6,3 57 tys. ocen
6,3 10 1 57257
4,2 10 krytyków
Babylon A.D.
powrót do forum filmu Babylon A.D.

Pytanie.

użytkownik usunięty

Kto mi powie o co w tym filmie chodziło? Oglądałem go 4 razy i do tej pory nie wiem. Jaki jest główny wątek tego filmu? I w ogóle do dupy film...

Szczerze powiedziawszy to gdy zobaczyłem napisy końcowe to za bardzo nie wiedziałem, co powiedzieć, bo nie za bardzo zrozumiałem sensu tego filmu.. Po co stworzono tę klientkę, po co jej i skąd te dzieci, skąd ta moc... Podobno wytwórnia ucięła aż 70 min filmu, więc w tym czasie kryły się odpowiedzi pewnie...:( Główny wątek to eskortowanie dziewczyny przez naszego koksa, a reszta już została wycięta :)

Wiesz, nie twoja wina że go nie skumałeś, bo film był niedociągnięty. Niby fabuła i pomysł był fajny, ale cholera to zakończenie? Początek i środek ok, ale jak się zbliżało do końca było coraz gorzej.

użytkownik usunięty

i jeszcze jedno pytanie dlaczego ten film nazwano Babylon A.D o co chodzi z tym tytułem?

Babylon A.D. = Babylon Anno Domini = Babilon Naszej Ery ( coś w tym stylu ) - Babilon w apokalipsie św. Jana był symbolem wszelkiego zła, i moim zdaniem film ma taki tytuł gdyż świat pokazany w filmie jest właśnie takim skupiskiem zła, które zmierza do zagłady.

popem

O.o dobrze wiedzieć, bo też właśnie nie rozumiałam, skąd ten tytuł... ;)

popem

Chłopie, skąd się urwałeś? A.D. znaczy Anno Domini czyli Roku Pańskiego

tokszok

a ja sie wpełni zgadzam ze chodzi tu o luźna metafore biblijnego babilonu, czyli mozna rzec babilon naszej ery ;]

popem

Jak piszesz coś to najpierw to zweryfikuj ażeby się nie skompromitować.
Anno Domini oznacza "roku pańskiego", więc nie wiem jak Ci wyszło "naszej ery".
Babilon w apokalipsie jest symbolem nierządnicy, która dosiada bestii.
W moim przekonaniu Babilon odnosi się do systemu (jest tak bardzo często
określany np. przez piosenkarzy reggae) oraz zakłamania ludzi.
Sam tytuł można różnorako interpretować aczkolwiek każde tłumaczenie
będzie tak dobre jak dobry był film...
Chcieli żeby film miał jakieś przesłanie a wyszło jak zwykle.

ocenił(a) film na 5
Dark_Sider

po pierwsze wypowiedź "można rzec" zakłada swobodę i nie koniecznie dosłowność
po drugie Anno Domini faktycznie może być przetłumaczone jako "naszej ery" (a ante christum jako pne)
a po trzecie to rzecz jasna kiszka

ja nie zrozumiałam ostatniego zdania i to mi wszystko spaprało
"ratujmy planete po jednym dziecku na raz. czy to nie posłość?"- i co chodzi do cholery????

ocenił(a) film na 5
MademoiselleButterfly

koniec tak durny, że aż pogooglałem i wygląda na to, że ponieważ zakończenia wersji reżyserskiej i amerykańskiej kinowej są skrajnie różne, to słowa "Save the planet ... one child at a time. Ain't that a bitch." - "ratujmy planetę... ale tylko jedno dziecko na raz... czyż to nie skurwysyństwo?" zapewne można zinterpretować jako "fajnie, że robię krok do naprawy świata, ale czemu do cholery nie mogę uratować i świata i życia żony jednocześnie". ale wersja reżyserska też jest durna.

ocenił(a) film na 7
Cerbin

W wersji która widziałem, a nie jest ona reżyserska jak sadzę bo trwała
1godz 30min nie ma takiego zakończenia. W której wersji jest o ratowaniu
tych dzieci? Bo to co ja widziałem trzyma się kupy. Toorop mówi że Nadciąga
burza i idą do domu.

ocenił(a) film na 7
2222

"Bo to co ja widziałem trzyma się kupy. Toorop mówi że Nadciąga
burza i idą do domu."
xD Świetne, udało Ci się. :)

Tutaj masz link do porównania obu wersji. http://www.filmweb.pl/topic/1268934/wersja+re%C5%BCyserska+-+r%C3%B3%C5%BCnice.h tml Widziałeś wersję amerykańską.

ocenił(a) film na 7
Khaosth

Nie wiem co mi się udało, ale dzięki za odpowiedź.

ocenił(a) film na 7
2222

konkluzja w żartobliwym tonie. Naprawdę mi się podoba. :)

4 razy aż?! Po pierwszym można miec już sieczkę z mózgu ;)

ocenił(a) film na 8

wiecie, czy do neta prześlizgnęły się te poucinane fragmenty filmu?

ocenił(a) film na 7

...:::[SPOILER]:::...
Ogólnie o to, że w ramach jakiejś organizacji działały wspólnie osoby nazywane w filmie ojcem i matką. Był to prawdopodobnie ruch religijny, który zdobył wysokie poparcie i który szybko się rozrósł zyskując całkiem spory rząd dusz. Aby jeszcze bardziej zwiększyć swoje wpływy, ojciec i matka postanowili wykreować cud, który zjedna im kolejnych wyznawców, a ich samych uczyni faktycznymi przywódcami świata. Pomysł był prosty - za sprawą zaawansowanej sztucznej inteligencji oraz biotechnologii wykreowali błogosławioną dziewicę, która za sprawą niepokalanego poczęcia urodzi dziecko. Taki cud przemówiłby do każdego.

Problem pojawił się, gdy ojciec zaczął Aurorę traktować, a później tez i uważać za własne dziecko. Dobro organizacji polegało na tym, aby Aurorę wystawić na widok publiczny, aby lud mógł zobaczyć cud na żywo i z łatwością poddał się dowolnym manipulacjom organizacji. Ojciec bał się możliwych konsekwencji tego czynu o co poróżnił się z matką. Ojciec uprowadził Aurorę i ukrył w bezpiecznym miejscu - świątyni z dala od rozwiniętej cywilizacji Ameryki. Drogi ojca i matki rozeszły się, a organizacja podzieliła się na zwolenników jednego lub drugiego (neolici i ci drudzy).

