Cały film mi się bardzo podobał, wciągający z klimatem - udanie łączył motywy burtonowskie i komiksowe z "ponuractwem" znanym np. z nowego Jokera. Powiedziałbym bez żadnych wątpliwości, że to najlepszy Batman, gdyby nie... banalne zakończenie.

Po co robić dwuznacznego, skomplikowanego wroga, żeby na koniec go całkowicie spłycić? Riddler początkowo jawi się jako niezrównoważony i brutalny, ale robiący tak naprawdę dobrą robotę - ujawnia zepsucie elit i korupcję, dobiera się do skóry gangsterom i ich sojusznikom w administracji i policji. Ale potem pojawia się bezsensowny plan zalania miasta i zrobienia kataklizmu, przez co otrzymujemy jedynie kolejnego obłąkanego psychopatę z manią niszczenia.

Obrazu klęski dopełnia gadka szmatka o nadziei i odbudowie. Trudno o bardziej banalne zakończenie, a szkoda, bo film przez większość czasu był genialny i można było lepiej go dopełnić