli odwróci się oburzona, po temacie. Jak zaczyna się tłumaczyć albo się czerwieni - rybka połknęła haczyk.
Bo to nie jest ani thriller, ani erotyk. To dramat psychologiczny. Miłość, jak to mówi porzekadło "nie jedno ma imię". A seks jest tylko jednym z jej aspektów.
SPOILER: Moim zdaniem zakonczenie jest malo realna wersja. Nikt nie poniosl konsekwencji, niektorzy awansowali, Romy nabrala odwagi w relacjach z mezczyznami, co pokazuje jej rozmowa w biurze z Sebastianem, malzenstwo przetrwalo. Uwazam, ze film zrobilby duzo lepsze wrazenie, gdyby np. okazalo sie, ze konkurencyjna firma podstawila Samuela, zeby zniszczyc reputacje konkurenta, lub maz z jakichs powodow wynajal Samuela (ktory mogl byc aktorem).. Czekalam na jakis plot twist a tu szczesliwe zakonczenie. Ale to oczywiscie kwestia moich oczekiwan.
agusia, jakby miala obejrzec film jak stary dziad zdradza zonę bo ma pragnienia i dyma 20 latkę to pewnie by zeszła
rozumiem, ze jakby prawie 60 letni facet mial romans z mlodą laską to tez byś się rozplywala nad pragnieniami starego dziada?
Niestety, dla mnie ten film to miałkie porno dla starszych pań i nie jest to tylko moje zdanie jako młodego mężczyzny. Główny bohater nic w sobie nie ma, początek romansu zupełnie nieprzekonujący. Wspólnej zgody też tam nie widziałem bo jak dla mnie to Samuel wymusił na niej zgodę na wszystko co powie de facto ją szantażując. Mąż nazwał ją nienormalną. Sceny seksu przydługie i pełno klipów rodem z teledysku czy przypominające mi 365 dni. A to tylko początek listy... Film bazuje na kontrowersji romansu starszej kobiety z dużo młodszym mężczyzną z uwagi na filmową nadreprezentację odwrotnej sytuacji. Fantazje, wolność seksualną da się pokazać z klasą a tu się to niezbyt udało, choć końcówka trochę ten film uratowała.
Trynd w Hollywood jest taki, że teraz będą starsze panie z młodszymi i taki jest aktualnie model hollywoodzkiego feminizmu. A tobie się znowu coś nie podoba:-) Nic nie wiesz o życiu a Hollywood wie. I się temu poddaj :-)))
Abstrahując od treści filmu, bo ta jest bardziej miałka niż dyskusja na jej temat to dodałbym, że psycho-loszka jak zwykle w formie jeśli chodzi o hipokryzję na poziomie hard. Dla niej zasada wierności małżeńskiej to opresyjna NORMA NARZUCONA KULTUROWO. Natomiast nazwanie dysforii płciowej zaburzeniem to już jest mowa nienawiści. Podobnie jak wskazanie środowiskowych źródeł zaburzeń preferencji. Podobnie jak wskazanie społecznych (w tym medycznych) kosztów przyjmowania wrogich naszej kulturze najeźdźców. Otóż właśnie naturalna jest nieufność wobec tego co odmienne, obce, potencjalnie zagrażające. Zaś kultura i pogoń za fenickim wynalazkiem każe w tym co obce szukać korzyści, zysku. I jeszcze jedno. Gdyby tak Banderas wyzwolił się z opresyjnej narzuconej kulturowo normy, to młodego leszczyka zrzuciłby ze schodów a ze swoją bibi postąpiłby tak jak wyzwoleni z kulturowych kajdan mokebe. Bo skoro opresyjne normy kulturowe są be to niech rządzi permisywna siła, c'nie? Dlatego Bitter Moon Polańskiego się nie zestarzeje a o tym g...nie wszyscy zapomną do wiosny.