Niepokalane poczęcie zaczęło się zbliżać. Świątynia była dobrą kryjówką, ale kiepską placówką medyczną. Ojciec potrzebował kogoś, kto będzie zdolny bezpiecznie przewieźć Aurorę do Ameryki, gdzie mogła liczyć na stosowną pomoc przy tym niezwykłym porodzie. Dalej dzieje się to co w filmie - Toorop prowadzi Aurorę do stanów, a obie organizacje pragną Aurory.

Aurora jest czymś w rodzaju cyborga. Jest to sztuczna inteligencja przyodziana w ciało kobiety. Ona pragnęła chyba jedynie tego, aby ktoś zajął się jej dziećmi. Jej twórcy woleliby je wykorzystać, a ona wolała by nie były traktowane jak obiekt kampanii, lecz wychowywały się normalnie.
...:::[SPOILER OFF]:::...

ocenił(a) film na 8
Khaosth

I właśnie tak samo zrozumiałem ten film. Nie wiem co w nim było takiego niezrozumiałego, nad czym wszyscy płaczą. (Oglądałem wersje BR-1h40min)

ocenił(a) film na 7
Hellbound_

Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy bez pomocy porównania dwóch wersji zrozumiałbym ten film. Podczas seansu za bardzo do składania całości zniechęcały mnie szczegóły typu tej sceny z rakietą i Aurorą. Z jednej strony w wersji europejskiej wiele się sugeruje, a rzadko dopowiada - wiele akcji wydaje się niepodpartych żadną motywacją. Z drugiej strony wersja amerykańska (jakby wynikało z porównania - raczej nie mam zamiaru jej obejrzeć) jest pozbawiona większości odniesień do religii jako narzędzia manipulacji, co zapewne film czyni jeszcze mniej czytelnym.

Mnie właściwie nie dziwi czemu tyle osób go nie zrozumiało - mi także niewiele brakowało.

ocenił(a) film na 3
Khaosth

Hmmm...

Zastanawia mnie jedno: "Świątynia była dobrą kryjówką, ale kiepską placówką medyczną." Ale dlaczego? To super-dziecko wykluwało się jak obcy?

Bo tak - w średniowieczu znakomitymi położnymi były czarownice. Jedna z teorii głosi, iż ich wytępienie przyczyniło się do wzrostu demograficznego - zajmowały się bowiem także kwestiami antykoncepcji i aborcji. W każdym razie nie bardzo rozumiem, dlaczego w świątyni nie mogli sobie z porodem poradzić, wśród nie-czarownic wprawdzie, ale także cokolwiek zorientowanych chyba mniszek? Zresztą niektóre kobiety i w szczerym polu potrafią urodzić...

Ale zaznaczam - film obejrzałem raz i po dziś dzień mam traumę! Więc nie jestem biegły.

ocenił(a) film na 7
marscorpio

:D Wiesz, to była w końcu sztuczna inteligencja. Mogła próbować wyjść na wiele sposobów. :)

Biorąc pod uwagę niektóre, dosyć bzdurne zdolności jakimi scenarzyści obdarzyli Aurorę, twórcy tych istot mogli mieć obawy, że poród nie będzie przebiegał normalnie. A wtedy zawsze dobrze jest dysponować jakąś czarownicą lub innym szamanem. :)

ocenił(a) film na 3
Khaosth

Z tymi sztucznymi inteligencjami to same problemy. Nawet narodzić się normalnie nie potrafią...

Żartuję. To, co napisałeś o tym filmie ma sens. Tak to chyba było, na ile pamiętam. Ale cóż, jam nietolerancyjny wobec tym podobnych produkcji.

Wydaje mi się jednak, że to, co napisałeś, to niestety CAŁY sens tego filmu. Spójne jako Twoja wypowiedź, ale jako obraz już mniej.

ocenił(a) film na 7
marscorpio

Sęk w tym, że ten film to jedna, wielka akcja, a w logikę kolejnych scen akcji już nie wnikałem. Prawdopodobnie to właśnie tutaj wykłada się cały film. I oczywiście wykłada się też na samym wytłumaczeniu tych wszystkich fenomenów - w to że Klaatu niszczy helikoptery w "Dniu, w którym ..." poprzez wysłanie odpowiednich impulsów drogą podczerwieni, GPSu, czy jakkolwiek inaczej jeszcze jestem w stanie kupić, ale w to że kobieta doprowadza do wybuchu rakiety (w miarę akceptowalne przeze mnie), który to nie sprawia jej żadnych poważnych obrażeń to ja już nie uwierzę.

Reżyser pewnie chciał się skupić na historii, producent niekoniecznie, a w efekcie powstało takie coś. Trochę szkoda tematu.

ocenił(a) film na 3
Khaosth

Zgadzam się. Przy każdym nowym SF "podpalam się" jakbym miał 12 lat, a zazwyczaj kończy się tak samo - rozczarowaniem. I wnioskiem: "szkoda tematu". Nie wiem, dlaczego nie ekranizują powieści/opowiadań. Niektóre trzymają przyzwoity poziom. Albo jak ekranizują, to z całej niemal głębi obdzierają, jak Dicka.

Wyczytałem wszakże u Ciebie, że nie przepadasz za literaturą. Jeżeli rzeczywiście tak jest, to trochę szkoda. Ja się wychowałem na literackiej SF, i chociaż żadne arcydzieła to nie są, to niejednokrotnie pomysłowością akcji, logiką i konsekwencją świata przedstawionego potrafią pozytywnie zaskoczyć. Kilka lat temu czytałem felieton Jacka Dukaja o dwóch powieściach: Vernora Vinge "Rainbows End" oraz Iana McDonalda "Rivers of Gods". Obie nt. sztucznej inteligencji, czy też inaczej - narodzin Technologicznej Osobliwości. Niegłupie się to wydawało, gdybym był młodszy, pewnie szukałbym. A tak pozostają filmy, po których moje mniemanie o SF jedynie podupada...

ocenił(a) film na 7
marscorpio

Kwestia skupienia uwagi i potrzebnego czasu. Film dyktuje mi tempo oglądania do którego muszę się dostosować i zabiera mi najwyżej 3 godziny. Podczas czytania natomiast łatwo się rozpraszam, co wydłuża mi czas czytania i odbiera mi przyjemność samego czytania. Dłuższe pozycje mnie zniechęcają swoją objętością, po krótszych wiele się nie spodziewam - w efekcie nie wybieram żadnej i pozostaję przy filmach, od czasu do czasu czytając jakieś opowiadania. :]
Dlatego też tak wolno idą mi poszukiwania "Kirinyagi" :)

W zeszłym roku przeczytałem dwa zbiory opowiadań Dicka i jego "Czy androidy śnią o elektronicznych owcach" (wciąż nie rozumiem czemu Scott utrzymuje, że przy "Łowcy androidów" opierał się na tej książce). Miał niesamowite pomysły, a część jego krótkich dzieł to gotowe pomysły na świetne filmy. Wybrać trzy opowiadania, zekranizować na modłę "Strefy mroku" i polska kinematografia SF mogłaby dostać porządnego kopa i na nowo się odrodzić. Koszty nie powinny być większe, niż przy "Quo Vadis", a i widownia powinna się znaleźć (nawet na zagranicznych rynkach DVD). Byle tylko je jak najwierniej zekranizować.

