Tyn film to prowdziwe kuriozum. Kiedyś gatunek płaszcza i szpady zobowiónzywoł do dbałości o kostiumy i odwzorowanie epoki, ale że mómy postmodernizm, to widać idzie sie to darować. Do świata przedstwaiónego z muszkieterami w tle wkrado sie naroz chopek w mantlu i kapelusz, jak z westernu, pirat i kólumbijskie handlyrze narkotyków, co to przipłynyły z Nowego Świata. Damy dworu obleczóne sóm jak gwiazdy porno, czorny charakter mo kucyk a la samuraj, a na ściyżce dźwiynkowyj królujóm rock i techno. Na dokładka dodóm jeszcze, że złowieszczy kardynał jes groteskowy (rozmyślnie), a film kóńczy sie, jak tradycyjno baśń, czy bajka - czyli finał z morałym... Dziwno jes ta produkcja - coś jak tyn serial o Xynnie, wojowniczyj ksiynżniczce, czyli prziwołujymy epoka, ale bez dbałości o szczegóły. Niystaranne uwspółcześniynie i tyla... A fakt, że gro sam w epizodzie sóm Gerard Depardieu lepij chyba przemilczeć...
'prziwołujymy epoka, ale bez dbałości o szczegóły. Niystaranne uwspółcześniynie i tyla... A fakt, że gro sam w epizodzie sóm Gerard Depardieu lepij chyba przemilczeć...' Przecież tam od pierwszych ujęć Blanche galopującej efektownie w 'rozciągnięty' sposób dostajemy sygnały, że to nie ma nic wspólnego z historią... Czołówka z płomieni, pierwszy dialog z ziomalskim słownictwem - moim zdaniem reżyser mówi wprost: chcemy się pobawić. I zakładamy, że jako widzowie znacie te wszystkie stare, poważne produkcje, które my zrobimy po swojemu.