Jeśli komuś jest przykro, długo się smuci i złości, to mu się w chałupie zmory lęgną. Złe oplata domostwo swymi niewidzialnymi korzeniami, a zmory tuptają, skrobią, robią psikusy z zębami na sznurku. Ludzie dostają od tego kumku na muniu i nawet tata psycholog nie ogarnia. Wszelako na zmory istnieją sprytne sposoby np. „smok” – wystarczą dezodorant w sprayu i zapalniczka. Przydać się może również młodsza siostra i odrobina rozpuszczalnika. Jeżeli w wyniku polowania na zmorę domostwo pójdzie z dymem, to nie należy się smucić i złościć, bo to jak zaproszenie dla kolejnej gadziny. Morał jest taki, żeby się kochać i wierzyć bliskim, ponieważ rodzina jest najważniejsza, a razem zawsze można wszystko odbudować. Poza tym każdy ma w szafie jakąś zmorę, ale to nie problem, jeżeli rodzina trzyma się razem, ludzie szczerze opowiadają o swych kłopotach, wzajemnie się wspierają, stać ich na nowy dom, prywatne wizyty u psychologa albo chociaż na dezodorant. No i właśnie o tym jest ten film.