Jak po tych "wyuzdanych" kontaktach z Dorothy, które, choć trochę Jeffa przeraziły,
jednocześnie go pociągały, mógł zostać z tą mdłą Sandy. W ogóle ten happy end nie pasuje do
reszty filmu. Był jak Sandy - słodki do zrzygania. Czyżby jakaś pułapka??
teksty Sandy ograniczały się do "ohh, Jeffrey!". Sandy powinna zginąć :) To byłoby miłe zakończenie.
To kontrasty Lyncha, dwa światy, dwa oblicza, diametralnie od siebie różne, postacie to odzwierciedlały: Jeffrey/Frank, Sandy/Dorothy, dobro, czystość, niewinność/zło, moralny brud, zepsucie. Zakończenie jak w bajce, "zbyt piękne, aby było prawdziwe", to chciał powiedzieć Lynch...?
Finał sprawia wrażenie nieco sztucznego... Albo takie było rzeczywiste zamierzenie Davida, albo taką wersję scenariusza narzuciła mu wytwórnia.. Jak dla mnie mało realistyczny, już po przejażdżce z Frankiem Jeffrey powinien być martwy.
Zgadza się jest sztuczny, ale zamierzenie, poza tym fakt, Jeffrey powinien zostać zabity przez Franka, ale Lynch przecież zaskakuje w swoim filmach sprzecznościami i kontrastami więc tym razem również tak było...
koniec filmu to moment kiedy jeffrey budzi na lezaku w ogrodzie, wiec moze to wszystko to byl tylko sen?! (to byloby w stylu lyncha)
zaraz po obejrzeniu filmu też byłam zawiedziona zakończeniem, ale zauważyłam coś - kiedy na początku ojciec Jeffreya upada na trawnik, dostajemy zbliżenie trawy, w której żyją robaki. na końcu filmu drozd zjada takiego właśnie robaka, dla mnie to znak, że mimo, że wszystko kończy się dobrze i ładnie wygląda, to pod spodem dalej buszują robale.
co do zarzutów, że akcja jest naciągana, że Jeffrey powinien zginąć - czy Lynch nie śmieje się z naszej słabości do happy endów, do komedii romantycznych, gdzie bohater wychodzi cało z każdej sytuacji i wraca do swojej ukochanej, porządnej, słodkiej dziewczynki, która nie robi w filmie wiele więcej niż wzdychanie do niego?
nie lubię wszystkich filmów Lyncha, ale ten uważam za spójny i przemyślany
dobre. uwielbiam takie filmy gdzie ludzie bardzo dużo nie rozumieją, ale jednak jest to obraz spójny i logiczny, tylko trzeba zauważyć różne rzeczy i przemyśleć.
ten film nie mieści się w żadnych ramach. to że go pociągało zło to nie oznacza, że nie mogł być z Sandy...przypomnij sobie scenę jak na wspomnienie tego jak bił Dorothy, Jeffrey płacze...On nie chcę takiego świata, a jednak już wie, że on istnieje.
a mnie nurtuje jedna, oczywista pewnie dla was rzecz. Mąż Dorothy to DON, tak samo nazywal się detektyw? policjant? , potem dorothy mówi, że zraniono go w głowę, zraniono jednak mężczyznę w żółtej marynarce. czy to on jest mężem, czy może koleś z odciętym uchem ? zrozumiałam wiele symboli, a ten prosty szczegół mnie zabił ;d
na końcu okazuje się że wszystko było snem, tak jak w "mullholland drive" jeffrey budząc się widzi to co zobaczył przed zaśnięciem czyli faceta przejeżdżającego na wozie strażackim(facet w żółtej marynarce) i kobietę z dzieckiem w charakterystycznej czapce (dorothy). lynch po prostu pokazuje pogmatwany świat ludzkich snów jak zwykł to robić w innych swoich filmach. cała fabuła była tylko snem jeffrey'a. jak dla mnie "blue velvet" i "mullholland drive" są najlepszymi filmami w dorobku lyncha.
Jedyna sluszna uwaga w komentarzach
Nikt nie zauwazyl ze gosc mial swierzo obciete ucho znalezione na poczatku?
Martwy zolty stojacy bez podpory?
2 silnych facetow zabija szalona babka?
To nie takie proste - to powierzchownie tak ladnie wyglada
A diabel tkwi w szczegolach
Po obejzeeniu takich filmow warto poszukac wyjasnienia. Ciekawe czy do tego ktos napisal.
Inne filmy lyncha zrozumialem w polowie i malo watkow pobocznych. Dopiero po czytaniu dobrej recki zwracalem uwage na te szczeegoly (lost highway)