Nie ma w nim taniego efekciarstwa, fajerwerków i niepokonanych bohaterów odjeżdżających na swoich rumakach w stronę zachodzącego słońca. Brakuje również tej wirtuozerii znanej z wielokrotnie przywoływanych na forum westernów Leone. Jest za to pełna dojrzałość reżyserska Eastwooda. Jest prawdziwe aktorstwo z krwi i kości. Jest fabuła mówiąca o istotnych kwestiach: poszanowaniu ludzkiego życia i godności, przemijaniu pewnej ery oraz ludzi będących na straconych pozycjach. Film jest gorzki, szorstki ale i liryczny (motyw muzyczny naprawdę wzrusza) z prawdopodobnie najbardziej pesymistyczną wizją dzikiego zachodu ukazaną w kinie. 8/10.