W związku z tym, że fani niezwykle oburzali się kwestią zabicia generała Zoda w filmie "Człowiek ze stali", naszły mnie pewne refleksje: czemu właściwie takie same represje nie były wysuwane względem "Batman: początek"? Ostatecznie, Batman pozostawił przecież swojego wroga na pewną śmierć.
Zapraszam do dyskusji.
Batman nie zabił go, ale też nie uratował, czyli wyciągnął wnioski z poprzedniego razu.
W przypadku Zoda wybór był prosty, albo on albo niewinni ludzie. Nie widzę tutaj problemu i powodu do porównywania obu tych sytuacji.
Zostawił go na śmierć , wiesz to jest nadal zabójstwo poza tym batman wymordował cała armie Rasha podczas walki w świątyni
Chciał zabić tylko jego samego po tym jak dowiedział się o planach zniszczenia Gotham. Wybuch i zabicie wojowników nie było celem.
Lepsze pytania to dlaczego ludzie nagle burzą się, że Superman był ZMUSZONY zabić Zoda kiedy w starych częściach też go zabił i to z zimną krwią.
A to, że postacie Supermana i Batmana są skrajnie odmienne, przy czym MoS to film zrobiony słabo, praktycznie bez logiki i to kolejny powód, że porównywanie obu sytuacji nie ma znaczenia. Poza tym Superman zabił własnoręcznie Zoda, a Batman postanowił jedynie go nie ratować. Jokera uratował, bo sam go zrzucił.
Nie rozumiem, czyli wybaczasz Batmanowi pośrednie morderstwo, bo jego film podobał ci się o wiele o bardziej?
Harveya Denta też zrzucił, a jednak zginął.
Trylogia Nolana to jednak zdecydowanie wyższy poziom niż przeciętny MoS, to jest fakt.
Jakie pośrednie morderstwo? Po prostu go nie uratował. Raz już to zrobił, byłby idiotą, gdyby tego dokonał po raz drugi.
Batman rzucił się na Harveya Denta, bo ten chciał zastrzelić chłopaka, ale prawdopodobnie nie zauważył, że za nim jest dziura i po prostu obaj spadli, myślę, że nie chciał go zabić.
A co do Zoda, to z tego co pamiętam, on za chwilę by laserami zabił ludzi, więc nie wiem, o co tu są pretensje.
Tak BTW upadku Batmana. Ciekawe czemu nie wspomógł się swoją latającą peleryną, jak to było w walce z Bane, gdy ten zrzuca go z pomostu w kanałach, z nawet niższej wysokości.
Co do pretensji, też nie rozumiem. Gdy widziałem tą scenę w kinie, nie zrobiła na mnie kompletnie żadnego, negatywnego wrażenia: podobnie jak śmierć Ra's Al Ghula. Ot, kolejne sprytne rozwiązanie kwestii złoczyńcy, którego fabularnie trzeba się pozbyć bez robienia z herosa zimnokrwistego zabójcy.
Kompletnie nie widzę powiązania. "Batman Begins" to bardzo dobry film, a "Man of Steel" jest beznadziejny i nie ma co porównywać.
A no jest, bo w tego wychodzi, że Batmanowi wolno więcej, skoro ma "lepszy film".
"Man of Steel" jest słaby, bo ma dużo błędów. "Batman Begins" jest bardzo poukładany, ma dobry i przemyślany scenariusz. Ja nie widzę sensu ratowania międzynarodowego terrorysty. Po co, przede wszystkim? Żeby później uciekł i znowu zabijał? Bruce raz go już uratował i mógł chyba tylko żałować. No i przede wszystkim wyciągnął wnioski, wybrał "mniejsze zło". Poza tym jak miałby go uratować?
A w filmie o Supermanie na pewno pan "scenarzysta" mógł wymyślić coś lepszego, bo nawet tamta scena zabijania nie była do końca udana.
Można też spojrzeć na to z innej strony: uratowałbyś życie Bin Ladenowi, Hitlerowi czy Castro? Niby człowiek to człowiek, ale tutaj chyba każdy miałby wątpliwości (lub też nie).
Poza tym jest różnica w kodeksie prawnym między zabójstwem a nie udzieleniem pomocy. Za to pierwsze jest większa kara.
Jak również jest różnica między zabójstwem, a np. sytuacją, gdy policjant odruchowo postrzela (ze skutkiem śmiertelnym) kogoś od Bin Ladena, kto właśnie dziko kałasznikowem paraduje w supermarkecie, celując w ludzi.
Odnoszę wrażenie, że traktujesz mnie na za zasadzie "Spodobał mu się Człowiek ze Stali, więc chce zaniżyć konkurencyjnego Batmana". Skądże znowu. W obydwu przypadkach sposób, w jaki heros doprowadził mimo wszystko do śmierci złoczyńcy, nie zrobił na mnie żadnego oburzającego wrażenia. To, jak zginął Ra's al Ghul, było całkiem fajne.
Może się mylę ale odmowa udzielenia pomocy a morderstwo z premedytacją to zdecydowanie różne kwalifikacje czynów...
No przecież Superman chciał Zoda tylko poprzytulać (nie planował go zabić), ale temu ostatniemu głowa sama się ukręciła z wrażenia. ;)
A no właśnie, początkowo go chwycił tylko po to, by obezwładnić, w czym dopiero rozpaczliwie nie dawał rady. To trwało gdzieś tak pół minuty.
To była po prostu bardzo naprędce, w ułamku sekundy wymyślona próba wyjścia z sytuacji, która zakończyła się, jak się zakończyła. Nie afekt, lecz premedytacja? Ostro naciągasz.
Swoją drogą, komiksowy Batman też tak raz miał. Joker zabił Jasona Todda, Robina nr 2. Ten z czasem zmartwychwstał i wściekły, że mentor go nie pomścił, postanowił Batmana do tego przymusić jako Red Hood. Powstała nawet wybitna animacja na podstawie tej historii, "Under the Red Hood". Jason schwytał Jokera i przy Batmanie przyłożył klaunowi pistolet do twarzy: "Zabijasz jego, lub mnie". Batman powalił byłego ucznia celnym rzutem batarangiem, ale akurat przypadkiem rozciął nim Jasonowi gardło. Potem się okazało, że ten jednak przeżył, ale cóż... komiksy. Widać rozcięte gardło da się przeżyć. We wspomnianym filmie z gardłem już zrezygnowano.
No przecież przyznałem, że nie chciał go zabijać. Chciał go trzymać w uścisku do końca życia. ;) Zresztą superszybko myślący, superinteligentny koleś nie mógł wymyślić nic oprócz ukręcenia głowy? Przecież dla niego te kilka sekund filmu to jak minuty albo godziny. Afekt jest wtedy, decyzję podejmujesz pod wpływem emocji i w ułamku sekundy. Superman miał czas to wszystko wykalkulować, a to czyni jego czyn zabójstwem z premedytacją.