Dla mnie patrzenie na cokolwiek przez ideologiczne okulary czy prawicowe, czy lewicowe jest niezdrowe. I nie będe chwalił filmu tylko dlatego, że jest postępowy. Nie będe też oceniał zdrady bo filmy to fikcja. Nikt nie będzie oceniał moralnie bohaterów gdy trupy się ścielą gęsto. Widziałem wiele filmów erotycznych, w tym o swingersach i były o wiele lepiej zrealizowane, a ten to po prostu gniot.
To jeszcze raz bo widzę, że się włączyła mała niedorzeczność oraz szufladkowanie pod ideolo. Odniosłem się do frazy użytej przez @A... , która pisze "co z nami robi kultura, narzucone normy". Chodzi mi o hipokryzję, na którą część osób już zwróciło uwagę, tylko że ja poszerzyłem spektrum jej hipokryzji. I dalej. W przypadku klasycznych erotyków to oprócz przyjemności oglądania mamy jeszcze przesunięcie na skali norma<--->perwersja. Tutaj, dodatkowo mamy ocenę zachowania męża, od którego się oczekuje, że będzie rozumiejący, permisywny. W klasycznym erotyku rogacz to rogacz, zwykle ma coś za uszami, zaniedbuje lub ma jakieś deficyty. Tutaj ten rogacz, który wygląda na porządnego gościa, ma zrozumieć wyzwolenie z opresyjnej normy. Istotne, że gość nie jest żadnym swingersem czy cuckoldem tylko ma zaakceptować, że żonka miła apetyt na młode mięcho.
Agatonik, czołowa mainstreamowa feministka filmwebu atakuje:-) Jezu kobieto ty brzmisz jak jakiś funkcjonariusz feminizmu dla debili. Ty byś się nadawała na działaczkę PZPR , na apelu byś wiodła prym i śpiewała pieśni na cześć wodza:-)
Ty, a jak ja mam np pragnienie seksu z psem czy dzieckiem to jest ok? Mam o tym porozmawiać z moim partnerem ? Myślisz , że po tym filmie się wyzwoliliśmy i on zaakceptuje moje pragnienia seksualne i pozwoli mi na ich realizację i będzie mnie wspierał?
Żenujący komentarz. To tylko o tobie świadczy, że masz tak prymitywne argumenty, nie odnoszące się w ogóle do filmu.
Porównujesz perwersje dorosłych ludzi do zoofilii i gwałtach na dzieciach? Uuuuuu nieźle tobie już dobry Boże nie pomoże ;) hahaha
Przeintelektualizowane brednie. Każdy może wziąć rozwód i znaleźć kogoś lepszego dla siebie. Twoje bronienie zdrad jest chore. Mój stary zdradzał moją mamę i nikim nie gardzę tak jak nim. I wcale mi nie przeszkadza, że mogła nie spełniać jego potrzeb. Każdy ma prawo do swoich, bez narzucania ich innym. Nie pasuje, to się rozwiedź i szukaj kogoś kto przypasuje.
Tylko Aga tutaj często się tutaj przyznawała że wali rogi mężowi i zaniedbuje przy tym dzieci i dzięki temu osiąga spełnienie w byciu kobietą, dla mnie ona się nadaje do leczenia.
Czy ktoś może mi napisać na czym polegał fetysz tej pary? Bo chyba nie chodziło o jego dominację. Jak leżą w łóżku w tym ładnym hotelu to on ją pyta: czy jestem potworem? Skąd to pytanie?
Aż takich szczegółów już nie pamiętam. On fascynował się swoją umiejętnością odczytywania ukrywanych potrzeb kobiet, ona była zaskoczona, że znalazł się ktoś, kto odkrył, co tak naprawdę jest dla niej podniecające.
tłuki no. Czytam sobie co tu się dzieje i jestem właśnie w szoku jak tu ludzie nie kumają filmu, a dajcie spokój ;) zdrada to zdrada tamto ...ehhhh ot i zapamiętali :)
Wielu widzów porusza temat zdrady w swoich postach, bo jest to istotny element tego filmu. Owszem, jest to m. in. film o zdradzie. Dla mnie jest to przede wszystkim zły film, źle zrobiony, z płytkim scenariuszem. Całe szczęście, że nie dostał żadnej oskarowej nominacji. Ale nie o nagrody tu idzie, ale o płycizny. Ogląda się to, jak kiepskie fantazy, bez emocjonalnego uzasadnienia.