Jak dotąd największe rozczarowanie przyniósł mi "Ja, robot". Tu Asimova jest jeszcze mniej, niż Dicka w "Łowcy ...", a samo rozwiązanie fabuły jest banalne i znacznie gorsze od oryginału. Gdyby nie trzy prawa i dr Calvin, z pierwowzoru nie pozostałoby nic. Po tym, po "Zapłacie" i po informacji o przekazaniu praw do "Fundacji" Emmerichowi, ciężko jest mi się ekscytować na wieść o nowych tytułach. A jak już się trafi tytuł, który od samego początku dobrze się zapowiada, to i tak Natali wszystko zepsuje...

ocenił(a) film na 3
Khaosth

Co do "Kirinyagi" - jeżeli się już zdecydujesz, poszukaj całego zbioru, nie tylko tytułowego opowiadania. W całości to nawet ma sens, a w pojedynkę co najwyżej może się podobać. Chodzi mi o to, że główny bohater w kontekście całości staje się postacią wręcz tragiczną, a w pojedynczych tekstach to może umknąć.

Rozumiem, co masz na myśli, podając przyczynę preferowania filmu zamiast literatury. Ja już także nie potrafię się skoncentrować tak jak niegdyś. I cokolwiek na filmy/seriale SF się przerzuciłem. Ale od czasu "Stalkera" powróciłem do tego, co mnie się wydaje poważniejsze, tj. ambitnej literatury/ambitnego filmu. Tak czasem myślę, że szkoda czasu na coś innego. U mnie to powinno być zrozumiałe - jestem bliżej końca niż początku, he, he. Kiedyś tak pomyślałem, że nie chcę tam - no, wiesz, gdzie - "śnić" o zbuntowanej sztucznej inteligencji itp.

Jeżeli chodzi o Dicka - polecam powieści "Ubik" oraz "Trzy stygmaty...". Mnie swego czasu rozłożyły. A tak na marginesie, znasz opowiadanie, na podstawie którego film "Tajemnica Syriusza / Screamers" powstał? Warto...

Asimov mnie zachwycił "Fundacją", zwłaszcza pierwszymi trzema tomami. W ogóle SF znam dość dobrze, oczywiście literaturę. Może nie pamiętam już szczegółów, ale tytuły wskazać potrafię. Zawsze umiałem dobrać teksty tak, by nawet niechętną gatunkowi młodzież zainteresować.

ocenił(a) film na 7
marscorpio

W myśl reklamy o dwunastoletnim Tomku, Marscorpio dla mnie nadal pozostaje trzydziestolatkiem w garniturze z teczką gdzieś u boku. Jaki tam koniec? Odległa perspektywa. :)
Chyba rozumiem o czym piszesz. Czasami tworzę dziwne łańcuszki skojarzeń, patrzę na rzecz piękną, a zaraz zaczyna mi przywodzić jakieś gorsze widoki. Tego faktycznie lepiej nie pielęgnować.

Natomiast co do Dicka, to dodałem na jego forum temat mający umożliwiać porównanie pierwowzorów i ekranizacji. http://www.filmweb.pl/person/Philip+K.+Dick-430490/discussion/Dzie%C5%82a+pisarz a%2C+a+ich+ekranizacje-1196169
Z dotychczas przeczytanych opowiadań największe wrażenie na mnie zrobiły "Foster, nie żyjesz!", "Wiara ojców naszych" i tekst o świecie z trochę innymi zasadami aborcyjnymi. W "Ubiku" dostrzegałem jedynie fabułę oraz zabawę epokami. "Czy androidy ..." bardziej mi się spodobała, chociaż po filmie Scotta brakowało mi niektórych zmian. Mam zamiar przeczytać wszystkie jego dzieła (przynajmniej te o tematyce fantastycznej), ale niekoniecznie w najbliższym czasie. Pomysły miał bardzo interesujące.

ocenił(a) film na 3
Khaosth

Dobry jesteś... Ale cokolwiek się pomyliłeś. Teczka - tak, niestety, tak. Garnitur - nie; nawet nie marynarka. Nie przepadam za tym podobnym ubieraniem się i wciąż się nie dostosowałem do powagi miejsca, w którym pracuję. Potrafię zakładać bardzo kontrowersyjne t-shirty. Niekiedy to są z tego takie drobne jajca. Wiek - za mało. Może nie mam aż tyle, ile wpisałem (jestem osobom publiczną, więc się kamufluję), ale szczerze przyznaję - troszeczkę za mało. W każdym razie nieźle!

Przeczytałem wszystko o Dicku i jego ekranizacjach. W porządku. niestety, temat byłby o wiele pełniejszy, gdyby ktokolwiek się do Ciebie przyłączył. Nie widziałem żadnego wpisu. Czy naprawdę na FW tak niewielu czyta, chociażby - SF? Bo tak szczerze, mimo że zajmuję się tzw. poważną literaturą, przy piwie z kumplami wolę podyskutować o fantastyce naukowej. To mnie zawsze pasjonowało, ale w moim środowisku SF nie znalazła i najpewniej nie znajdzie akceptacji. To zawsze będzie jakieś "dziwactwo". Myślałem, że napiszę kiedyś rozprawę o tym, że SF - chociaż często trywialne i tandetne - jednak skłania do rozważenia różnych istotnych problemów świata i człowieka. Ale cóż, zbyt jestem leniwy. I serio pisałem, że często mnie ta literatura/ten film rozczarowują. Tyle można by zrobić, a triumfuje komercja i głupawe akszyn.

Tak, Dick był mocny. Ja jednak po powieści "Marsjański poślizg w czasie" (bodaj po tej, musiałbym sprawdzić, to było ok. 20 lat temu; poważnie) zrezygnowałem z czytania jego tekstów. Myślę teraz o tym, by tu - na FW - zrecenzować "Zieloną pożywkę", oczywiście przy uwzględnieniu "Przestrzeni! Przestrzeni!" H. Harrisona. Może się za to zabiorę. Ale też już dużo naobiecywałem, a jak dotąd wywiązałem się z tekstów o "Stalkerze" i "12. małpach". Kolejne w planie to "Equilibrium" - zapowiadam rzeź, he, he.

