Końcówka filmu jest zawiła, więc przyjrzałem się dokładniej fabule. Wydaje mi się, że jest błąd logiczny w filmie, które powoduje, że ciąg wydarzeń jest niemożliwy i to u samego początku. Otóż cała akcja zaczyna się od tego, że dziewczyna spotyka cyborga na jej podobieństwo i chce spotkać się z jego twórcą. Cofając się w czasie zmienia bieg wydarzeń. I tu jest problem. Ona nie mogła spotkać cyborga na jej podobieństwo. Dopóki ona nie cofnęła by się w czasie, Jiro nie mógłby zrobić takiego cyborga. Więc cała logika fabuły tutaj pada. Zresztą zauważyłem, że na innych forach ludzi doszli do tego wniosku.
Jestem pod wrażeniem. Tak sam z siebie to wymyśliłeś?
To co opisujesz się nazywa "paradoks dziadka" i ma już naprawdę długą historię. I nie łamie logiki filmu właśnie dlatego, że jest ... paradoksem. Jednym z możliwych obejść problemu jest założenie nie cofając się w czasie trafiamy nie do swojego, ale do alternatywnego wszechświata, w którym bez szkody dla siebie możemy zabić swojego dziadka, ojca a nawet siebie. w przypadku tego filmu - spotkać swojego sobowtóra-cyborga.
Zacznijmy od tego że podróże w czasie są niemożliwe!!! Czas związany jest ściśle z przestrzenią ! Spójrz na definicje czarnej dziury. Moim zdaniem scenariusz tego filmu jest genialny i zręcznie bawi się widzem.
Wiekszosc ksiazek i filmow o podrozach w czasie ma problem z roznymi paradoksami, albo sie łyka ta konwencje albo nie.
gdyby nie spotkał jej wcześniej to nie mógłby stworzyć cyborga na jej podobieństwo bla bla bla poczytaj sobie o entropii podróże w czasie są niemożliwe wszyscy jesteśmy w drodze bez powrotu co innego równoległe światy http://www.polityka.pl/nauka/295186,1,wszystkie-swiaty-everetta.read ale nie o to chodzi w tym filmie, pytanie brzmi: co czujesz gdy widzisz po raz drugi scenę gdy "cyborg" poznaje i żegna się z Jiro