... ale druga część mocno obniża loty. Film ma dobry klimat, realizację oraz ciekawą fabułę i intrygę, ale osobiście pozbyłbym się tych żenujących scen kung-fu które pasują do tego filmu jak skarpetki do sandałów. Niestety druga połowa to w dużej mierze właśnie takie sceny, przez co dotrwałem do końca tylko dzięki temu, że chciałem zobaczyć zakończenie historii (co podkreśla że generalnie film jest wciągający).
Ale musisz przyznać, że zakończenie z lekka zaskakujące. Co do scen walki, kwestia dyskusyjna czy potrzebne, czy nie. rozumiem, że mogą zaburzać klimat filmu.
Jak dla mnie sceny walk są wyśmienite i bardzo wiele wnoszą do filmu, wyśmienicie się ogląda.
Odświeżyłam sobie film, bo leciał na Święta. Dla mnie końcówka przewidywalna. Tożsamość bestii była znana w połowie, a o czym będzie koniec, było wiadomo po pierwszych minutach filmu. Indianin najfajniejszy, jednak fabule całkowicie niepotrzebny.
Dokładnie, te walki pasowały do tej opowieści i tej epoki jak kwiatek do kożucha. To schlebianie najniższym gustom małolatów :-)
Savate – francuska sztuka walki powstała w XVII wieku (słownie: w SIEDEMNASTYM WIEKU). Stworzono ją w środowisku arystokratycznym - ale również wpływ mieli na nią marynarze - dla celów samoobrony w ulicznej walce z uzbrojonym przeciwnikiem. Duże znaczenie miały tu TECHNIKI NOŻNE.
|To nie jest kung fu tylko francuskie savate. Istniało już wtedy. i nie było w nim elementów z boksu angielskiego więc wyglądało mniej więcej tak jak w tym filmie, a nie jak obecnie wygląda sportowe savate.
A mi się ten film od samego początku nie podoba, pierwsze 35 minut to uganianie się za jakąś tępą idiotką i debilne zaloty, gościa który zna się na wszystkim i wie wszystko a oczywiście wszyscy wokół niego to idioci i tumany, nienawidzę takich postaci. Potem po raz kolejny akcja w burdelu i afera o węża, potem znów walka o cipę Hrabianki i tak do porzygania, potem znów rozmowy o niczym jak na początku. Jedynie ten Indianin dawał radę oraz Vincent Cassel. Pierwsza godzina to śmietnik. I żeby nie było że jestem jakimś gównem z tiktoka co potrzebuję dopaminki, uwielbiam np. Barry Lyndona gdzie każdy praktycznie dialog i kadr to poezja, tutaj zesrali się a nie zrobili dobry film.