Raczej przesłaodzony amerykański filmik o gościu - egoiście, który nie potrafi poradzić sobie z problemami. Tzw bóg reprezentuje osobowość zbliżoną raczej ku wyrachowanemu amerykanckiemu politykowi i zupełnie nierozsądnie daje wielką władzę w ręce Brusa.
Flim ciągnie się do końca głównie dzięki naprawdę nadzwyczajnemu talentowi Jima Carreja do robienia ze swojej twarzy i całej osoby masy plastycznej (gotowej do niebywałych odkształceń).
Zresztą cały "Bruce Almighty" jest jednoosobowy - zrealizowany dla jednego komika, który ma uciągnąć całą ekipę aktorów (drugoplanowych).
Spodziewam się, że film zostanie ciepło przyjęty w naszym Katolandzie - jest taki słodki...........