PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4287}

Bodyguard

The Bodyguard
1992
7,2 105 tys. ocen
7,2 10 1 105050
6,2 19 krytyków
Bodyguard
powrót do forum filmu Bodyguard

Zawsze uważałem ten film za słabą produkcję, już jak po raz pierwszy przed laty go oglądałem. Dzisiaj zostałem zmuszony do bycia biernym uczestnikiem projekcji tego gniota i jak widać zdania nie zmieniam.
Film jest z typu tych zrobionych "na zamówienie" lub pod doraźne potrzeby czy kaprysy grupy ludzi z branży show bussines"u. W tym wypadku z jednej strony średniego formatu gwiazdki muzyki pop z wielce przerośniętym ego i tych, którzy zwęszyli szansę na forsę w wyeksplatowaniu tejże tym razem na srebrnym ekranie. Typowe dla wielu przedstawicieli branży muzycznej. Jak już umiem coś zaśpiewać lub zabrzdąkać to od razu pcham się na ekran bo tam można jeszcze więcej zarobić no i to przekonanie, że każdy "muzyk" automatycznie będzie wspaniałym aktorem. Zwykle jest wręcz odwrotnie.
Z Houston żadnej aktorki nie było co potwierdza jej dalsza "kariera" filmowa.
A co do Costner'a to bardzo długo trwało puki wreszcie producenci i reżyserowie nie przekonali się, że żaden z niego "twardziel", on się po prostu nigdy do takich ról nie nadawał. Te ocęta spaniela, rozlazły i ślamazarny sposób mówienia i gry aktorskiej to uchodzi jeszcze amantowi filmowemu ale nie rolom w których go wielokrotnie obsadzano.
To oczywiście efekt sukcesu "Tańczącego z wilkami" ale jakoś mało kto zauważył, że i w tamtym filmie w zasadzie jego rola była bardziej zbliżona do amanta targanego burzą miłosnych uniesień niż do twardego mężczyzny, żołnierza czy wojownika. On już po prostu taki jest... lafikowaty. @:-) I dość groteskowo wygląda w rolach twardych, zdecydowanych mężczyzn, przewodników stada. Brudnym Harrym to on raczej nie jest i nigdy nie był. @:-).

A sam film generalnie jest po prostu nudny aż do bulu, przegadana, banalna, miłostkowata historyjka rozbuchana do granic możliwości ubrana w didaskalia thrillera czy filmu kryminalnego. I żadne ochy i achy egzaltujących się twórczością Whitney tego nie zmienią. Która poza swym dorobkiem muzycznym w większości była znana z tego, że jest znana co zwykle działa jak samonapędzająca się maszyna - im większy taki artysta ma rozgłos tym bardziej go chołubią. Czego dowodem jest cały ten zgiełk wokół jej przedwczesnego, ale na własne życzenie zejścia.
Podobnie z resztą było z Michael'em Jackson'em. Najlepsze co mógł dla siebie zrobić po latach niebytu to właśnie hucznie zejść ze sceny. I już jest temat na kilka następnych lat egzaltacji i odcinania kuponów z kartek na mięso zakonserwowanych z lat osiemdziesiątych (w tym wypadku były jeszcze honorowane szczególnie w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych).