Oglądałem ten film już wiele razy. Ostatnio dosyć dawno temu. Postanowiłem więc sobie nieco odświeżyć pamięć o tym obrazie i cóż mogę powiedzieć? Do tego filmu miałem kiedyś pewien sentyment. Szczerze mówiąc wmawiałem sobie, że nie jest on taki zły, że jednak można w nim dostrzec pewne pozytywy. Myliłem się! Film jest bardzo zły. W taki sposób nie można kręcić filmu o Batmanie. Bardzo słaba gra aktorska. To co wyprawia Tommy Lee Jones w roli Two-Face, zakrawa o pomstę do nieba. Czy każdy czarny charakter komiksowy musi zachowywać się jak pajac? Skakać, robić dziwne miny mieć jakieś niekontrolowane ruchy - jednym słowem świrować? Na pewno nie! Zresztą kryminaliści z mitologii Batmana to nie pajace, to psychopaci ale zdecydowanie inteligentni. Oglądając ten film człowiek zdecydowanie męczy się psychicznie ale także fizycznie. Po prostu od tego obrazu bolą oczy. Końcowa scena na wyspie Edwarda Nygmy z tym wielkim żółto-zielonym odbiornikiem ściągającym fale mózgowe to tandeta jakiej w życiu nie widziałem. Albo ta gra w statki Nygmy i Denta (litości!). Człowiek oglądając ten film przeżywa prawdziwe męczarnie. Pisali, że Schumacher nakręcił film dla gejów. Faktycznie coś w tym chyba jest. Kolorowa, jaskrawa, migocząca, głośna, męcząca, tandetna papka dla gejów. Szkoda tylko Tima Burtona, którego nazwisko pojawiło się jako producent. W filmie tym nie ma nic z jego geniuszu. Oceniam 2/10.