Nie przekonałaś mnie - to nie jest film o zdradzie. Jeżeli już, to film o wyjaśnieniu mechanizmu, przyczyn, dlaczego możemy zafascynować się inną osobą niż nasz partner. To film o uświadamianiu sobie, z czego wynika frustracja w związku w jednej ze sfer. W tym wypadku seksualnej. Poznanie siebie, zaprzestanie obarczani się poczuciem winy i że "jestem nienormalna", pozwala wreszcie na szczerość, rozmowę i autentyczność w relacji. Pomiędzy Kidman i chłopakiem nie było żadnej więzi emocjonalnej. To jak terapia, w trakcie której przepracowujemy najboleśniejsze uczucia także wobec swoich bliskich. To też Twoim zdaniem zdrada?
Moim zdaniem, fantazje Romy (scena masturbacji do pedofilskiego pornola) i jej późniejsze zgody na przesuwanie jej granic tego, co w sytuacjach intymnych chciałaby, czy mogłaby zrobić z Samuelem - nadawałyby się do wizyty u specjalisty. Romy oczywiście idzie w przeciwnym kierunku. Czy doznała w końcu "orgazmu spełnienia erotycznie go" z Samuelem? Czy on pomógł jej się wyzwolić? I dlaczego w tym wszystkim zabrakło jej męża? Którego podobno kocha. A Samuel? Jakie są jego uczucia? Próżno szukać odpowiedzi w filmie. Romy zdradza na wielu poziomach i wiele osób. Nie wiem, czy sex można traktować tak instrumentalne, jak Ty proponujesz, czyli jako sztukę dla realizacji jakichś innych celów. Jakaś terapia. Dosyć odważna teza.
To, że już dawno powinna zgłosić się na terapię to prawda. Większość z nas powinna. Tak, ta relacja pomogła jej wreszcie głośno powiedzieć, co czuje od wielu lat, jak sama siebie spostrzega, jak się siebie wstydzi i jak się nie akceptuje. W tym wszystkim nie było jej męża (oprócz zakończenia oczywiście), bo był dla niej zbyt ważny, bo bała się, że jak powie prawdę, to ją odrzuci, a ona nie chciała niszczyć tego związku. I tak seks można potraktować instrumentalnie.
Faktycznie, główny wątek dotyczy życia emocjonalnego Romy i jej odkrywania siebie, a kwestia niemoralności zdrady została odstawiona na dalszy plan. Jednak wciąż, zdrada odgrywa tu ważną rolę - Romy odkrywając siebie zdaradza, więc nie dziwi fakt, że ludzie odnoszą się do tego aspektu filmu. Zdrada jest czymś wzbudzającym wiele emocji i ocena moralna zachowania bohaterki może przyćmiewać chłodną analizę jej postępowania. Dlatego dla części widzów ten film jest w głównej mierze zdradzie i to jest coś, co wynieśli po seansie. Nie ma sensu ich przekonywać, że jest inaczej, bo mieli prawo wyciągnąć z filmu to, co było dla nich najważniejsze, a zdrada nie była tu jakimś wątkiem niszowym.
Można nie przekonywać, ale nie zaszkodzi porozmawiać też o innych warstwach filmu, których część widzów nie dostrzega, bo jeden temat zasłania to, co głębiej. Dziękuję za rzeczowy komentarz:-)
Jeżeli zdradzę żonę z jakąś 20-latką, to też jest "wyzwolenie seksualne"? Realizacja ukrytych pragnień itd.? Bo miałem jakieś przejścia w dzieciństwie, więc mogę sobie tym usprawiedliwiać złe zachowania?
Co za bezsens, durny film.
