Po pierwsze - nie jestem uprzedzony rasowo jak masa osób tutaj. Oczywiście, że czarna żona Henryka VI to jest problem, ale tutaj jest jakiś randomowy, całkowicie fikcyjny komandos w XXI wieku, więc niech sobie będzie czarny, ani przez chwilę mi to nie przeszkadzało. Nawet mimo tego, że Michael B. Jordan nie jest taką gwiazdą kina akcji jak Statham czy Butler, nie ma tej charyzmy, no to finalnie i tak się sprawdza.
Po drugie - film sam w sobie jest dobry - oczywisty i przejrzysty, skupiony na jednym wątku, na jednym bohaterze. Zaczyna się od dobrej akcji, sielanka rodzinna trwa krótko i później też atmosfera udanie gęstnieje. Naprawdę nakręcono to zacnie i historia nawet jak nie jest specjalnie odkrywcza, to trzyma w napięciu tym, że nie wiadomo dokładnie, o co chodzi i jaki jest finalny cel. Zdecydowanie wyrasta ponad coś więcej niż tylko zemstę za zmarłą rodzinę.
Nawet jeśli w kilku miejscach ten realistyczny sznyt zostaje porzucony, gdy nasz bohater morduje masowo przeciwników, to prócz sceny w płonącym samochodzie (hardkor), nie bije to specjalnie po oczach.
Tak szczerze, to chyba najlepszy film sensacyjny, jaki widziałem w tym roku. Konkurencja nie jest może jakaś wysoka, ale to i tak zaskakująco dobre i angażujące kino.