Uważam że film byłby o wiele lepszy i bardziej poruszający gdzyby pan bodyguard na końcu od tego postrzału zginął..;/ sorry ale ta pointa którą widzielismy jest totalnie przesłodzona, typowo amerykański, denerwujący happy end..
No wiesz, biednego Costnera uśmiercać :P
To bym jeszcze spać nie mogła z żalu xD
Jednak zgadzam sie, ze dałoby to większy efekt niż śmierć siostry której i tak mało było w filmie.
Dokładnie. Uwielbiam sensowne filmy gdzie główny bohater umiera poświęcając się dla kogoś albo dla sprawy. Zna ktoś może jakieś fajne tytuły na ten temat?
Tytuł na ten temat: "Blood Diamond"
Wracając do THE END OF THE BODYGUARD..
Takie uśmiercanie czasami wprowadza gorycz i pustkę po filmie. Dla mnie zakończenie było odpowiadające. Film zrobił na mnie wrażenie, trudne do opisania, gdyż chciałem zaangażować się w losy bohaterów i udało się, odczuwałem z nimi perypetie. Do tego szanuję Whitney od strony muzycznej, a nawet podoba mnie się fizycznie.
Dlatego cieszę się z dwuznaczności sceny ostatniej, kiedy widzimy Bodyguarda służbowo, co sugeruje dwie możliwości. Moim zdaniem praca i charaktery bohaterów głównych pozostawiły ich w niespełnionej miłości i nakazały puścić te wszystkie zauroczenia wgłąb pamięci, tym samym zamknąć miniony etap, ale zamknąć w sposób szczęśliwy, z myślą że obie osoby żyją gdzieś dalej, mają się dobrze, a może w innym świecie spotkają się razem.. Ochroniarz który wrócił do pracy, niezwykle ryzykownej (słyszymy że ochrania księdza mieszającego się do walki z mafią na posiedzeniu osobistości znaczących i rządowych), nie może prowadzić rodziny poświęcając swoje życie dla zawodu. To trochę mało odpowiedzialne, a właśnie odpowiedzialność cechuje ludzi w tym fachu.
Z drugiej strony, być może Whitney i Costner spróbowali pogodzić związek z wolnością osobistą i zarabianiem, albo przebyli ze sobą trochę czasu i wspólnie nasunęli wniosek rozstania.
To pozostanie tajemnicą, która pozwala nam dłużej zastanawiać się nad filmem i pozostawia malutkie pytania. Każdy może udzielić odpowiedzi najbardziej pasującej do oczekiwań. Każda będzie poprawna;)
Lubie takie możliwości, lubię czasami pofilozofować.
Mam nadzieję że nie jestem jedyny..
to widać ze lubisz pofilozofować... Ale skoro oboje wrócili do swoich zajęć to znaczy ze ta ich miłość nie była wcale taka wielka.. bo w gruncie rzeczy dlaczego nie mogli być razem.. jak widać praca była dla nich obojga ważniejsza!!! A jego śmierć z pewnoscia wprowadziłaby WIECĘJ małych pytań po tym filmie.. bo to czy byliby razem czy osobno pozostałoby zagadką! i może to byłoby dla niektorych osób łagodniejszym rozwiązaniem niż ich rozstanie!
przestań... najlepiej by było gdyby byli razem;] typowey happy end. ;] ale coz lubie je, ten koniec byl smutny, a ten ktory ty przedstawiasz to juz totalnie;]pzdr
eee Maggie no co ty :P Gdyby byli razem film stracił by na wartości i byłby kolejną słodką komedią romantyczną.
A do autorki tematu:
To nie jest typowy happy end. A nawet jeśli to w latach 90 nie był jeszcze taki typowo amerykański bo wtedy nie było wiele takich filmów. Chyba. :P
Dobrze jest jak jest, chociaż jego śmierć dodałaby, no niewiem "uroku" temu filmowi ;]
pozdro ^^
Oni nie zostali razem, wsłuchajcie się w tekst "I will always love you".
Faktycznie efektowna byłaby śmierć Franka, ale na pewno nie otrząsnęłabym się przez kilka dni xD
Moim zdaniem taki koniec był ok, bo (nie wiem czy wszyscy zauważyli) wcale nie było takiego happy end'u... Frank przeżył, ale nie zostali razem.
Ich miłość w filmie była wielka, wbrew temu co ktoś tu napisał, ale nie mieli jak być ze sobą. Ona wielka gwiazda i kariera, a on zupełnie inna praca, pełna poświęceń. Poza tym jak to jeszcze kiedyś było... ona ciemnoskóra, a on biały.