[SPOILER INCLUDED]:
Wielkim plusem tego filmu jest niewątpliwie atmosfera dokumentalizacji. Gdy
oglądałem go po raz pierwszy w kinie jako mały dzieciak (9 lat) i długo później, nie
miałem pewności, że to tylko gra aktorska. Z resztą nawet mając już tę wiedzę i tak
ogląda się z niepokojącą myślą "a może jednak...?", trochę analogiczna sytuacja do
bycia ateistą. Tracimy wiarę w Boga, ale nigdy pewności o jego nieistnieniu nie mamy.
Klimat sielankowej, leśnej wycieczki rozrywkowych amerykańskich studentów przeradza
się szybko w "koszmar" - słowo nadużywane i załączone do promowania nawet
najbardziej dennych horrorów, ale w tym przypadku jego użycie jest jak najbardziej
uzasadnione. Mnie najbardziej przejmuje scena, kiedy jeden z nich mówi, że "wykopał
mapę do rzeki". To łamie człowieka, w takiej sytuacji. Sam kiedyś w środku nocy
zgubiłem się w lesie, chociaż nie była to puszcza w Blair, zapewniam, że nie jest miło i
odczuwa się adrenalinę, strach o własną egzystencję. W "BWP" z pewnością namiastka
tego klimatu jest bez wątpienia obecna. Nigdy nie gonił mnie morderca w hokejowej
masce, ani nie byłem opętany przez szatana, więc nie mam pragmatycznego punktu
odniesienia. Zgubić się w lesie miałem okazję i film oddaje to znakomicie.
Z pewnością klasyka gatunku, jeden z lepszych typowych straszaków późnych lat 90'. Być
może zmieściłby się nawet w mojej Top 20 horrorów. Ode mnie - solidna, solidna 8. 9 to
chyba jednak za dużo. Aczkolwiek sentyment to podpowiadał.