Komiczny film. I to nie przez to, że to komedia, bynajmniej nie jest to żaden film z zamierzenia śmieszny. Mamy tu do czynienia z niesamowicie poważnym horrorem. Niestety jego powaga, połączona z fabułą i samą realizacją mogą wywołać jedynie uśmiech, który rzednie przy przejmującej nudzie płynącej z tej produkcji. O wszystkim co się dzieje informuje nas narrator w pełnych patosu słowach (nawet o tym, że bohater bierze do ręki torebkę), które nijak nie mają się do tego co oglądamy. Wielki zabójca z policji, strzela na człowieka ze 20-30 razy i ani razu nie trafia, po czym zaniechał pościgu, bo jak mówi narrator, jest to człowiek, który jak raz złapie trop to ściga aż zabije. Wszystkie głosy są nałożone na obraz po nagraniu filmu, tak więc jeśli ktoś coś mówi to tylko wtedy, kiedy jego twarzy nie ma w kadrze, raz jednak kawałek twarzy wszedł w kadr i cały ambitny plan ukrycia tego faktu spalił na panewce - inna sprawa, że widać to na pierwszy rzut oka.
Fabuła. ROsyjski naukowiec ucieka przed agentami KGB, trafia do miejsca gdzie testuje się broń jądrową, napromieniowany zmienia się w bestię. Czyli wyglada jak poprzednio, z kilkoma poparzeniami na twarzy. A kiedy bestia uwalnia swój gniew to rzuca kamieniem o ziemię. Zaprawdę groźny stwór to jest.
Film można postawić w jednym rzędzie z takimi produkcjami jak np. "Robot Monster" czy filmami Eda Wooda jra, choć śmiem twierdzić, że owe filmy dają więcej rozrywki niż "The Beast of Yucca Flats".