Nie wiem, jak Ty, ale ja wychodzę po kolejne piwo. Za gorąco.

ocenił(a) film na 7
marscorpio

Ja z odpowiedzią przeczekałem do ochłodzenia. :D

Z tym czytaniem pewnie nie jest znowuż tak najgorzej. Po pierwsze część osób przedkładających książki nad film pewnie nie ma tu nawet założonego profilu - to nie ich hobby. Po drugie przy wielu adaptacjach można znaleźć tematy porównujące książkę z filmem. Po trzecie na stronie Dicka na FilmWebie względną popularnością cieszy się temat "od czego zacząć", czyli sam autor jakieś grono czytelników posiada. Po czwarte takie tematy wymagają znajomości konkretnej pary utworów, a skoro istnieją takie adaptacje które nie skłaniają do zapoznania się z pierwowzorem, pewnie istnieją też takie powieści które nie skłaniają do oglądania adaptacji. Po piąte sam dajesz do zrozumienia, że książki Dicka znasz, a we wspomnianym temacie również się nie wypowiedziałeś. ;) Z tej perspektywy sytuacja aż tak źle nie wygląda.

Brak odpowiedzi specjalnie mnie nie dziwi. Bardziej mnie dziwi fakt, że na forum filmowym brakuje podobnych tematów na stronach innych autorów. Nie ma takich tematów ani u Lema, ani u Asimova, ani u Lovecrafta, czy Koontza. U Kinga nie sprawdzałem, bo sama liczba 160 tematów do przejrzenia nieco mnie przeraziła. A moim zdaniem to powinien być jeden z trzech podstawowych tematów dyskusji (obok "Najlepsze jego książki" oraz "XYZ to grafoman, czyli co sądzicie o jego pisarstwie").

ocenił(a) film na 3
Khaosth

1. „Z tym czytaniem pewnie nie jest znowuż tak najgorzej.”
Możliwe, że masz rację. Ale też nie jest najlepiej – kiedyś założyłem aż trzy tematy dotyczące adaptacji/ekranizacji SF. Wpisów praktycznie nie było. Jedna jedyna osoba, która znała legendarne antologie Dona Wollheimma się znalazła. Poza tym dane, które staram się dodawać do FW, to przede wszystkim informacje o tym, iż film/serial stanowi adaptację tego czy innego dzieła literackiego. Inna rzecz, że niektóre moje materiały oczekują już 6 dni na weryfikację.
Przy okazji – mam pytanie do Ciebie; myślę, że do eksperta. Jeżeli chcę dodać własny opis filmu, jaki link powinienem podpiąć w pozycji „Źródła”. Zauważyłem, że nie sposób usunąć jedynego, a przecież w takiej sytuacji jedynym źródłem jest mój móżdżek. Dopiąć do niego łącza, jak w „Matrix’ie” czy w „Johnny Mnemonik” nijak nie potrafię!

2. „[…] część osób przedkładających książki nad film pewnie nie ma tu nawet założonego profilu - to nie ich hobby”.
Także fakt. Acz mnie tym podobne myślenie jest obce. Owszem, cenię literaturę, ale równie istotne wydają mi się teatr, film, muzyka, sztuki plastyczne itp. Uważam, że to wszystko wzajemnie się uzupełnia.

3. „[…] przy wielu adaptacjach można znaleźć tematy porównujące książkę z filmem”.
Zapewne tak. Acz ja już kilkakrotnie informowałem różnych użytkowników, że z filmem jest tak a nie inaczej, bo stanowi adaptację opowiadania/powieści/dramatu. Jak to ktoś tu napisał „googlowanie nie gryzie”, te informacje – nawet jeżeli nieobecne na FW – łatwo przecież znaleźć. Chociaż może za wiele oczekuję... Ale i tak zmieniłem zdanie o FW. Kiedyś myślałem, że to raczej nic wartościowego, a od jakiegoś czasu z entuzjazmem obserwuję, jak pełni pasji są niektórzy użytkownicy, jak wiele wnoszą. Oczywiście, nie mam na myśli tych, co wpisują „Dno!”, „1/10”, „Nuda!”, „Co to k***a jest?!” itd. Już przestałem na tym podobne ekscesy zwracać uwagę.

4. „na stronie Dicka” itd.
Tak, Dick to popularny i kultowy pisarz.

5. „takie tematy wymagają znajomości konkretnej pary utworów […]”.
No właśnie. Ale nie powinniście mieć z tym aż takich problemów, jak my za PRL-u. Dziś w Polsce dostępnych jest 95 bodaj procent tłumaczeń jego utworów, istnieje Internet, ludzie znają angielski itp. Wypowiem się jak dziad, ale „za moich czasów” takiego luksusu nie było. Tych kilka dostępnych jego powieści i opowiadań to były prawdziwe perełki. Do tego niezastąpione komentarze śp. Stanisława Lema. W każdym razie o tę „znajomość konkretnej pary utworów” obecnie jest łatwiej, albo też powinno być. Ponadto o tym zagadnieniu kilkakrotnie pisał miesięcznik „Fantastyka”/”Nowa Fantastyka”.

6. „we wspomnianym temacie również się nie wypowiedziałeś […]”
Co fakt, to fakt. Raz, nawet nie zdążyłem o tym pomyśleć. Dwa, jak pisałem wyżej, często „nie pamiętam już szczegółów” utworów SF, a w tym przypadku to bardzo dotkliwe, bo – o czym również wspominałem – zrezygnowałem z czytania Dicka ok. 20 lat temu. Trzy – zacząłbym się „przemądrzać”, wypowiadać autorytatywnie, itd. Cztery – mam raczej przykre doświadczenia w tym zakresie; raz ktoś tam podjął temat adaptacji jednego z arcydzieł XX wieku, a ja, cóż, jestem dociekliwy i… nasza znajomość skończyła się równie szybko, jak zaczęła. Gdybym miał w temacie Dicka coś się tam wypowiedzieć, od razu wyskoczyłbym z zagadnieniem w rodzaju „Rola idei i motywów gnostyckich w twórczości Philipa K. Dicka a ich odzwierciedlenie w adaptacjach opowiadań/powieści pisarza” (by tak, na poczekaniu, coś ułożyć). Ostatnio, kiedy zajmowałem się Dickiem, przeprowadzałem porównanie jednej z jego powieści z „Tybetańską księga umarłych” oraz „Szatańskimi wersetami” Salmana Rushdie’ego (notabene – polecam!!!). Stare czasy…

Może kiedyś dopiszę się w tym Twoim temacie, jeżeli naprawdę nie będziesz miał nic przeciwko...

