Oglądając trylogię Nolana mam trochę wrażenie, że pomysłu i kreatywności nabawił się jak choroby w "Mrocznym Rycerzu", mając u boku Ledgera, który zbudował dobre podwaliny pod film zakrawający o geniusz. Niestety, "Batman Begins", a już tym bardziej "Dark Knight Rises", tego sukcesu nie powielają.
Sam pomysł pokazania "jak do tego doszło" był świetny - pierwsza część filmu niestety mocno zawodzi. Narracja jest "niefrasobliwa" i rozwleka się w czasie, spokojnie można było kilka scen pominąć z korzyścią dla dynamiki filmu.
Przyznam, że moją główną bolączką związaną z tym filmem jest tak słabo rozwnięty wątek Scarecrowa. Murphy jest hipnotyzujący na ekranie i jego arogancki charakterek jako Crane jest doskonały. Szczególnie scena w kanałach Arkham Asylum ( sposób w jaki wymawia "Batman" - bezcenne).
Liam Neeson to aktor świetny, ale niestety utarł mi się w psychice jako "ten dobry" i zupełnie nie mogłem sie przyzwyczaic do myśli, że gra czarny charakter. Pomimo wysiłku, nie stworzył zbyt przekonywującej postaci.
Film obfituje też w małe niedociągnięcia i błedy logiczne, których nie będę wymieniał, bo wiem, że to jest tzw. "szukanie dziury we całym".
Podsumowując, film niezły, trzymający dobry poziom kina akcji, ale nie aspirujący ani o centymetr wyżej. Dobre, solidnie nakręcone kino, które zupełnie nie zwiastowało polotu kolejnej części. Ode mnie 7/10

P.S. Oby Katie Holmes dostała kiedyś Złotą Malinę.