"Eastwood wielkim aktorem jest; reżyserem przeciętnym" - zawsze tak uważałem. Po seansie "Unforgiven" ta opinia nieco uległa zmianie. Bez przebaczenia plasuje się zdecydowanie ponad innymi filmami w reżyserii Clinta, które miałem okazję obejrzeć. Trochę poniżej w tej hierarchii stoi "Wyjęty spod prawa Josey Wales".
Wyciągając wnioski z powyższych słów, a także odczuć, których doświadczyłem oglądając filmy Eastwooda, osobiście uważam że jeżeli chwyta się reżyserki to powinien częściej sięgać po jakieś projekty westernowe. Doświadczenie jakie wyniósł chociażby ze współpracy z Leone wnosi to COŚ do jego filmów o Dzikim Zachodzie. Unforgiven ogląda się z zapartym tchem, do tego dochodzą bardzo dobre zdjęcia, doskonałe aktorstwo, humor oraz sceny i kadry które naprawdę zapadają w pamięć. Niektóre z tych cech posiadają także inne filmy Clinta, ale niestety nie mają rzeczy najważniejszej - tego czegoś, co pozwala na prawdziwy zachwyt podaną nam całością. "Oszukana", "Rzeka tajemnic" - dobra kino, nic poza tym; "Sztandar chwały", "Gran Torino" - to samo co powyżej tylko przyprawione nadmiernym patosem, który wręcz irytuje i psuje cały odbiór filmu.
Natomiast w Unforgiven zobaczyłem inne oblicze Clinta Eastwooda jako reżysera. On powinien zabrać się za jeszcze jakiś western. Ah gdyby podjął się adaptacji "Krwawego południka" C. McCarthego... to by było coś. Pozostaje mi tylko czekać, a może się spełni.
Nie spełni się, Clint wraz z nakręceniem "Bez Przebaczenia" pochował Western i już nikt nie jest w stanie go dokopać, zauważ ze po tym filmie nie powstał ŻADEN dobry western, a jeżeli w ogóle powstawał jakiś to był albo durna komedią albo rimejkiem, "Unforgiven" to pogrzeb Westernu, już więcej świetnych westernów nie zobaczymy nigdy.