7. „King”
Widziałem raz taki temat, nie wiem, czy przy którymś z filmów, czy przy jego osobie; jednak było pytanie o to, które z ekranizacji są najlepsze (jakoś tak). To jeden z najpopularniejszych pisarzy wszech czasów, więc i co nieco odpowiedzi było.


Dobra, kończę, bo się rozpisałem. Widziałem przedwczoraj „Niebo i piekło” Kurosawy – według mnie bardzo dobry film.

ocenił(a) film na 7
marscorpio

1a. Co racja, to racja...
Dzięki za uświadomienie o istnieniu takich antologii. :)

1b. Długi czas weryfikowania informacji jest tu na porządku dziennym. Kiedyś go można było łatwo sprawdzić, ale teraz nigdzie nie widzę do niego odnośnika. Na szczęście stary adres nadal działa. http://www.filmweb.pl/contrib/status
Najlepiej by było odnaleźć w internecie recenzję, opis najbliższy naszemu. IMDb, inne portale filmowe, może opis filmu w jakimś sklepie, albo na stronie dystrybutora, czy też na stronie programu telewizyjnego który go ostatnio emitował (na wszelki wypadek także screen strony, aby za wcześnie nie zniknęła), albo festiwalu gdzie był wyświetlany. inaczej się chyba nie da. W przypadku krótkich filmów może wystarczy link na youtube, vimeo, czy inny portal.

Pozostaje też jeszcze dobre słowo i zapewnienia, że film się obejrzało, że wygląda tak a nie inaczej, a w naszym opisie kilka rzeczy zostało zmienionych, bo w filmie wyglądało to tak, a tak. Niekiedy udaję się tak coś wskórać, innym razem nie.

Kiedyś próbowałem zmienić opis "Profesora Zazula" (obecny skupia się na samym finale filmu), ale nie został zaakceptowany, bo się zanadto różnił (tropem filmu nie nazwałem podróżnika i nie zdradzałem prawdziwej tożsamości profesora). Niekiedy nie da się inaczej zostawić opisu dla innych, niż zakładając nowy temat na forum filmu.

2. Oczywiście - film, książka, malarstwo, muzyka, komiks, teatr, rzeźbiarstwo to tylko różne rodzaje mediów posiadające swoją własną specyfikę i żadne medium nie jest lepsze lub gorsze od drugiego, tylko inne. Chociaż ja naprawdę w to wierzę nie wpływa to jednak na mój głód filmów i niemal całkowitą obojętność na pozostałe rodzaje sztuki. Jakkolwiek lubię malarstwo surrealistyczne, a prace Yerki, czy Gigera nadal mnie fascynują, tak nie czuję większej potrzeby szukania nowych obrazów, malarzy, czy dyskutowania o ich dziełach.

3. Kiedyś na forum ostatniego Punishera napisałem, że film nie bawi, ponieważ operuje brutalnością w sposób komiksowo przejaskrawiony co nie pozwala odczuć żadnego napięcia. Chwilę później ktoś mi zaczął zarzucać, że ten film jest przecież adaptacją komiksu i dlatego powinien być komiksowy, a rzeczona brutalność jest równie przejaskrawiona jak w materiale wyjściowym.

Może to nie jest najlepszy przykład, ale na razie jedyny jakim dysponuję. Są przypadki kiedy adaptacja bywa zbyt wierna materiałowi wyjściowemu i niektóre jego wady są krytykowane również w adaptacji, i są też świetne adaptacje które zmieniają w oryginale tak wiele motywów, że ciężko znaleźć między nimi podobieństwa ("Łowca androidów"). Czasami też adaptacja chce być jak najbardziej wierna oryginałowi wprowadzając wiele wątków pobocznych, ale ich nie rozwijając. Jestem zdania, że adaptacja musi się bronić jako osobny film, a wierność pierwowzorowi nie musi temu sprzyjać.

5. Fakt, znacznie łatwiej. :)
Chodzi mi raczej o zwracanie uwagi na różne aspekty w różnych mediach. Przeczytałem "Fundację", przeczytałem "Grę Endera", przeczytałem "Ubika", ale najlepiej jak dotąd wspominam "Złe miejsce" Koontza. Fabuła książki jest głupia, finał paru istotnych kwestii nie wyjaśnia, a sam pomysł niezbyt oryginalny, ale książkę czytało mi się świetnie. Autor zręcznie zmieniał narratorów kolejnych rozdziałów każdego obdarzając innym sposobem myślenia, zwracając uwagę na inne rzeczy. Ekranizacja tej książki byłaby zapewne kiepskim horrorem klasy B i nie chciałbym jej zobaczyć, ale o książce nadal będę mieć dobre zdanie.

6. Do czego ma służyć forum jak nie do wypowiadania się? :)
Przy nazbyt skomplikowanych terminach najwyżej nie podejmę dyskusji, ale zawsze może pojawić się kolejny dyskutant.
Poza tym jeszcze parę utworów do porównania pozostało i ktoś w końcu powinien to zmienić. :)

ocenił(a) film na 3
Khaosth

1. Tak, antologie SF warto poznać. Nie wiem, czy spodobałyby Ci się aż tak bardzo jak mnie, czy wielu moim znajomym. Po prostu – czytaliśmy to w innych realiach, itp. Tym niemniej uważam, że sympatyk SF powinien znać „Drogę do SF” Jamesa Gunna (zwłaszcza tomy 2-3-4) oraz wszystkie pięć tomów Dona Wolheima (’85, ’86, ’87, ’88, ’89). Na allegro ostatnio widziałem to za grosze… Zawierają uczciwe teksty, klasyczne, wiele nagrodzonych itd.

2. Dziękuję za informacje dotyczące weryfikacji. Szczególnie link się przydał – już wiem, by nie spoglądać codziennie na to, czy informacja została zaakceptowana, czy nie. A co do opisów i recenzji, to jest tam nawet wzmianka, iż źródło nie jest wymagane.

