Gdybe Jim Carrey odmówił zagrania w tym filmie, nie było by filmu. Na szczęście się zgodził i dobry scenariusz stał się automatycznie najmiej istotny. Wystarczył jedynie sam pomysł, by uczynić Carreya tymczasowego zastępce Wszechmogącego i rozwinięcie w postaci ciągu kilkunastusprawnie wymyślonych skeczy. Carrey gra reportera telewizyjnego, specjalizujacego się w lekkostrawnej rozrywce, który marzy o prowadzeniu własnego poważnego programu (cóż za autoironia!)wciąż jednak nie może osiągnąć sukcesu i w końcu, wyrzucony z pracy i porzucony przez narzeczoną ( Jennifer Aninston ), w desperacji wzywa Boga na świadka swoich życiowych klęsk. A wtedy Bóg wysłuchuje go, pojawia się pod postacią Morgana Freemana i proponuje tygodniowe zastąpienie go w obowiązkach i szansę lepszego zarządzania losem swoim i świata. Co z tego wynika ? Bardzo dużo, bo Carrey, jak się łatwo domyśleć, szybko wprowadza taki chaos, że świat staje na głowie. I za mało, bo jakoś jemu i scenarzystom nie starcza inwencji na pomysły mniej zgrane niż powiękrzenie biustu Aniston (szkoda, że nie na stałe) i uszczęśliwienie graczy w totolotka. Zabawa i tak jest jednak niezła.