Przez cały seans ostrzyłem sobie zęby z myślą, że to arcydzieło. Film właściwie od pierwszej sekundy wyzwolił we mnie napięcie, analizowałem kolejne szczegóły i z każdą sekundą coraz bardziej nie mogłem się doczekać, co też Lynch zaserwuje na zakończenie. Tymczasem to było totalnie banalne i przewidywalne. Niemniej należy podkreślić dobrą grę McLachlana, Rossellini i przede wszystkim genialną nieżyjacego już Hoppera. Na minus mdła gra Dern, ale to jeszcze puściłbym płazem, gdyby nie ta końcówka. I w związku z rozczarowaniem, które mnie na koniec spotkało daję jedynie 8/10, choć sama produkcja miała zadatki na 10/10.