Niestety, jakimiś dziwnymi prawami rządzą się weryfikatorzy. Często u jednego coś przejdzie, podczas gdy inny ma zastrzeżenia w analogicznej sytuacji; jeszcze inny – zupełnie inne zastrzeżenia itd. Już trzykrotnie ponawiałem wpis, że autor napisał powieść, na podstawie której powstał film. Wcześniej identyczny, acz innej osoby dotyczący, przeszedł… w ciągu minuty. Trochę to absurdalne…

3. Ja również nie odczuwam potrzeby „dyskutowania o […] dziełach” plastycznych. Nigdy nie odczuwałem. Nie znam się na tym na tyle, by się wypowiadać. Niemniej jednak lubię popatrzeć na obrazy.

4. Tak, zgadzam się: „adaptacja musi się bronić jako osobny film, a wierność pierwowzorowi nie musi temu sprzyjać”. Film to jednak inny rodzaj sztuki niż literatura. Ale porównanie pierwowzoru z tym, co powstało po tzw. przekładzie intersemiotycznym może się okazać pasjonujące. To dość skomplikowane zagadnienia, przynajmniej ja tak to widzę. Jeżeli miałbym się wziąć tu, na forum FW, bądź we własnym BLOK-u (to taki żart, nie najlepszy), którego jeszcze nie założyłem, to na pewno zabrałbym się – z polskich – za „Tylko Beatrycze” i „Matkę Joannę od Aniołów”, a z obcych za „Pod wulkanem” i „Ucztę Babette”. O tych tytułach rozmyślam od jakiegoś czasu, ale musiałbym ponowić wszystkie lektury. Niektóre to czytałem nawet 3 razy, ale przed kilku laty ostatnio. Więc cóż, trzeba by poczytać.

5. A ja dość dobrze wspominam cykl Wspomaganie Davida Brina: http://pl.wikipedia.org/wiki/David_Brin

W tym momencie nie będę podawał innych tytułów – jak będziesz chciał, to owszem, a tak, to nie będę Ci tym zawracał głowy.

W ogóle to obecnie zakupiłem Mass Effect 2 i jadę. Możesz się śmiać, że "dziad" ma taką rozrywkę, ale bodaj dwa lata temu rozłożyła mnie część pierwsza tej gry. Nie ma się zresztą co tłumaczyć, raczej stronię od takiej zabawy, ale „S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla”, właśnie „Mass Effect” i kilka strategii dłuuuugo będę pamiętał. Cóż, kilka zarwanych nocy. Dla żony to koronny argument, że mężczyźni to wieczne dzieci.

6. Kiedyś mój przyjaciel poinformował mnie, że jego kolega zakłada stronę poświęconą Philipowi Dickowi i że prosi, abym coś mu podrzucił (mam nadzieję, że to nie Ty, he, he). Odmówiłem – z tego samego powodu. Niestety, dość dużo czytam. Prenumeruję czasopisma, o których raczej niewielu słyszało, itd. Jest tego naprawdę sporo. Efektem ubocznym jest natomiast coś, co nazywam „przeczytaniem się”, czyli sytuacja, iż po trzech miesiącach pamiętam jedynie podstawowe wyznaczniki tekstu, na którego lekturę sobie pozwoliłem. Tak, potrafię odnaleźć to, czego potrzebuję, ale raczej staram się nie wypowiadać o tym szczegółowo. Jeżeli sytuacja mnie do tego zmusza, szybko ponawiam lekturę…

Tak na marginesie, nic bardziej nie uzmysłowiło mi natury czasu niż… czytanie. Nie wiem, czy nad tym się kiedykolwiek zastanawiałeś, ale nawet gdyby codziennie poświęcać na lektury około kilku godzin i tak większość tego, co istotne, przed śmiercią przeczytać nie sposób. Dla mnie to pewne znaczenie posiada, trochę mnie martwi. Ot, wychowałem się na książkach…

ocenił(a) film na 3
marscorpio

Powinno być:

- i tak większości tego, co istotne -

ocenił(a) film na 3
marscorpio

A, jeszcze jedno. Czy ten serial, którego stronę tworzysz: "Mars Rising" z 2007, ma 4 bodaj odcinki? Jeżeli tak, oglądałem, i to niedawno. Może tam bym opis sporządził, o ile to to samo i nie masz nic przeciwko?

ocenił(a) film na 7
marscorpio

1, 3, 4, 5 - Po dłuższej chwili składania jak najtreściwszej odpowiedzi, powiem tylko - nic dodać, nic ująć. ;)

2 - Urok tworów humanistycznych - nie da się ich po ludzku zmierzyć czy wyliczyć, więc powstaje masa różnych interpretacji. Weryfikatorzy też ludzie - akceptują to co uznają za stosowne, bo wytyczne i tak każdy będzie rozumiał inaczej. :)
Radzę unikać dodawania recenzji - za dużo nerwów kosztują.

6 - hmm... Ja nie czytam prawie w ogóle, a objawy mam podobne do wspomnianego "przeczytania się" - wyłapuję z tekstu kluczowe wątki, reszty nie pamiętam już następnego dnia. Ja bym to raczej odczytywał za normalny objaw. "Przeczytania się" szukałbym w nadmiernym analizowaniu na bieżąco tekstu, przewidywaniu kolejnych wydarzeń i w efekcie braku przyjemności z samego śledzenia akcji. Takie odbieranie utworów głową, a nie sercem.

6b - Kiedyś podobną uwagę przeczytałem odnośnie muzyki, ale jakoś szybko przestałem o niej myśleć - po prostu uznałem to za fakt. Jedyne moje refleksje dotyczyły żywotności utworów i marketingu. Jeżeli utwór nie trafi na odpowiedni grunt, to po prostu przepadnie (bo kto go później odgrzebie?), a zatem nawet najbardziej męcząca kampania reklamowa jest skuteczniejsza od tej nienachalnej i łatwej do zignorowania. Utwór nie istnieje bez odbiorcy, a na uwagę odbiorcy mogą sobie pozwolić nieliczni.

7. Niestety "Mars Rising" nie oglądałem. Zapewne jest to coś w typie "Wyścigu na Marsa", ale nieco inne (zapewne sceny "Wyścigu na Marsa" wzbogacone o słowa "gadających głów"). Tytuły odcinków bardziej mi pasują do "Wyścigu ...", więc tu faktycznie może być błąd (nie zdziwiłbym się, gdybym to ja był za niego odpowiedzialny :)).

Oczywiście, że nie mam nic przeciwko! I tak nie miałem zamiaru powracać do uzupełniania tej strony - to co mogłem dodać, dodałem już wcześniej. Także masz moje błogosławieństwo. ;)

ocenił(a) film na 3
Khaosth

1. Twoja uwaga "nic dodać, nic ująć", jak zaznaczyłeś, odnosi się też do mojej kwestii "mężczyźni to wieczne dzieci". Czyli jednak, he, he.