Często korzystam z Twoich rekomendacji, dlatego z wielkimi nadziejami szłam na ten film. Temat i pomysł ciekawy. Jednak w odbiorze przeszkadzała mi Nickole Kidman. Jej nieruchoma twarz z wiecznie półotwartymi w dziubek ustami mnie irytowała i nie pozwalała się skupić na fabule. A temat podniecający. A przez nią nie mogłam się rozerotyzować i poddać temu świetnemu pomysłowi i atmosferze. Wyobrażałam sobie jak świetny mógłby być ten film gdyby zagrała w nim Kate Blanchet albo Julianne Moore. Natomiast Dickinson był magiczny. Bardzo zdolny aktor. Doskonale oddał to zakłopotanie chłopca zmieszane z męską świadomością swej siły i magnetyzmu. A do tego jaki przystojny, a preferuję dużo starszych od siebie mężczyzn i rzadko zwracam uwagę na na młodych. Film mi się podobał, temat ciekawy. Lubię niejednoznacznie erotycznie filmy. Ale przez sztuczną Nickole ten film mnie nie wciągnął niestety. Słyszałam że dostała nagrodę w Wenecji i ma być nominowana za tę rolę. To chyba żart. Jeśli będzie nominowana to chyba za odwagę, że się pokazała nago w tym wieku. Za nic innego. Choć przy jej boskim ciele to żadna odwaga.
Nie jestem aż tak krytyczna wobec Kidman, chociaż pewnie byłaby piękniejsza bez tych sztuczności. Mnie mimo wszystko podobała się ta oddana przez nią mieszanka wstydu, fascynacji nową sytuacją i udawaniem silnej kobiety.
No widzisz, a moim zdaniem ona tego nie oddała. Widziałam wiecznie nieruchomą twarz z półotwartym dziubkiem. Nicole to najsłabsza cześć tego filmu.
Zgadzam się z opinią co do słowa. Oglądałam film dwa razy i po drugiej projekcji już mi się wydawała nieco lepsza (ładniejsza, bardziej pobudzająca zmysły), ale ile bym dała żeby na jej miejscu był ktoś w rodzaju młodszych niż są teraz Isabelle Huppert czy Julianne Moore. Tylko wtedy ten film byłby too hot to handle, nie wiem, czy bym na nim wytrzymała :D. A tak to mogliśmy się skupić na bardziej poznawczo, niż emocjonalno-fizjologicznych aspektach wstydu, obserwować Nicole szarpiącą i mocującą się ze wszystkimi rozterkami, pragnieniami i zahamowaniami. Uważam, że dobrze zagrała, oddała problematykę swojej bohaterki. Natomiast prawdą jest, że ona jako ona sama, nie wzbudzała żadnych emocji erotycznych, co najwyżej jakieś kobiece, które tylko druga kobieta może zrozumieć. Gdyby partnerował jej ktoś słabszy od niej, nie Dickinson, film nie zadziałałby na żadnym poziomie. To jego magnetyzm (ta odchylona do tyłu głowa, gdy wypijała mleko, ehhhhhhhhh.....) i dojrzałość w relacji z kobietą (gdy po wszystkim w pierwszej scenie w hotelu przytulił ją z bardzo poważną miną) weryfikował i walidował fundamenty, na których oparty jest film i przesłanki głównej bohaterki.
A moim zdaniem właśnie Nicole nie zgrała dobrze i nie pokazała tych emocji. Miała może klika dobrych scen. I to na początku, gdy jeszcze grała taką sztywną. Potem gdy niby sie otwiera była dla mnie z tym wiecznie półotwartym dzióbkiem skrajnie niewiarygodna i drażniąca. Dickinson był wspaniały i to on oddawał swa gra więcej emocji i taką perwersję tego bohatera. A jeśli chodzi o aktorki to Cate Blanchet jest młodsza od Nicole i Jest o niebo lepszą aktorką. Niestety Nicole jest współproducentką większości swoich filmów. Mało kto chce zatrudniać tę sztuczną kukłę to sobie sama organizuje role. Nie wierzę, że reżyserka, która jest uznaną i nagradzaną teatralną aktorką, grającą Shakespeare dobrowolnie obsadziłaby panią sztuczniak. Raczej zatrudniła kogoś, kto wyłożył pieniądze na film.
