7,5 61 tys. ocen
7,5 10 1 61012
8,2 56 krytyków
Blue Velvet
powrót do forum filmu Blue Velvet

Obejrzałam film głównie dlatego,że znajomi, którzy wypowiadają się pochlebnie o osobie Lyncha należą według mnie do osób obdarzonych raczej dobrym gustem. Szczerze się zawiodłam na panu reżyserze. Wcześniej próbowałam obejrzeć Zagubioną Autostradę ze względu na soundtrack i także nie dotrwałam do końca. To co miało być inteligentną rozrywką nie zdołało mnie nawet zniesmaczyć. Trudno mi określić co pociąga zwolenników w tym filmie nazywanym 'najlepszym' dziełem Lyncha. Na początku uznałam,że chodzi o jakiśtam ponury realizm w przedstawianiu niecodziennych sytuacji, niestety po jakimś czasie sceny zostały przeplatane wstawkami rodem ze starych kiczowatych amerykańskich filmów, by nie powiedzieć westernów. Może bohaterowie mieli sprawiać takie wrażenie. Nie wiem. Nastepnie uznałam,że to tak doceniany i niecodzienny klimat. On natomiast mnie poirytował. Najpierw liczyłam na jakąś arcyfascynującą scenę śledztwa, następnie na śmiałe sceny erotyczne, a potem na jakiś chaos o głębszym znaczeniu. Tego także nie znalazłam,bo wszystko zdawało się kończyć zanim się zaczęło. Bohaterowie także wydali się nijacy, a wyuzdana kobieta była raczej zabawna. Niczego zabawnego poza jej postacią nie znalazłam.Główny bohater jako 'chłopak z sąsiedztwa" też nie wzbudził mojej sympatii. W jego postaci ani w postaci jego towarzyszki nie ma chyba nic co mogłoby mnie zainteresować.Nic mnie nie przygnębiło, nie zaskoczyło na dłuższą metę, nie podekscytowało, nie rozbawiło, nie wydało mi się absurdalne ani ciekawe. Irytował mnie fakt,że film nie chciał się skończyć. Być może okaże się,że to co było wisienką na torcie to zakończenie będące zaprzeczeniem wszystkiego co wymieniłam wcześniej, ale wątpię.

Z założenia lubię dziwne filmy w których pozornie nic się nie dzieje, a fabuła oparta jest na dialogach i niepokojącej atmosferze. Ten do nich nie należy. Nie wiem co mam o nim myśleć. Po prostu dziwi mnie jego popularność.

ocenił(a) film na 8
Cieczew

No,a Dennis Hopper w roli Franka?To przecież jedna z najbardziej strasznych i popapranych postaci w historii kina i zarazem największy atut filmu.

Duke

Mnie jego szaleństwo nie wydało się szczególnie pociągające, podobnie jak jego fetysze seksualne, czy jakaśtam agresja. Właściwie denerwujące jest że z postaci, która miała potencjał na taką jak to opisujesz zostało tylko to. Nie był ani realistyczny, ani szczególnie popaprany. Właściwie jego dewiacja jest dość typowa. Nie mówię,że powinien od razy ćwiartować ludzi na kawałki i modlić się podczas aktów seksualnych,ale zachwycający nie był.Po prostu mnie nie szokuje tak jak z założenia powinien. Zapomniałam i nim właściwie opisując moje wrażenia z filmu. Może jestem niewrażliwa, nie wiem.

W filmie podobały mi się zdjęcia w niektórych momentach, dobieranie kolorów i nie związane z fabułą krótkie wstawki, ale to nie rekompensuje mi mojego zawodu. Może powinnam przeanalizować to drugi raz.

ocenił(a) film na 8
Cieczew

Być może...Jest sporo racji w tym co piszesz, mnie ten film od razu też nie powalił, ale było w nim to "coś", pewiem magnetyzm skłaniający mnie do ponownego seansu i przyjrzeniu się wnikliwiej całości.Są specyficzne filmy, które docenia się bardziej po drugim obejrzeniu(jeżeli da mu się szansę)BLUE VELVET moim zdaniem do takich filmów należy i na to zasługuje...Co do postaci Franka, to jego wadą może być fakt iż nadmiernie eksponował swój psychotyzm oraz to że za łatwo zginął. ale tak czy inaczej psychol konkretny z niego jest i czarny charakter jakich mało zapadający głęboko w pamięć...No i to przecież najlepsza rola Hoppera.

