Cała fabuła i obraz boga jako takiego za przeproszeniem wysrana z dupy, nie wiem po co TEN bóg miałby dawać swoją moc jakiemuś zwykłemu typkowi tylko po to, żeby mu dać nauczkę, kiedy na świecie są miliardy osób, które potrzebują boskiej opatrzności... no i nie wiem czy koleś z boską mocą, jeżeli już by ją dostał, martwiłby się nadal swoją pracą reportera. W sumie zawsze kiedy robi się komedię o kimś z nadprzyrodzonymi zdolnościami powstaje taki problem, gdyby zaczęto się zastanawiać co by naprawdę było gdyby, to film zamieniłby się w jakieś studium psychologiczne (choć lepiej rozwiązano ten problem w niedawno wyświetlanym w kinach filmie Click, który podobał mi się o wiele bardziej). Dlatego też, jeżeli do filmu usiądzie się z odpowiednim nastawieniem, wiedząc z czym ma się do czynienia, to można w miarę przyjemnie spędzić czas, no bo nie ma co ukrywać, Jim Carrey jak zwykle spisał się znakomicie, można by powiedzieć, że ogląda się kilkanaście skeczy połączonych w jeden maraton... Myślę, że takie nastawienie jest potrzebne przy odbieraniu tego czegoś
eeeeeeeeeeeee
wydaje mi sie, ze nie chodzilo o zwykla nauczke. o ile dobrze pamietam; bruce mial pretensje do boga, ze mu nie pomaga. ten da; mu wiec swoje "umiejetnosci" i mozliwosc, a nawet obowiazek pomagania wszystkim ludziom na swiecie, aby pokazac mu, ze po prostu nie wszystkim da sie pomoc, i ich uszczesliwic. pamietasz epizod z toto-lotkiem? gdy sprawil, ze wszyscy wygrali, nikt nie byl zadowolony, bo kazdy dostal bodajze po dolarze, czy jakos tak.
film smieszny. zwlaszcza scena, w ktorej zupa pomidorowa rozstepuje sie jak moze czerwone.
8/10