Największe filmowe rozczarowanie jakie przeżyłem. Oczekiwałem mrocznej surrealistycznej opowieści, której pomysł wyjściowy - samobójstwo Boga - namiesza w moim światopoglądzie, lub chociaż poruszy mnie artystycznie. Tymczasem dostaję film (dla mnie) nudny (w tym najgorszym znaczeniu) i -o zgrozo- wizualnie nieczytelny. Brak puenty i filozoficzny morał zbyt banalny jak na dzieło tak niszowe.
Jeżeli ktoś szuka dzieła bardziej surrealistycznego i dającego do myślenia (lub poruszającego) to osobiście polecam jakikolwiek teledysk Marilyna Mansona, jakikolwiek film Davida Lyncha, jakikolwiek obraz Salvadora Dali, jakikolwiek dzieło Cocteau etc etc.
PS: Nie twierdzę, że film jest zły - po prostu mi się nie podobał :)