Film arcydziełem nie jest, ale zawiera cechy, które nie pozwalają o nim zapomnieć. Kontrasty, specyfika klimatu, z jednej strony dobro i niewinność, z drugiej zło i deprawacja. Jest stylowo i magnetycznie, lecz także sztucznie i jałowo. Tak się rodziła konwencja twórczości Lyncha. No i jeszcze jeden aspekt i chyba najważniejszy: ziejący złem Frank w wykonaniu Dennisa Hoppera! Prawdziwy EVIL MAN (ten wrogi wzrok). Choćby dla niego warto zobaczyć ten starszy klasyk Lyncha.