Jak to dobrze, że od czasu do czasu TV nie pozwala nam zapomnieć takich filmów jak BLUE VELVET, który dziś zobaczyłem kolejny raz (który- nie wiem 3?4?). BLUE VELVET to obok MIASTECZKA TWIN PEAKS najbardziej zanne dzieło Lyncha.
Obraz z 1986 roku nie poddaje soię do końca określeniu jakie przypina się filmom tego reżysera - nei jets to kina od końca "zlynchowane".
FAbuła jest tu raczej linerana, nie ma też co liczyć na mocną gimnstykę umysłową by wszytsko co ukazane w filmi wreszcie ułożyło się we właściwą całość.
W BLUE VELVET nie liczy się jednak intryga- tylko sposób i styl opowiadania pzredstawiony przez reżysera.
Dzieło to stanowi obalenie "Idyllicznego obrazu małomiestczekowej Ameryki" jaki mamy okazje podziwiac w niezliczonych filmach.
Za fasadą pozornego sposkoju i koleorówq kryją się perwersje, ukryte pragnienia, ciemne interesy, przemoc i choroby psychiczne.
Lynch zabiera nas w ten mroczny świat, niczego zbytnio nam nie tłomacząc każe patzreć, podziwiać, analizować.
Przedstwiona w filmie sekwencja gwałtu jest szokujące i co ciekawe odziera z "pozornej niewinności" nie tylko głównego bohatera, ale i widza BLUE VELVET.
Ten film jest dyskusyjny, perwersyjny, krwawy, ale wart uwagi.
Na pochwały zasługuje zespół aktorski. Kyle MacLychan jets zawszę świetny w filmach Lyncha.
Laura DErn jest tutaj słodko niewinna, a Isabella Rossellini dziwacznie magnetyczna.
Na oklaski zasługuje Dennis Hopper w roli mordercy i maniakalnego psychopaty- ta rola była dlań stworzona!!!
Nie można też zapominać o smakowitym epizodzie Deana Stockwella.
Zaletą filmu jest też jego ścieżka dzwiękowa i atmosfera.
Oczywiście- ci, którzy Lyncha nie są w stanie strwaić- BLUE VELVET ich raczej nie przekona.
Do odbioru twórczości tego reżysera potrzebna jest szczególny rodzaj gustu i specyficzny sposób myślenia.
W stosunku do BLUE VELVET można wysunąć różne zarzuty:
1. Jesto to film troszkę o wszytskim i o niczym
2. Za duzo tu wątków, a żadne z nich nie zostaje satysfakcjonująco pociągnięty
3. Zbyt wiele tu mało oryginalnych cytatów z Hitchcocka oraz BULWARU ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA.
Ja również z tymi zarzytami się zgadzam, ale musze powiedzieć, iż BLUE VELVET ma jednak w sobie to "coś", które pozwala chłonąć film do końca z dużą uwagą.
Dzieło Lyncha (jak niemal każdy jego film) to pzrede wszytskim specyficzna poetyka, dobre aktorstwo i "umiejscowienie filmu gdzieś między realnymi ramami czasowymi" ( przypoadku tego dzieła celowe pomieszanie lat 50-ych i 80-ych).
WArto, choć to kino nie na każdy gust.
Pieprzysz od rzeczy chlopie. Tak durne uzewnetrznienie odbieranego filmu dawno juz nie przykulo mojego wzroku.
2. Za duzo tu wątków, a żadne z nich nie zostaje satysfakcjonująco pociągnięty - no tak, wyjatkowo duzo... tylko ciekawe, ktore to byly. Gdybys mial pojecie na czym polegal zamysl Lyncha nie mial bys problemow ze zrozumieniem tego zabiegu. Niemal kazdy z jego filmow bowiem bazuje na niedomowieniach i przejmujacej widza tajemnicy.
Najlepiej nie zabieraj sie za komentowanie filmow Lyncha, bo wprowadzasz w blad przyszlych potencjalnych fanow jego kina.