Nic nie jest tu przypadkowe. Białe drzwi prowadzące do pokoju, w którym ojciec chłosta dzieci, nogi martwej kobiety bezwładnie spoczywające na katafalku (a może zwykłym łóżku). Wele scen ma podwójne dno, a raczej podwójny wydźwięk. Film przesycony symboliką, ale w dobrym znaczeniu tego określenia. Jest ona bowiem bardzo subtelna, nie narzuca się, i nie jest tandetna jak kolczasta róża. No i biała wstążka.
Co urzeka w filmie: szarość, cisza, odgłosy kroków w izbach, także we dworze i oczywiście prowadzący przez całą akcję głos narratora.
Film w kilku fragmentach może trochę nudzić, to złudzenie, bo swoim ciężarem przytłacza.
Pierwszy moment, w którym można przysnąć to pierwsza rozmowa nauczyciela z niańką (powrót z wędkowania).
Zaskakuje bezpośredniość rozmów, ludu pracującego oraz sfer wyższych. Ta bezpośredniość wydaje się naturalna i nie „boli”, jak w filmach współczesnych, w których trzeba coś powiedzieć, bo wymaga tego akcja.
Film niesamowicie pobudza wyobraźnię i jak napisałem, może wydawać się męczący.
Ocena: 9/10
Haha - podoba mi się ten zwrot, że "film może wydawać się męczący". Jeśli coś się wydaje męczące, to najwyraźniej jest męczące. Ale skoro to Haneke, nie wypada od razu napisać, że film jest męczący i nudny, lecz, że zaledwie "może się taki wydawać". "Biała wstążka" jest nudna i męcząca - powiedzmy sobie szczerze, lecz porusza na tyle poważny problem, że możemy przymknąc na to oko:)