Co tu dużo gadać...film ma prosty scenariusz ale taką miłość marzy się aby choć raz spotkać w swym życiu. Houston i Costner rewelacyjni w swych rolach.Dla mnie film jest kiczowaty ale na swój sposób...piękny. Co o tym sądzicie?
Chyba wiekszosc romansidel mozna posadzic o zbytnia ckliwosc i kiczowatosc. Trudno ukazac narodziny milosc dwojga ludzii (i wszelkie zwiazane z tym konsekwencje) bez narazenia sie o zarzut pretensjonalnosci, skoro czesto uczucia takie sa:)
Film ogladalem bardzo dawno temu, dlatego moge sie mylic co do szczegolow fabuly. Pamietam jednak, ze w "Bodyguardzie" nie bylo przesadnie duzo elementow stricte harleqinowskich, ktore notabene wowczas, jak i obecnie zniechecilyby mnie do ogladania filmu. Wprawdzie schemat omawianego obrazu jest stary jak swiat, to jego forma dosyc nowatorska. Nie przypominam sobie zbyt scenariuszy, opisujacych relacje ochroniarz-klientka. Film broni sie niezlym aktorstwem, a szczegolnie zaskakuje przekonujaca Houston w roli wielkiej diwy oraz doskonala sciezka dzwiekowa z absolutnym megahitem "I will always love You". Nawiasem mowiac, ta piosenka jest jak "Bodyguard" - w warstwie tekstowej (fabularnej) prosta, a zarazem piekna i niepowtarzalna. Wydaje sie, ze film bez owego utworu nie odnioslby tak spektakularnego sukcesu kasowego. Dzieki temu, ze film laczy w sobie kilka gatunkow, mozna go polecic niemal kazdemu.