Oglądając po raz pierwszy "Bez przebaczenia" uznałem ten film ledwie za bardzo dobry. Wczoraj zrobiłem sobie powtórkę i teraz mam bardzo duży dylemat czy oststecznie wystawić 10/10. Gebialny obraz, po prostu mistrzowski.
Ja widziałem wczoraj pierwszy raz:) Faktycznie genialny. Najlepsze jest to, że "Bez przebaczenia" bawi się z widzem i przeczy wszystkiemu co wiedziałem o westernach:) Tu kibicujemy zabójcom, a szeryf jest kimś złym (choć gdybym tylko słyszał o filmie, to powiedziałbym, że szeryf ma rację). Zabicie człowieka nie jest taką prostą sprawą. Większość historyjek o wyczynach kowbojów to tylko bajeczki. Eastwood, zrywający z wizerunkiem niezniszczalnego herosa, mający problemy z zestrzeleniem puszki czy z wejściem na konia:) Czy w ogóle ostatnia masakra w barze, gdzie główny bohater, mimo tego co zobaczyliśmy wcześniej, zabija sam jeden szeryfa i kilku jego podwładnych.
Odmitologizowany dziki zachód:)
Na dodatek mistrzowskie dialogi. Np. Eastwood starający przekonać samego siebie o swojej dobrej naturze i powtarzający ciągle - "Zmieniłem się, jestem dobrym człowiekiem". Genialne:)