Być może film momentami jest dość niejasny, bo niektóre wątki biorą się zupełnie znikąd, ale trzeba też umieć spojrzeć ponad to, co dosłowne i podane oczom na tacy. Dla mnie najważniejsze jest to, że główny bohater daje szansę sam sobie, dzięki czemu doświadcza tego, co dotąd było mu zupełnie obce i przechodzi nieprawdopodobną transfigurację osobową. "Bezcenny dar" to znakomita przypowieść o zawróceniu z błędnej drogi, o umiejętności spojrzenia we własne wnętrze, mimo wszystko, i dostrzeżenia tam tego, co nazywamy sensem. Ten film przypomina mi trochę Ewangelię. Przede wszystkim dlatego, że Jason, nolens volens, rezygnuje z tego wszystkiego, co miał do tej pory, dzięki temu zaś uczy się dawać i bardziej zwracać uwagę na drugiego człowieka, no i wynikiem tego otrzymuje z powrotem to, co stracił i stokroć więcej. W przypadku tego obrazu funkcja katharsis powinna zadziałać bezsprzecznie, bo jego fabuła to terapia dla ducha.