Byłem na wieczornym seansie, nieco zmęczony i śpiący, ale czy ten finał miał Waszym zdaniem sens? Riddler, który wyciąga brudy wielkich ludzi Gotham w imię jego naprawy i pomocy wszystkim, nagle postanawia w finale zatopić miasto przy czym zginie wiele osób do których próbował dotrzeć i które być może się z nim zbadzały.
W ogóle człowiek ma wrażenie, że reżyser stworzył postać do której można nawet poczuć sympatię, której motywacje są dobre (podobne do motywacji Batmana, tylko z innej strony) i na końcu gwałtownie przewala tą postać na inny tor by nas uświadomić, że on to jednak w 100% zły.