Film jest dość brutalny i to duży plus, bo względny realizm w opowiadaniu tego typu historii spełnia wiele pożytecznych funkcji. Sprawnie też ukazano wiele "niedogodności" związanych z formą egzekucji na krześle elektrycznym. Zabieg znany choćby z "Narcosa", polegający na dodaniu fragmentów autentycznych relacji telewizyjnych, jak zwykle okazał się dobrym pomysłem.
Są tacy, którzy zarzucają, że Ted Bundy został tutaj pozbawiony jakiejś wydumanej "głębii" i ukazany jednowymiarowo. Jak dla mnie morderca został pokazany takim jakim był, czyli bezwzględnym, pozbawionym uczuć cwaniakiem, który nie radził sobie z zaspokojeniem seksualnych fantazji, dla spełnienia których był zdolny zaryzykować wszystko. Bajki o jego inteligencji, mądrości i wielkiej osobowości można włożyć między bajki. To było zwykłe cwaniactwo i ładna buźka, a to wystarczyło aby skutecznie zmanipulować wiele głupiutkich młodych dziewcząt, zwłaszcza w odległej o pół wieku rzeczywistości.
Duży minus to niestety aktorstwo i dość kiepsko odwzorowane lata 70-80. W głównej roli mamy trochę takiego Christophera Reeve dla ubogich. Z pewnością dało się to zrobić lepiej. Ale nie ma nudy i film w pewnym stopniu może nawet zaskakiwać. Ja spodziewałem się kompletnej kaszany, a otrzymałem dość ciekawie opowiedzianą historię.