2. Poczekałem na zmianę weryfikatorów (bo oni na zmiany zasuwają, już to rozpoznałem) i po raz czwarty dodałem osobę, o której wspominałem. Przeszło bez żadnych komplikacji. Cóż, to trochę żenujące, że nie zostały ustalone dotąd jednoznaczne kryteria weryfikacji i często to na widzimisię polega.

Coś się ruszyło w moim dodawaniu. I jeżeli zerkniesz, zobaczysz, iż rzeczywiście koncentruję się na osobach i kwestiach związanych z literaturą. Kilka dalszych czeka na weryfikacje...

3. Twoja wypowiedź: <"Przeczytania się" szukałbym w nadmiernym analizowaniu na bieżąco tekstu, przewidywaniu kolejnych wydarzeń i w efekcie braku przyjemności z samego śledzenia akcji.>

Rozumiem, co masz na myśli. Tak, to fakt - często naukowe zajmowanie się np. literaturą cokolwiek upośledza zwyczajną przyjemność obcowania z tekstem kultury. Ale cóż, na poziomie akademickim nie można inaczej. Prawda oczywista jest taka, że wypowiedzi na FW to zazwyczaj amatorszczyzna. Na tym poziomie, o który ja myślę, nie przeszłoby 90% tekstów - to znaczy nikt by tego nie wydrukował, nie dopuścił do konferencji itd. Ja jestem przyzwyczajony do wypowiedzi solidnych i dlatego tak rzadko decyduję się tu zamieszczać teksty obszerniejsze. Widzisz, w samym artykule na temat "Stalkera", który przygotowałem, bibliografia liczy sobie około 200 pozycji, w tym 100 o samym filmie i twórczości Tarkowskiego. Tu ludzie piszą, co popadnie, bez jakiegokolwiek sprawdzenia stanu rzeczy. Ale też na tym to polega - to tylko portal internetowy. Albo aż - wiele wypowiedzi, nawet jeżeli nie do zaakceptowania według standardów uczelnianych, to świadectwo głębokiego zaangażowania osób, które się tym zajmują. Niektóre dyskusje są wartościowe... Dlatego zaznaczam - to, co akceptuję tutaj, nie miałoby często żadnych szans na akceptację w przypadku pracy zaliczeniowej czy egzaminu. O przedłożeniu do druku nie wspominając...

4. Nie do końca rozumiem, do czego się odnosi Twoje 6b. Ale tak, krzykliwość, nachalność zwraca uwagę. Katecheci też tak argumentują - że dobro jest ciche, a zło donośne, he, he. Tu na FW zwraca moją uwagę jedno - czy zauważyłeś, że tak legendarne aktorki, jak Dietrich i Garbo, w ogóle nie są ujęte w rankingu wybitnych aktorów, bo... za mało głosów nań oddano? Oto paranoja tym podobnych inicjatyw.

5. Dziękuję za błogosławieństwo, ale z tego co piszesz, to może jednak być coś odrobinę innego. Raczej widziałem "Wyścig na Marsa".

ocenił(a) film na 6
marscorpio

Khaosth i Marscorpio - wielkie dzięki! Dawno z taką przyjemnością nie czytałem wpisów w sieci. I pomyśleć,że kiedyś (mówię za siebie) dyskusje na temat literatury SF prowadziło się na 15min przerwie w szkole. Don Wolheim - wzruszyłem się. Od siebie dodam jednak,że nie do końca się z Tobą zgadzam marscorpio w temacie tzw. "przeszłości". Kiedyś brało się to co jest , a że było niewiele to brało i czytało się prawie wszystko dostępne. Dzisiaj trudno odróżnić chłam od dobrego SF, tym bardziej , że krytyka literacka polega najczęściej na stawianiu gwiazdek przez innych czytelników. Trudno w takim bałaganie nadążyć za wszystkim (znów pisze w swoim imieniu), a nowe pokolenia też raczej czytają "na bieżąco" odstawiając klasykę na później,bo prostu jest dla nich "zbyt czerstwa". Miło się Was czytało-pozdrawiam.

ocenił(a) film na 3
macrac1068

Dopiero teraz zauważyłem ten wpis.

Nie rozumiem, do czego odnosi się fragment: <nie do końca się z Tobą zgadzam marscorpio w temacie tzw. "przeszłości">. Ale postaram się odpowiedzieć. Najwyżej mnie poprawisz, że miałeś na myśli coś innego.

Otóż tak, ponieważ za PRL-u niewiele było SF, więc u nas w Polsce mieliśmy cokolwiek zniekształcony obraz tego gatunku - wydawać się nam mogło, iż jest lepiej niż jest. Z drugiej jednak strony, "Fantastyka i futurologia" Lema nie pozostawiała złudzeń, w środowiskach uniwersyteckich szybko ta literatura została zdegradowana do rangi prostackiej rozrywki. Nadmienię, iż - zupełnie zasadnie - rozprawiając się z anglosaską SF, Lem strzelił sobie jednak samobója u nas. Potem pozostało już tylko się wypierać, że niby to nie pisze fantastyki naukowej - aby na uniwersytetach nie kojarzono go z badziewiem.

Drugie rozumienie tego Twojego fragmentu - kiedyś więcej czytano i to po prostu fakt. Wybitni znawcy tematu piszą, że to po prostu efekt demokracji. Społeczeństwo już tyle nie czyta (niewiele czyta), niemniej przynajmniej mamy wolność. W jednym ze swoich referatów filozof George Steiner napisał: „Jeżeli kicz i Hollywood, jeżeli religia piłki nożnej i komiksu są ceną za instytucje demokratyczne, za polepszenie materialnego bytu zwyczajnego mężczyzny, kobiety i dziecka – niechaj i tak będzie”.

Trzecia rzecz - nie byłem tego wcześniej świadom, ale niektórzy na FW są naprawdę oczytani. To dobrze. Bo tak - bez względu na to, ile zachwytów na temat filmów przeczytam, dla mnie to i tak zawsze będzie sztuka podrzędna wobec literatury. Wiem, że nie tylko dla mnie. Ale to już nieważne. Tacy jak ja wymierają. Tacy, to znaczy ludzie, dla których sensem życia w dużym stopniu była i jest literatura, filozofia, teatr, muzyka. A film, cóż, jest wygodny - i tyle.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 3
marscorpio

PS.