Tak, też to zauważyłam, bo gra we wszystkim, co na pierwszy rzut mogłoby się wydawać niezrozumiałe. Nicole zatoczyła koło w swojej karierze i jest na etapie początkowych castingów, kiedy za role się płaci (w ten czy inny sposób). I nie ma to nic wspólnego z jej wiekiem, przecież aktorki w jej wieku sobie świetnie radzą - Naomi Watts, Gillian Anderson. Sama na własne życzenie zniszczyła sobie twarz, więc jest jak jest. Poza tym ona chyba nie chce iść z duchem czasu, jak Olivia Coleman, Julia Roberts czy kiedyś Meryl Streep i Helen Mirren, tylko dalej chce mieć role stosowne dla 45 letnich kobiet, typu Claire Danes, jakichś tajemniczych bizneswomen albo pań domu z sekretami przed mężem (Wielkie kłamstewka, Od nowa, Ekspatki).
Jak sobie przypominam to rzeczywiście najlepsze emocje oddała w scenie leżenia na dywanie w hotelu podczas pierwszej schadzki z Samuelem, ponieważ co chwila zakrywała ze wstydu twarz.
Windowe sceny natomiast były nie do zniesienia, bo wyglądało to jak próba prawdziwego aktora z przypadkową osobą z planu, w której tylko Dickinson buduje jakieś napięcie, a Kidman je ściąga w dół, więc staramy się na nią nie patrzeć. Jedyny plus z całej sytuacji to taki, że rozumiemy jej wstyd i rozpacz spowodowaną tym uwikłaniem (tak późno w życiu udał jej się coming out i uzewnętrznienienswoich fantazji, o wiele za późno). Gdyby to była piękność pokroju Angeliny Jolie, skupilibyśmy się na romansie, a nie na wewnętrznym dramacie głównej bohaterki, czyli rozchwianiu pomiędzy niestosownością i nieobyczajnością jej pragnień, a blokadami które ją doprowadziły do takiego miejsca w życiu z własnym mężem.
Cate Blanchett byłaby świetna do tej roli, z jej mocnym głosem świetnie uosabiałaby dominującą panią prezes w męskim świecie. Pytanie tylko czy jako aktorka jest w ogóle w potrzebie przekraczać swoje granice, by pozostać zauważalna. Raczej wybiera role wyniosłe i eleganckie i to jej wystarcza. Nie ulega wątpliwości że Nicole musiała się trochę zniżyć czy odsłonić (jak zwał tak zwał) do udziału w Babygirl. Nie każdej aktorce na topie, byłoby z tym po drodze.
Tak uważasz? Bo ja myślę, że to atrakcyjna rola a zarówno Cate Blanchet, jak i np. Naomi Watts to aktorki, które nie boja się trudnych tematów. Cate w "Carol" zagrała odważnie rolę kobiety, która odsłania swoje ukryte , lesbijskie oblicze. Naomii w serialu "Gypsy" zagrała tajemniczą i wyzwoloną sexualnie kobietę. Claire Dance też byłaby dobra w tej roli choć młodsza. Czytam i słucham wielu wywiadów z aktorkami i wiem, że w większości marzą o odważnych , czy wręcz nawet szokujących rolach. Nicole była najgorszym możliwym wyborem do tej roli. Dla mnie niestety przestała być aktorką. Ale żeby nie było kobietą jest piękną. Tylko już nie aktorką.
Oglądałam Gypsy, rola bardzo podobna do Babygirl. Nicole jednak posunęła się trochę dalej, musiała odegrać to orgazmiczne rzężenie wcale nieatrakcyjne, zrobić z siebie pieska, masturbować się. To jest poziom porównywalny tylko do "Nimfomanki" z Charlotte Gainsbourg i "Uwikłanych" z Julianne Moore. Zarówno w Carol i w Gypsy aktorki mogły schować się pod zbawiennym welonikiem estetycznej konwencji filmu. Było erotycznie, ale gęsto tylko od psychologii. W Babygirl mamy trochę tego brudnego prześcieradła, którego nie pokazuje się w filmach.