ocenił(a) film na 9
Duke

Ja również mam co do tego filmu mieszane uczucia, ale wydaje mi się, że to było w zamyśle reżysera, aby manipulować emocjami. Ten film ma w sobie taką ciekawą fabułę, trochę odrażającą i trochę pociągającą. Co w tym filmie jest dla mnie ważne to psychologia postaci, z jednej strony niepozorni bohaterowie (Sandy i Jeffrey) z drugiej przerażający mordercy erotyczni, kompletnie nie zachowujący się logicznie. Tu doskonale zestawiony jest kontrast świata dobra i świata zła. Jest jednak pośrednia postać nie reprezentująca sobą właściwie nic konkretnego, chodzi tu o Dorothy, która służy podkreśleniu paranoicznego charakteru całego filmu. To co po obejrzeniu tego filmu przyszło mi na myśl to pożądanie miłości głównych bohaterów. Jeffrey początkowo wyrażający tylko chęć rozwiązania tej pociągającej go i zarazem przerażającej "zagadki odciętego ucha" później odczuwa potrzebę zbliżenia się do Sandy. Sandy też zdaje się, że swojego Mike'a zbytnio nie kochała. Dorothy, widać, że również potrzebowała bliskości drugiej osoby. Ten, jakby to ująć gang morderców- erotomanów był moralnie zagubiony, możliwe, że nigdy nie doznali czyjeś bliskości. Scena, w której Frank słuchając romantycznej piosenki w tle i wzrusza się, pokazuje, że brakuje mu właśnie bliskości, dlatego myślę, że jest postacią nie tyle straszną, co tragiczną, choć wydawałoby się, że Frank jest całkowicie pozbawiony emocji, uczuć (podobnie jak morderca w filmie "siedem"). Muzyka w filmie jest świetna, zdjęcia dobre, chociaż nie są powalające, świetne dialogi. Mimo wszystko mam mieszane uczucia, film momentami jest bardzo dziwny, trochę niezrozumiały, trochę kiczowaty, a może on właśnie taki powinien być, żeby miał właśnie to coś, o czym napisałeś. Zgodzisz się chyba jednak, że znacznie ciekawszą kreacją psychopaty jest Alex DeLarge z "Mechanicznej pomarańczy".

ocenił(a) film na 8
Cieczew

is it love? or is it konfjuzd

Cieczew

Ten film jak widac w zamysle opiera sie na zasadzie prostego kontrapunktu, kontrastu miedzy przerysowanym w tym wypadku zlem i tzw dobrem. Czlowiek z gruntu spokojny, holdujacy niczym niezmaconej normalnosci nagle natyka sie na cos niecodziennego, naznaczonego bezlitosnym okrucienstwem. Wtem budzi sie w nim ciekawosc i pytanie kto jest zdolny do takiego zla, dlaczego tak postepuje, kto jest ofiara i czy jest ich wiecej. To wewnetrzny bunt, ktorego nie widac na jego twarzy prawie przez caly seans, do tej pory lagodnego mezczyzny pociaga go do rozwiazania zagadki. Postacie sa tu tak roztawione aby przekazaly nam gotowy schemat bez podania genezy jak powstaje zlo czy dobro, by wlasnie zderzyc je ze soba na naszych oczach i bysmy mogli zobaczyc ich reakcje, chcac niechcac utorzsamiajac sie z nimi co moze wywolac silny dysonans poznawczy i przez to niechec do odczuwania takich nieprzyjemnych emocji.

ocenił(a) film na 9
Cieczew

Ojeeej Lyncha moim zdaniem nie należy poddawać racjonalnej analizie. Tu chodzi o emocje i zabawę z widzem... Postaci są przerysowane, często groteskowe, klimat z pogranicza kiczu (ta peruka, te drewniane ptaszki :D) i wszystko nurzające się w onirycznym klimacie półsnu-półjawy w oprawie psychodelicznej muzyki... To albo się kocha albo nienawidzi, w zależności od tego. czy kogoś taki klimat pociąga czy też nie... czy się to czuje i chce się w to "bawić" czy nie... Ja bawię się niezmiennie... Scena kiedy Ben śpiewa piosenkę Roya Orbisona - no odjazd kompletny! :D

ocenił(a) film na 8
honey_filmaniak

Ależ można. ;p Jednak twoje podejście też jest dobre. Lynch jest uniwersalny, nie podoba się tylko wybrykom natury. :D