Oglądałem filmy Lyncha w następującej kolejności: Mullholland Drive, Inland Empire,
Zagubiona Autostrada, a ostatnio obejrzałem Blue Velvet i jestem poważnie rozczarowany.
Owszem jest typowy dla tego reżysera montaż, muzyka i klimat, ale poza tym film jest prosty
jak budowa cepa, co we wcześniejszych filmach które widziałem się nie zdarzało...
Dziwi mnie że fanom Lyncha się podoba. Nie zmusza do większego wysiłku
intelektualnego...
To fakt, spośród wymienionych przez Ciebie filmów Blue Velvet jest najmniej zagadkowy i najbardziej przewidywalny.
Wszystko składa się w jedną całość i nie ma potrzeby doszukiwania się ukrytego sensu danej sceny. Według mnie najlepsze filmy Lyncha to jednak Mullholland Drive i Lost Highway.
Przepraszam, ale nad czym tu się wysilać? Film jest prosty w odbiorze, a "marcelina" stwierdziła tylko, że nie dociera do niej ten styl twórczości - do mnie też. Film niczym nie zaskakuje, a żadna ze scen nie ma ukrytego przesłania.
Fakt, że z tych czterech wymienionych "Blue Velvet" jest najmniej skomplikowany i najłatwiejszy w interpretacji (Inland Empire nie oglądałem, ale czytałem trochę o tym filmie). Bardzo lubię lynchowski styl, tę zagadkowość, alogiczność, nadrealizm, oniryzm, brak oczywistego wyjaśnienia, ale mimo to umieściłbym BV na drugim miejscu wśród filmów Lyncha, po "Mulholland Dr". Zresztą, nie przyznałem temu filmowi 10 tylko z powodu Laury Dern :P - w ogóle nie pasowała do tego klimatu, poza tym zagrała miejscami fatalnie.
Film jest zaskakująco oczywisty jak na Lyncha. Wszystko układa się bez problemu w logiczną całość. Mimo to klimat jest unikalny a treść momentami przytłaczająca. To jeden z pierwszych filmów Lyncha i tak jak "Głowa do wycierania" była całkowicie odrealniona i trudna w odbiorze, tak ten obraz wydaje się być przejrzysty i czytelny. Widać w nim jednak zalążki charakterystycznego stylu, któremu Lynch oddał się całkowicie w późniejszych produkcjach. Mam tu na myśli chociażby "Twin Peaks".