Abyśmy się źle nie zrozumieli - zawsze uwielbiałem SF, ale przynajmniej na poziomie legendarnych antologii Dona Wollheima. Kult, absolutny kult, he, he.

ocenił(a) film na 7
macrac1068

Dwa miesiące - niezły mam zapłon. :) Wybacz, że tak długo nie odpowiadałem. Przez cztery tygodnie nieobecności na FW dostałem multum powiadomień i postanowiłem je przeglądać od najnowszych - nie był to najlepszy pomysł.

W kwestii czytania klasyki wydaje mi się, że da się też zaobserwować odwrotny biegun - czytanie samej klasyki z pomijaniem najnowszych wydawnictw. Jak wcześniej wspomniałem nie przepadam za czytaniem, więc wybierając książkę nie chciałbym się na niej sparzyć. Jeżeli na coś się decyduję, to jedynie na to o czym gdzieś już słyszałem.

Właśnie do tego odnosiło się moje 6b. Przy obecnej ilości tytułów, aby dotrzeć do czytelnika trzeba jak najszybciej zakotwiczyć się w jego pamięci. Właściwie bez agresywnej kampanii reklamowej niewielu autorom się to uda. Nie lubię fantasy, ale jestem świadomy istnienia "Harry'ego Pottera", "Eragona", czy "Zmierzchu". Natomiast żadnego tytułu SF z ostatniej dekady nie znam.

Pozdrawiam! :)

ocenił(a) film na 6
Khaosth

...no niby wszystko się zgadza, dlaczego w takim razie ekipa ojca Aurory próbuje ją odbic, przekupic Tooropa, a potem porywa Aurorę skoro to ojciec go wynajął???

/wersja 101 min/

ocenił(a) film na 7
Smoochy

Trafna uwaga.
Też miałem pewne wątpliwości co do logiki samej akcji, więc jeszcze raz powróciłem do porównania obu wersji. Wcześniejszą wersję wytłumaczenia pisałem z pamięci bez zagłębiania się w szczegóły i chyba popełniłem kilka dość ważnych błędów.

...:::[SPOILERY]:::....

Tło historii zostaje podane w słowach 'ojca':
"See, twenty years ago, I was drummed out of the medical profession for trying to implant human babies with artificial intelligence. Around that time, the Neolites came to me with an unusual offer. They wanted me to do exactly what the rest of the world was scared of: To create a supernatural human being with the complete knowledge of the world imprinted in her memory. So I built a super computer to be Aurora's artificial mother. As a fetus, Aurora learned to process information just like a computer. But when she was born, she became much more than just a experiment. She became -- She became my daughter. She was beautiful. She was unique. And I couldn't bring myself to give her away, so that's when they hired Gorsky to kill me ... and, well, ha, he almost succeeded. He took my baby away and hid her for the Neolites. I searched for her for years, but I couldn't find her. I knew that one day the Neolites would have to present their miracle to the rest of the world."

Wychodzi zatem, że 'ojciec' został jedynie przez 'matkę' zatrudniony, jednak z czasem postanowił się wtrącić w losy Aurory. Wtedy 'matka' podjęła współpracę z Gorsky'im, który ukrył Aurorę w klasztorze.

Teraz pojawia się pytanie, które pod znakiem zapytania stawia cały sens tego filmu - czemu Gorsky sam nie sprowadził dziewczyny? Miał przecież do dyspozycji wystarczającą ilość ludzi i sprzęt. Może miał jakieś własne plany wobec niej odmienne od planów 'matki'?

...:::[SPOILER OFF]:::...

Khaosth

1. O co chodziło z tym wirusem którego podobno ma w sobie?
2. Poza tym ten nasz super bioniczny robocik zwany Zorzą sam powiedział, że jeżeli przyjedzie do USA to wszyscy zginą.
3. Scena w hotelu gdy motocykliści i Ci w graniakach czekają łaskawie co zrobi Van Disel. wpuszczają do środka tego "przystojniaczka" żeby przebadał Aurorę. Pozwalają Tooropowi prawie wsadzić ją do limuzyny. Wydaje mi się że powinny te 2 strony wcześniej rozwiązać sprawę między sobą.
4. Jakimi mocami włada ta dziewczyna (zatrzymując fale uderzeniową z rakiety) i wogule skąd posiada takie moce (Lepsze od X-menów i Herosów razem wziętych ^_^ ).
5. Jak tak szybko nauczyła się bić.
6. Skąd ta opiekunka lepiej bije sięod profesjonalnych zabójców

Kilka krótkich pytań po obejrzeniu filmu ^_^

ocenił(a) film na 7
Moradin10

ad 1. To raczej nie był wirus, a sztuczna inteligencja. Była takim zwyczajnym białkowym organizmem z wgranym w siebie programem i całkiem sporą bazą danych.
ad 2. Hiperbola. W USA było największe zagęszczenie osób, którym na Aurorze zależało.
ad 3. Może chcieli mieć pewność, że sprowadzona przez Tooropa dziewczyna jest tą konkretną dziewczyną, którą mieli zdobyć.
ad 4. A to jest dobre pytanie. "Nikt nie wie, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta."
ad 5. -
ad 6. Bo to zła opiekunka była... ;)

użytkownik usunięty
Khaosth

A czy też może zauważyliście następującą rzecz : Ta matka główna zła , nie pamiętam jak jej było była najgorsza , władała fałszywą religią itp . A ojciec był tym "dobrym" i gdy głównego bohatera poskładali było widać u niego oblicze Haile Selassiego , który przez Rastafarian jest uważany za boga/mesjasza . Dla rasta uosobieniem zła jest właśnie tytułowy Babilon . Czyli dobry ojciec walczył ze złą matką tytułowym "Babilonem" .

użytkownik usunięty

nie moge juz edytować. chodziło mi , że u ojca było widać , a wyszło mi , że u bochatera.

Pisze się "bohatera" ;)
A wracając do tematu. Chciałbym dopowiedzieć, że Aurora została stworzona z powodu że ludzie przestali ewoluować (lub ewolucja była zbyt powolna), a ojciec Aurory jako naukowiec chciał stworzyć nowszy doskonalszy gatunek ludzi. Były nieścisłości w tym filmie, jednak ogólnie dobrze go wspominam.

Jak jest do dupy to po co goladales go 4 razy ? jestes masochistą czy co?

ocenił(a) film na 3
Jamerro

popieram film do dupy 3/10.

po co goladales go 4 razy - moze wyczul ze mogl go nie zrozumiec za pierwszym razem czy drugim dlatego obejrzał 4 x i nadal nie uzyskał właściwej odpoweidzi ;]