Haneke z każdego z bohaterów tej opowieści powoli "wyciąga" złe cechy. Pastor tak skrupulatnie dbający o zachowanie i poszanowanie wszelkich zasad w domu (który momentami przypomina szkółkę Hitlerjugend), okazuje hipokrytą. W świecie "Białej wstążki" tak naprawdę nie ma ludzi prawych, są mniej lub bardziej skażeni nienawiścią. Po seansie (przynajmniej w moim przypadku) widz nie odczuwa krztyny współczucia, sympatii do jakiekolwiek postaci. A wszystkie wypadki jakie dotknęły ten mikroświat "Białej Wstążki" są swego rodzaju karą. Zresztą motyw winy i kary w tym filmie przewija się bardzo często. Nawet najjaśniejszy punkt fabuły czyli uczucie pomiędzy młodym nauczycielem a Evą, ginie w otchłani ilości zła jakie drzemie w bohaterach tego filmu. Zresztą można się tylko domyślać czy to małżeństwo, wydaje się oparte na w miarę szczerym uczuciu, nie powieli schematów przewijających się przez film. Dzieło Haneke dzięki czarno białemu kolorowi i umiejscowieniu sprawia wrażenie surowego. Każde ujęcie, gest jest pokazane z beznamiętną precyzją. Powodem, dla którego "Biała wstążka" wypada ciut gorzej niż "Ukryte" jest chwilami niepotrzebne przeciąganie i tak długiej fabuły. Dlatego daję 8, nie 9. To kino ciężkie ale naprawdę warto poświęcić mu czas.
Zgadzam się z autorem wątku-owa zimna precyzja,beznamiętna rejestracja zdarzeń to niejako trademark Haneke,tutaj eksplorowana do granic wytrzymałości widza.Zapewne film istotny dla historii kina i to zarówno jeśli odczytywać go jako jako genezę narodzin nazizmu,jak też film sensu stricte.Oglądając go przywołałem z pamięci ,,Hańbę"Bergmana,chyba nieco podobny w klimacie,choć pogmatwany znaczniej. Dla mnie jednak to zbyt zimne kino by je ,,pokochać",mimo satysfakcji z seansu,a zatem 8/10.
Zdecydowanie lepiej wspominam ,,Ukryte".Ukłony,esforty