6,6 70  ocen
6,6 10 1 70
Blur: To the End
powrót do forum filmu Blur: To the End

you never know what's on the corner..

złe znaki, złe znaki widzę wszędzie, od groźby zderzenia czołowego w pobliskim lesie, przez falę uderzeniową wymiatającą członków zespołu z pobliskiego molo, po rozdziabdziane kawałki bezglutenowego tortu.

dobrze nie będzie.

wszystko to zadziewa się w terazistości terazistej i jest symptomatyczne. przyszłość jawi się dość mgliście i niepewnie, jak w Terminatorze. film ożywa, kiedy zanurza się w terazistą terazistość przeszłości, bohaterowie toże. ogólnie jest tak, jakby w pełni żywotne było już tylko wspomnienie.

na zdjęciach chłopiny szaleją, zewsząd bije życie. w czasie teraźniejszym siedzą na krzesełkach, ryczą do siebie i potulnie wcinają sałatkę. potem idą na próbę. potem grają na próbie. potem idą na koncert. potem grają na koncercie. a wszystko to smutne jak ostatnia walka jake'a paula z mikiem tysonem.

w filmie są liczne przebitki tego co było i to co było zdaje się jakby żywsze. SLEAFORD MODS na goścince też tak jakby żywsze, bez wdzięczenia się publice, no sursum korda z zapalniczek.

owszem, wkrada się tu jakaś wyższa filozofia istnienia zespołu rockowego - w opozycji do zespołów jazzowych, których liderzy wymieniają składy niemal po każdej płycie - wygrywa się tu wszystko braterstwem. tylko trzeba podjarki cokolwiek fanowskiej, ażeby zatopić się w tym emocjonalnie, a takiej mi niestety brakuje.

a zatem: podoba mi się czy mi się nie podoba, oto jest pytanie..

wahałem się i wahałem przez seans cały, raz w jedną, raz w drugą stronę; dopiero ta końcowa, bez mała trzydziestominutowa koniobijka koncertowa, ostatecznie przeważyła szalę na niekorzyść.

czy to już jest ten stadionowy rock zorientowany na ludzi dojrzałych?

jakie szczęście, że jestem jeszcze mały.

machnąłem ręką, popełzłem na MERZBOW..