Co prawda filmu nie oglądałem ale wszystko wskazuje, że "Bitwa pod Wiedniem" to nieporozumienie. Najciekawsze, że zarówno miażdżące recenzje jak i komentarze (niespotykanie zgodne) jak i szorujące o dno oceny (na filmwebie - 3, mój gęstościomierz wskazuje 11 proc) wszystko to sprawia, że... nabrałem przemożnej ochoty na obejrzenie tego "arcydziełka";) Chce na własne oczy zobaczyć film (tudzież twór filmopodobny) który ma realne szanse trafić w poczet najgorszych produkcji wszechczasów. Moja ciekawość (co przyznaję z pewną doza zawstydzenia) jest oparta na niskich wręcz perwersyjnych pobudkach i podobna jest trochę do niezdrowego zaciekawienia jakie wzbudza widok bliźniąt zrośniętych głowami lub też kobieta z brodą. Bądź co bądź takie "filmowe perełki" zdarzają się równie nieczęsto (a może i rzadziej?).
W dodatku można doszukać się pozytywnych i korzystnych aspektów. Twórcy filmowi dotąd niedoceniani wręcz wyśmiewani mają szanse na rehabilitacje. Albowiem to co świeci bladym światłem dopiero w mroku staje się widoczne ;)

To nie do końca tak jak piszesz, że takie "perełki" to rzadkość. Podobnych filmów jest mnóstwo tyle że zwykle nie trafiają one do kin, a już na pewno nie do szerokiej dystrybucji. Fakt że u nas takie coś jest wyświetlane w kinach i tak nachalnie promowane, świadczy tylko o stosunku dystrybutorów i producentów do polskiego widza.